Pogoń Szczecin zagra o Puchar Polski. Jak wyglądała droga "Portowców" do finału?
Przed nami ostateczne starcie o Puchar Polski, w którym naprzeciwko siebie staną Pogoń Szczecin i Legia Warszawa. Przypominamy, jak wyglądała droga "Portowców" do finału rywalizacji.
"Portowcy" wrócą na reprezentacyjny obiekt po 12 miesiącach, by sięgnąć nie tylko po premierowy triumf w PP, ale i w ogóle pierwsze trofeum do klubowej gabloty, bo na mistrzostwo kraju muszą poczekać co najmniej do przyszłego sezonu. Poza tym będą chcieli w piątek - jak to określił ich kapitan i lider Kamil Grosicki - "naprawić to, co zepsuli" dokładnie przed rokiem, kiedy mieli Puchar Polski na wyciągnięcie ręki, a ostatecznie przegrali po dogrywce z pierwszoligową Wisłą Kraków 1:2.
- Bardzo mnie boli ta porażka, nie zapomnę tego meczu do końca życia, bo bardzo chcieliśmy zdobyć dla kibiców, dla siebie, dla Pogoni pierwsze trofeum. My już w pewnym momencie praktycznie mieliśmy ten puchar w rękach - powiedział wtedy po ostatnim gwizdku Grosicki, który obiecał, że zrobi wszystko, by wrócić na PGE Narodowy.
ZOBACZ TAKŻE: Mentalny klucz Pogoni. Legia (nie) w roli faworyta?
Słowa dotrzymał, bo szczecinianie zagrają po raz kolejny w finale w pierwszym możliwym terminie.
Drogę do stolicy rozpoczęli 24 września w Rzeszowie, kiedy w 1/32 finału wygrali z pierwszoligową Stalą 3:0, choć do 71. minuty prowadzili tylko 1:0.
- To była sroga lekcja futbolu - przyznał pomocnik gospodarzy Andreja Prokic, a Grosicki zaznaczył. - W pierwszej połowie mieliśmy dużo sytuacji, żeby strzelić bramkę na 2:0 i trochę mecz uspokoić. Dominowaliśmy przez całe spotkanie, ale w takich meczach, jak się nie strzeli na 2:0, to przeciwnik stworzy jakąś sytuację i tak było.
W następnej rundzie "Portowcy" wyeliminowali innego pierwszoligowca - Odrę Opole, a jedyne trafienie w drugiej minuty dogrywki uzyskał 36-letni "Grosik".
Faza 1/8 finału to spotkanie z rywalem z ekstraklasy - Zagłębiem Lubin, które obfitowało w gole i przypominało bokserską wymianę ciosów. Pogoń na własnym stadionie prowadziła 2:0, 3:1, by zwyciężyć 4:3 po bramce jeszcze 18-letniego wtedy Patryka Paryzka w 88. minucie.
- Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego debiutanckiego gola przy Twardowskiego. Mecz pełen emocji, dużo zwrotów akcji. Koniec końców wygrywamy i przechodzimy dalej, a to jest najważniejsze - skomentował Paryzek, a trener "Portowców" Robert Kolendowicz spuentował. - To był rollercoaster. Ci, co nie przyszli niech żałują, bo mecz mógł się podobać.
Już w 2025 roku w ćwierćfinale Pogoń okazała się lepsza od Piasta Gliwice, wygrywając po dogrywce 2:0. Ozdobą spotkania były gole ulubieńców szczecińskiej publiczności - Greka Efthymiosa Koulourisa i Kamila Grosickiego.
- Bramki fenomenalne. Dziękuję też Valentinovi Cojocaru za wszystkie interwencje, które pozwoliły nam zachować czyste konto. To był niezwykle trudny mecz, spotkały się dwa bardzo dobrze zorganizowane zespoły. Słowo "wiara" nabrało dla mnie większego znaczenia. Nawet jeśli na początku nie mogliśmy odpowiednio wejść w mecz, to widziałem wiarę w końcowy sukces - przyznał szkoleniowiec miejscowych.
W półfinale na drodze Pogoni stanęła debiutująca na tym poziomie Puszcza Niepołomice. Zespół ze Szczecina zwyciężył na wyjeździe 3:0, ale na przebieg potyczki duży wpływ miała obroniona przez rumuńskiego golkipera gości "jedenastka" przy wyniku 1:0.
- Cieszę się bardzo, że znowu awansowaliśmy do finału i mogę obiecać, że zrobimy wszystko co w naszej mocny, aby go wygrać. Mamy swoje doświadczenia i wierzę, że na tej bazie na koniec tych rozgrywek będziemy szczęśliwi - powiedział trener Kolendowicz.
Pogoń zagra w finale po raz piąty; wszystkie dotychczasowe przegrała różnicą jednej bramki, w tym dwa po dogrywce.
Przejdź na Polsatsport.pl
