Przepaść. Pułap dla nas za wysoki

Nie licząc październikowego spotkania Legii Warszawa z Realem Betis, wygranego przez zespół Goncalo Feio, (ale o okolicznościach tamtego meczu będzie poniżej) polskie kluby w tym magicznym – do czwartku – marszu przez Ligę Konferencji, nie zmierzyły się z żadnym z klubów tak zwanych lig Top 5. Przede wszystkim dlatego, że trzeci z europejskich formatów stworzony został dla przedstawicieli takich rozgrywek, jak Ekstraklasa. Anglicy mają tu tylko jeden zespół, tak samo Hiszpanie, Włosi czy Niemcy.

Podział obrazka na dwie części: po lewej zawodnik w białej koszulce piłkarskiej z czarnymi elementami i trener w czarnej kurtce, po prawej dwaj zawodnicy w żółto-czerwonych strojach piłkarskich.
fot. PAP
Jak Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok zaprezentowały się w ćwierćfinale Ligi Konferencji?

Jeżeli spojrzymy zresztą na krótką listę triumfatorów Conference League, to pomijając ubiegłoroczne zwycięstwo Olympiakosu Pireus, który finał, u siebie, i tak wygrał dopiero po karnych z Fiorentiną, zawsze po laur sięgali przedstawiciele najbogatszych i najmocniejszych. AS Roma i West Ham United. A klub z Florencji dwa razy znalazł się w finale. Teraz też do Wrocławia przyjedzie największa z firm grających w LK w tym sezonie - Chelsea. I zagra tam albo z Realem Betis albo z… Fiorentiną. Tak jak przez lata "Królami Europy" byli… "Królewscy" z Madrytu, tak niebawem, być może będzie mówić się o "Violi", która może zyskać miano księcia Ligi Konferencji. Księcia, bo korony na głowę jeszcze nie założyła i jeżeli nawet przejdzie Betis, we Wrocławiu może zaliczyć trzeci z rzędu przegrany finał, co jeszcze nigdy nie przytrafiło się nikomu w całej europejskiej pucharowej historii.

 

ZOBACZ TAKŻE: Trener Chelsea o meczu w Warszawie. Ocenił kibiców Legii

 

Przed meczem Jagiellonii w Sevilli wiedzieliśmy doskonale, że będzie to kompletnie inny Real Betis od tego, którego widzieliśmy na początku października w Warszawie. Legia wygrała wtedy z Hiszpanami 1:0, ale zespół w Andaluzji zagrał przy Łazienkowskiej w mocno okrojonym składzie, na kilkadziesiąt godzin przed derbami z Sevillą, a przede wszystkim z kompletnie innym nastawieniem na Europę. "Verdi-Blancos" fazę ligową mieli po prostu przebrnąć. Przecież zdobyli w niej zaledwie sześć goli, przegrywając nawet w… Mladej Boleslaw. Na stadionie, przy którym obiekt w Kielcach, który ma już swoje lata, wygląda jak nowoczesny kompleks.

 

Wiosną podeszli do "tematu" już z pełną powagą i Jagiellonia przekonała się o tym dość boleśnie. Statystyka drugiej połowy – podopieczni Manuela Pellegrino oddali na bramkę rywali szesnaście strzałów, a Jagiellonia żadnego - pokazuje doskonale, jaka była różnica w tym meczu. To cud, że skończyło się tylko 2:0. Jakieś małe nadzieje przed rewanżem to daje. Ale raczej tylko na emocjonujące spotkanie przy Słonecznej, o awans będzie szalenie trudno.

 

Po spotkaniu przy Łazienkowskiej słyszałem głosy, że Legia zagrała z Chelsea zbyt bojaźliwie. Jedyny celny strzał oddała w 90. minucie za sprawą Patryka Kuna. W mojej opinii to nie bojaźń. To brak możliwości, by podjąć rękawicę. Enzo Maresca nie musiał korzystać z napastnika numer jeden Jacksona, mistrza świata Fernandeza, jednego z najbardziej rokujących pomocników Caicedo czy reprezentanta Portugalii Neto. Palmer zszedł już w przerwie jeszcze przy stanie 0:0. Sprawę "załatwili" rezerwowi. Bo oni wciąż są lepsi niż "nasi" podstawowi. Nie narzekajmy. Oba polskie zespoły i tak zrobiły dużo, jak na nasze realia i kompetencje. Z takimi firmami jak Chelsea czy podchodzący serio do sprawy Real Betis na dużo więcej niż w czwartek liczyć nie możemy.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie