Liga „złocisto-krwista”. Radosna „Jaga”, waleczna Korona

Piłka nożna
Liga „złocisto-krwista”. Radosna „Jaga”, waleczna Korona
Fot. Cyfrasport
Liga „złocisto-krwista”. Radosna „Jaga”, waleczna Korona

To była „złocisto-krwista” ostatnia sobota w PKO BP Ekstraklasie. Jak żółto-czerwone barwy obu klubów, dla których była ona najbardziej radosna. Jagiellonia Białystok dość szybko zdjęła z siebie presję i błyskawicznie rzuciła na kolana Wartę Poznań. Jednocześnie spychając ją w otchłań. Także dlatego, że Korona w Poznaniu pokazała wszystkie te cechy, które także na boisku prezentował jej trener jeszcze w roli piłkarza.

Jeden z tak zwanej „Bandy Świrów”, niebezpiecznych i ostrych jak brzytwa scyzoryków. Krew, pot i łzy. Tym razem jednak szczęścia. Kielce zasłużyły, by pozostać w Ekstraklasie ale w lidze zostaje się nie za zasługi, a dzięki punktom. Tych w końcu wystarczyło do realizacji celu. Ten wynik Korony jest równorzędny z tym, co stało się w rytmach Zenka Martyniuka na podlaskiej ziemi, na której tak sprawnie porusza się uśmiechnięta sylwetka Adriana Siemieńca.

 

ZOBACZ TAKŻE: Jagiellonia Białystok mistrzem Polski! 

 

Hasło, że dobra piłka zawsze się obroni znalazło wreszcie realizację. Wygrał najlepszy atak i wcale nie najbardziej szczelna obrona. Nie chcę w tym miejscu porównywać tego do sposobu Śląska Wrocław, bo cel uświęca środki, a Jacek Magiera dysponował innym materiałem ludzkim więc musiał się do tego przystosować. Wiele rzeczy – także w całym naszym codziennym życiu – dzieje się dzięki pewnym zbiegom okoliczności, bo nikt zatrudniając tymczasowo Adriana Siemieńca w Śląsku nie przypuszczał, że to „siądzie”. Ten szkoleniowiec to jednak nie tylko tak często wymieniane dziś kompetencje miękkie. On ma konkretną, specyficzną, wymyśloną pod ten profil piłkarzy strukturę grania. Szczególnie jeśli chodzi o bocznych obrońców, którzy w przeciwieństwie do wielu innych zespołów nie mają „rozkazu”, by zbyt często linię środkową przekraczać. A w ostatnich powołaniach, jeszcze na marzec, na mecze barażowe o EURO 2024, w reprezentacji pojawiło się „aż” dwóch piłkarzy tego klubu. I nie tylko dlatego, że Michał Probierz jest mieszkańcem stolicy Podlasia.

 

Korona zbudowana została na innych podstawach i jest to najbardziej zrozumiała sytuacja. Mimo, że w sezonie 2022/2023 oba te zespoły, wspólnie, walczyły o utrzymanie niemal do końca i miały identyczny dorobek punktowy (po 41), a kielczanie dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich spotkań zajęli nawet wyższe miejsce w tabeli niż „Jaga”. Nikt na Suzuki Arenie nie oczekiwał walki o medal. Kłopoty pozasportowe związane z otwartym konfliktem na linii prezydent miasta-prezes klubu, a tym samym osoba głównego sponsora, nie ułatwiły pracy sztabowi trenerskiemu i dyrektorowi sportowemu Pawłowi Golańskiemu, który robił co mógł aby w takich realiach wzmocnić zespół. Każda pomyłka transferowa mogła klub drogo kosztować. I trafił. Bo jak odpowiadający za to samo w Białymstoku Łukasz Masłowski na swej robocie się zna. A jeśli za bohatera finiszu dziś powinniśmy uznać zdobywcę dwóch goli przy Bułgarskiej Jewgienija Szykawkę, toż to przecież historia podobna do tej Joselu z rewanżu półfinału Real Madryt – Bayern Monachium. Białorusin strzelił pięć goli w sześciu ostatnich kolejkach. Czyli więcej niż przez ponad dwadzieścia wcześniejszych spotkań. Pomnika nikt mu nie będzie jeszcze w Kielcach stawiać. Monument zbudowała tu cała złocisto-krwista „banda”. I właśnie te barwy będę po tym sezonie najbardziej pamiętać.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie