Jakub Bednaruk wspomina rozwój siatkówki w Polsce. "Nie jest to tylko laurka dla pracodawcy"
Polsat Sport obchodzi 25-lecie, a ja za rok skończę lat 50, więc trochę mnie wzięło na sentymenty. Oczywiście w Polsacie Sport pracuje tylko trzy lata, więc wciąż jestem w firmie świeżakiem, ale na sentymenty mnie wzięło, ponieważ praktycznie całe swoje życie zaraz po urodzeniu spędziłem na siatkarskiej hali i chyba widziałem już wszystko.
Ludzi mądrych i trochę mniej, upadki i wzloty, gwiazdy i solidnych ligowców, zawodników z palmą i pokornych, skromnych siatkarzy. Kluby rosnące i upadające. Najciekawszym bagażem wspomnień i doświadczeń jest sposób, w jaki moja dyscyplina rosła wspólnie i dzięki telewizji oraz miejsce, w którym siatkówka obecnie jest, a gdzie w latach 90. była. Moi rodzice z siatkówki się wywodzą, więc byłem naocznym świadkiem bitew BKS Stali Bielsko-Biała z Czarnymi Słupsk, byłem świadkiem przyjazdu Mizury Mediolan do BBTS i Urałoczki Swierdłowsk do BKS ze słynnym Karpolem, którego na przerwach było słychać w Szczyrku, Brennej, a nawet w Żywcu.
ZOBACZ TAKŻE: 25-lecie Polsatu Sport. Początek stacji oczami dziennikarzy (WIDEO)
Moment, kiedy współpraca siatkówki z Polsatem Sport się rozpoczęła, można uznać za przełomowy i to nie jest laurka dla pracodawcy, tylko lata doświadczeń jako zawodnik, a później trener. Pamiętam czasy, kiedy zawodnicy przygotowywali się po 12 tygodni do sezonu, grali w weekend dwa mecze, a po sezonie szukali pracy w USA, żeby móc kupić nową pralkę lub lodówkę dla rodziny, bo rzadko zdarzało się, żeby dwudziestokilkulatek nie miał żony i dzieci, którymi trzeba było się zaopiekować.
Zupełnie inne problemy dotykają obecnych siatkarzy i to jest znak czasu. Pamiętam pierwsze transmisje telewizyjne i to podniecenie faktem, że zobaczy twój występ rodzina z drugiej strony Polski. Pamiętam hotel na szczecińskim WDS-ie z jedną łazienką dla całego zespołu i porównuje z obecnymi warunkami, w jakich mogą trenować i grać zawodnicy. Pamiętam hale na 200 osób z parkietem na betonie, gdzie kolana po meczu płonęły, a teraz widzę pełną Tauron Arenę podczas Pucharu Polski i zawodników liczących kalorie i monitorujących swój organizm 24 godziny na dobę. Pamiętam kluby, które w momencie, kiedy nie miały czym zapłacić za pensje, po prostu zmieniały nazwę i robiły następnie to samo w następnym roku. Pamiętam kurs trenerski w Gdańsku jakieś 15 lat temu, kiedy Lubo Travica uczył nas, jak budować swój sztab i ile powinien mieć do tego ludzi, na co Sławek Gerymski, który trenował wtedy zespół z Siedlec, wstał i powiedział „Człowieku! Ja to rozumiem, że sztab powinien się składać z asystenta, statystyka, lekarza, trenera przygotowania fizycznego, dwóch fizjoterapeutów, kierownika drużyny, ale idź to powiedz naszym prezesom, bo my obecnie musi to wszystko robić we trzech”. Przecież teraz to już jest standardem nawet w drużynach 1. ligi i bardzo dobrze! To jest progres!
Pamiętam wylot na Puchar Europy z Czarnymi Radom do AEK Ateny, kiedy wracając wylądowaliśmy na jakimś lotnisku w szczerym polu, chyba w Rumunii lub Bułgarii i chodzącego prezesa z kapeluszem zbierającego od zawodników pozostałe dolary, bo nie było na paliwo do samolotu - i widzę teraz luksusowe autokary i podróże kadrowiczów w biznes klasie. Pamiętam wyjazd z Czarnymi do Belgradu i słynny „turecki” pociąg przez Budapeszt, kiedy ludzie w przedziale, żaby zarobić na życie wracając z Turcji wypchanymi torbami polówek i futer prosili nas, żebyśmy wzięli coś na siebie jako nasz bagaż, z lęku o skonfiskowanie towarów na handel przez celników. Pamiętam kluby, które w trakcie sezonu nie miały pieniędzy na hotel, a teraz widzę młodych kibiców pod hotelowymi oknami proszących o autograf.
Oczywiście - my nie byliśmy święci i sporo rozrabialiśmy. Takie były czasy. Zdaję sobie również sprawę, że szczególnie w lidze pań jest wiele do zrobienia i jak bardzo te ligi organizacyjnie i jakościowo się rozjeżdżają.
Dlaczego mnie na te wspominki wzięło? Cieszę się po prostu, że byłem świadkiem przemiany i naocznym świadkiem drogi, jaką przeszliśmy, bo sukcesy sportowe szły równolegle z siłą siatkówki w telewizji. To jest moc, która samonapędza się. Pierwsze transmisje na TV4 wybranych meczów, pierwsze studia, powoli coraz więcej meczów z kolejki, aby na koniec - jako jedyna stacja tv na świecie - pokazywać wszystkie mecze PlusLigi w innych godzinach, mecze kobiet, a nawet 1. ligi.
Dużo pracy zostało wykonane, żeby PlusLiga stała się najlepiej oglądaną dyscypliną ligową w kraju, a mecze reprezentacji w tym sezonie VNL dochodziły do 3,5 mln widzów przed telewizorami.
Życzę Polsatowi Sport kolejnych lat sukcesów wspólnie z naszymi ligami i reprezentacjami, bo każdy sportowiec ma we krwi ambicje, żeby było zawsze lepiej i każdy sportowiec szuka sposobu na progres i poprawianie wyników.
Przejdź na Polsatsport.pl
