Po występie Polek w Lidze Narodów. „Duży plus przy tym nazwisku”
Od momentu, gdy Lavarini objął kadrę, tęsknimy za tym, żeby dobić się do czołówki i jesteśmy już blisko. Musimy jeszcze złamać jedną barierę i pokonać silny zespół z czołówki. Tym razem straciliśmy na to szansę, przegrywając mecz z Włoszkami. Jednak w tym spotkaniu zabrakło chłodnej głowy i wielkiego serducha. Trzeba popracować, żeby to zmienić, bo w ćwierćfinale mistrzostw świata najpewniej znowu wpadniemy na Włoszki – mówi komentator Polsatu Sport Marek Magiera po finale Ligi Narodów.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Trzeci brąz z rzędu jest potwierdzeniem, że reprezentacja kobiet w siatkówce rośnie. Kończę jednak tę imprezę z przekonaniem, że takie topowe drużyny, jak Włochy, Brazylia czy Turcja nadal są poza naszym zasięgiem.
ZOBACZ TAKŻE: Czy Aleksander Śliwka zagra na mistrzostwach świata? Siatkarz zabrał głos
Marek Magiera, komentator Polsatu Sport: Brąz trzeci rok z rzędu to duże wydarzenie i sukces. Od momentu, gdy Lavarini objął kadrę, tęsknimy za tym, żeby dobić się do czołówki i jesteśmy już blisko. Musimy jeszcze złamać jedną barierę i pokonać silny zespół z czołówki. Tym razem straciliśmy na to szansę, przegrywając mecz z Włoszkami. Udają nam się jednak pojedyncze mecze, a drużyna jest w budowie, więc trzeba być cierpliwym. To jest proces. Ja nie mam złotego środka, jak to zrobić, ale Lavarini i jego sztab na pewno to wiedzą i zrobią wszystko, żeby ta drużyna jeszcze bardziej się rozwinęła.
Mieliśmy w tej Lidze Narodów emocjonujące mecze Polek, choćby ten z Chinkami, ale nie sposób uciec od refleksji, że w sumie ten turniej nie był jakimś wielkim występem naszej drużyny.
Jednak dziewczyny się rozwinęły, a o brąz z Japonią zagrały już z ogniem w oczach. Tego mi brakowało wcześniej. Dobrze jednak, że choć w tym ostatnim meczu był ogień.
Tego ognia trzeba nam jednak więcej.
Zawodniczki też tego chcą. One mają świadomość, że nie zagrały wielkiego turnieju, że nie były w wielkiej formie. Wiedzą, że stać je na więcej i mają swoje ambicje. Wspomniany mecz z Chinkami nie był wcale taki dobry. Miał ładunek emocjonalny i to zatuszowało te rzeczy, z którymi ta drużyna się boryka.
A z czym się boryka?
Weźmy na przykład Magdę Stysiak, która drugi rok z rzędu mało gra w klubie. Ona ma kapitalne warunki fizyczne, jest pomocna, ambitna, ale żeby grała na najwyższym poziomie, to musi grać regularnie. Jak tego nie ma, to nie może złapać rytmu. Frustruje się, chce coś polepszyć, a w takich sytuacjach często można przedobrzyć. Przez to Magda często nie potrafi poradzić sobie z emocjami, dlatego trzeba jej żyć, żeby w następnym sezonie grała, żeby się zbudowała, kiedy przyjdzie to następne reprezentacyjne okienko.
Z Japonią Stysiak zagrała jednak kapitalnie.
Miałem to właśnie powiedzieć. Jednak w fazie interkontynentalnej grała różne mecze. Na szczęście była Malwina Smarzek, która uzupełniała się z Magdą, a czasem była postacią wiodącą. Duży plus trzeba postawić przy tym nazwisku. Ten brąz to ich wspólna robota. Natomiast Magda do meczu o brąz podeszła z charakterem i przypominała tę liderkę sprzed dwóch, trzech lat. To była tamta Magda.
Zanim porozmawiamy o innych zawodniczkach, chciałem o coś zapytać. Powiedział pan: musimy jeszcze złamać jedną barierę i pokonać silny zespół z czołówki. Tylko, jak to zrobić? Po 0:3 z Włoszkami odezwały się takie głosy, że nasza drużyna ma sufit, że wyżej nie podskoczy.
Trener Włoszek Julio Velasco powiedział po finale ważną rzecz. Kibice to słyszeliśmy w hali, my mieliśmy to na antenie. Te jego słowa mogą być manifestem dla sportowców w ogóle i mogą być przesłaniem dla naszych siatkarek. Velasco stwierdził, że można mieć świetne warunki i ciężko pracować, ale jak się nie dołoży chłodnej głowy i serducha, to nic z tego nie będzie. Głowa i jeszcze raz głowa. Fizycznie Lavarini przygotuje drużynę świetnie, ale nie wygramy z Włoszkami na mistrzostwach świata jeśli znów wyjdziemy z takim mentalnym przekonaniem.
Czyli bez wiary w to, że mogą wygrać.
Właśnie. Z Japonią nasze grały z odpowiednim podejściem. Pokonały je na igrzyskach i czuły, że jak na nie siądą, to je złamią. Z Włoszkami tej wiary nie było widać. Dlatego powiedziałem, że do naszego bagażu trzeba dorzucać kolejne wygrane z wielkimi, bo na tym można budować.
Pewnie przydałaby się też jakaś liderka.
Malwina Smarzek ma chłodne i racjonalne wypowiedzi. Pokazuje nimi fajny charakter. Jak to się przełoży na całą grupę, to może, choć nie wiem, czy ona może aspirować do liderki. Natomiast powtórzę raz jeszcze, że plus za współpracę ze Stysiak należy się jak najbardziej.
Kogo jeszcze możemy pochwalić?
Korneluk. To była rewelacja. Kolejny taki sezon w jej wykonaniu i tu nic nie trzeba mówić, bo ma liczby. Bez niej nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy. A jeśli chodzi o drugą środkową, to miała być Centka, ale doznała kontuzji kciuka. Z Japonią dobrze zagrała Jurczyk, ale ona właściwie odpaliła dopiero w tym meczu. Wcześniej grała mało i nie była widoczna. Gdybym miał zestawiać nasz pierwszy skład, to powiedziałbym, że właśnie Jurczyk i Korneluk.
Największa obawa była o rozgrywające.
To zrozumiałe. Na Asię Wołosz sporo się narzekało, że w reprezentacji nie gra tak, jak w klubie, ale trochę zapominano o tym, jakie zawodniczki ją otaczają. Nie zmienia to faktu, że Asia jest gigantem. Zaproszenie jej do wręczania medali w Lidze Narodów tylko to pokazuje. Może przydałby się w meczu z Włoszkami, może byłaby tą liderką, która potrafiłaby wstrząsnąć drużyną.
Była Wenerska.
I zagrała bardzo przeciętny turniej. Lavarini musiał szukać zmian w meczu z Chinkami, bo to nie do końca grało. W lidze Wenerska pokazuje, że jak ma chłodną głowę, to potrafi pociągnąć drużynę. Tyle tylko, że poziom Tauron Ligi i kadry, to dwa różne światy. Nasza liga nie jest tak wymagająca. Czasem to, co wystarcza na Rzeszów, może nie wystarczyć w reprezentacji. Niemniej Wenerska to teraz nasza podstawowa rozgrywająca. Jest jeszcze Alicja Grabka, która wytrzymała ciśnienie z Chinkami i miała wkład w to, że zagraliśmy o brąz. Alicja popłakała się, gdy odbierała medal, bo dla niej to wszystko było bardzo ważne. Żeby tylko dalej zbierała doświadczenia i grała jak najwięcej ważnych meczów.
Dotąd nie powiedzieliśmy słowa o Czyrniańskiej i Łukasik.
To dwie nasze podstawowe przyjmujące. Bez nich ciężko sobie tę kadrę wyobrazić. Nawet mimo dobrych zmian Damaske i Piaseckiej. Damaske z Chinkami miała te złote dotyki. To była druga obok Grabki bohaterka meczu. Jednak te nasze Martyny nie są zagrożone. Łukasik jest dla naszej żeńskiej kadry kimś takim, jak był Śliwka w męskiej. Na nią zawsze można liczyć. Natomiast Czyrniańska to największy talent. Ma przebłyski. Jak się ustabilizuje, to już będzie światowy top.
O kimś zapomnieliśmy?
Tak. Libero Szczygłowska. Wcześniej była na tej pozycji Maria Stenzel, ale teraz jest Ola. Nawet fenomenalne i treściwe zmiany Justyny Łysiak nie podważają jej pozycji. Czas Łysiak przyjdzie, ale Szczygłowska zabetonuje pozycję na długi czas.
A Lavarini może nas czymś jeszcze w najbliższej przyszłości zaskoczyć? Może wyciągnie jakiegoś asa z rękawa?
Moje zdanie jest takie, że dołączyłbym do kadry Wiktoria Szewczyk i dałbym jej grać. Chiny postawiły na 17-latkę, ona wchodzi i zaskakuje. A u nas jest taka tendencja, że jak młoda, to wymyślamy, że ma czas, żeby się bawić w poważną siatkówkę. Według mnie jej granie w tej reprezentacji dałoby bardzo dużo, a nam by pomogło.
Przejdź na Polsatsport.pl


