Marek Magiera: Przygoda, marzenia, przyjaźń, ale najpierw były kręgle. W Starych Jabłonkach...
Dzisiaj swoje 25. urodziny obchodzi Polsat Sport. Dla mnie i pewnie dla wielu moich koleżanek i kolegów to miejsce absolutnie wyjątkowe. Cieszę się bardzo, że od dwudziestu lat mogę być małą cząsteczką tej wielkiej i sprawnie działającej maszyny.

Polsat Sport to dla mnie zdecydowanie coś więcej niż miejsce pracy. Nie chciałbym też używać wyświechtanego banału, że to mój drugi dom, bo to też nie do końca o to chodzi. Dla mnie Polsat Sport to nieustająca przygoda oraz podróż za marzeniami. Wielka pasja pozwalająca przeżywać i doświadczać wiele fantastycznych emocji wynikających z młodzieńczych zamiłowań i obcowaniu na największych sportowych arenach.
ZOBACZ TAKŻE: 25-lecie Polsatu Sport. Początek stacji oczami dziennikarzy (WIDEO)
Polsat Sport to fantastyczni ludzie, których poznałem na swojej zawodowej drodze, ludzie, na których zawsze mogłem i wciąż mogę liczyć, czego niejednokrotnie doświadczałem, więc z pełnym przekonaniem mogę zaświadczyć, że też nie jest to zwykły frazes i jakieś tam czcze gadanie na potrzebę jubileuszowych okoliczności. I chyba najważniejsza rzecz, która najkrócej definiuje naszą stację. Gdyby ktoś mnie zapytał, jak najkrócej scharakteryzowałbym Polsat Sport, to bez wahania zrobiłbym to w dwóch słowach: Marian Kmita. Dla mnie osobiście nie tylko szef, nie tylko dyrektor, ale przede wszystkim przyjaciel.
Zaczynając pracę w Polsacie Sport, pewnie w życiu bym sobie nie wymarzył tyłu wspaniałych chwil, związanych z moją ukochaną dyscypliną sportu, czyli siatkówką, bo trafiłem akurat na jej najlepsze lata, a dzięki Polsatowi Sport mogłem i miałem przyjemność w różnych rolach nie tylko obserwować jej największe sukcesy, ale brać w nich czynny udział i maszerować sobie nawet nie obok, tylko wspólnie z głównymi bohaterami tych wydarzeń. Ale tutaj ciekawostka, bo zanim pojawiłem się przy siatkarskich transmisjach, użyczyłem Polsatowi Sport swojego głosu podczas zawodów... strongmenów! Serio! Byłem wtedy spikerem na stadionie, gdzie odbywała się impreza siłaczy, a ktoś, kto był wyznaczony do komentowania tego wydarzenia w telewizji, z jakiegoś powodu nie dojechał na transmisję. I mój głos stał się wtedy narracją dla telewizyjnej produkcji.
Później już było "planowo" i siatkarsko poniekąd rutynowo. Pierwsza reporterka w Pile na meczu Jokera ze Skrą w październiku 2005 roku, wywiady z trenerami Dariuszem Luksem i Ireneuszem Mazurem oraz Sławomirem Gerymskim i Krzyśkiem Ignaczakiem, później pierwszy komentarz meczu Ligi Mistrzów Knack Roeselare - Olympiakos Pireus w parze z Przemkiem Iwańczykiem i pierwsze studio przed meczem AZS-u Olsztyn z AZS-em Częstochowa. Moim gościem w studio był wtedy Tomasz Wójtowicz - dla mnie jeden z najważniejszych ludzi, których miałem przyjemność w życiu spotkać. A zaprzyjaźniliśmy się i to bardzo dzięki Polsatowi Sport. Legenda.
Dzisiaj trochę żałuję, że nie zapisywałem sobie tych wszystkich występów antenowych w Polsacie Sport, bo pewnie trochę by się ich uzbierało. W rekordowych roku skomentowałem 272 mecze siatkarskie, licząc kalendarzowo od stycznia do grudnia. Teraz ich średnia oscyluje od jakiegoś czasu w okolicach stu osiemdziesięciu - dwustu spotkań. Do tego praca przy #7Strefie, SiatCast, czasami praca przy wydarzeniach newsowych, a zdarzał się też komentarz meczów piłkarskich...
A wszystko dzięki zaufaniu wspaniałych ludzi i pewnego spotkania w Starych Jabłonkach, gdzie przy okazji turnieju siatkówki plażowej odbył się też wieczorno-nocny turniej gry w kręgle, w którym uczestniczył także Marian Kmita. Już nie pamiętam, kto wtedy okazał się najlepszy na bowlingu, ale ja wiem na pewno, że tam wygrałem coś, co często w portalach społecznościowych hasztaguję określeniem #najlepszapracanaświecie.
Gratulacje Polsacie Sport! Życzę ci następnych wspaniałych 25 lat i kolejnych 25 i jeszcze jednych 25, a sobie przy okazji następnych dwudziestek, najlepiej kilku, a przynajmniej dwóch. I dziękuję za wszystko!

