Dlatego Wisła Kraków nie dała się Wieczystej. "To byłoby zbyt duże szczęście"
- Mamy średnią 2,5 punktu na mecz. To rewelacyjne punktowanie. Wszystkie statystyki są na naszą korzyść, jeżeli chodzi o zdobyte i stracone bramki. Nasz zespół poprawił wiele elementów – powiedział trener Wisły Mariusz Jop po czwartkowym remisie 1:1 w derbach Krakowa z Wieczystą, w których krakowianie znowu ustanowili krajowy rekord frekwencji - 32 tys. kibiców!

Wieczysta objęła prowadzenie tuż przed przerwą, po rzucie rożnym. Druga połowa w wykonaniu Wisły Kraków była wręcz koncertowa. Zbudowana za grube miliony Wieczysta nie była w stanie powąchać piłki, miała ją jedynie przez 22 procent gry. Wojciech Kwiecień ze Sławomirem Peszką nie po to sprowadzili ostatnio do Wieczystej wielu klasowych zawodników do drugiej linii, by zespół tylko bezradnie biegał za piłką.
ZOBACZ TAKŻE: Koseckiemu puściły nerwy po meczu Legii! "Wychodzę z kulawą nogą i gram lepiej"
Można się było tylko zastanawiać, dlaczego jedyną bramkę Wisła zdobyła dopiero w doliczonym czasie gry. Wiślacy momentami potrafili zatracić się w krakowskiej piłce, w uwielbieniu do szybkich podań po ziemi. Jakby zapomnieli, że esencją futbolu są bramki. Napędzający większość ataków Kacper Duda miał przecież stuprocentową sytuację w polu karnym, ale zamiast oddać strzał, wolał zagrać piętą do kolegi i z tego zrodziła się strata. Takich aktów dogrania na pustą bramkę było znacznie więcej. Można było odnieść wrażenie, że na przedmeczowej odprawie Mariusz Jop wpajał piłkarzom mickiewiczowską "Redutę Ordona", której pierwsze wers głosi: "Nam strzelać nie kazano".
- Ja również miałem odczucie, że były momenty, w których powinniśmy się szybciej decydować na oddanie strzału. Zawodnik sam ocenia, jeśli nie uderza, to najwyraźniej uznaje, że jego pozycja nie jest na tyle dobra, więc szuka innych rozwiązań. Częściej powinniśmy szukać finalizacji akcji strzałami bez przyjęcia piłki – nie ma wątpliwości trener Jop.
W strzałach na bramkę Wisła zmiażdżyła Wieczystą 19:3, w rzutach rożnych – 10:2, ale to klub Wojciecha Kwietnia po kornerze zdobył jedyną bramkę, po uderzeniu głową Stefana Feiertaga.
Mariusz Jop: Nasza dominacja była wyraźna
- Dominacja z naszej strony była wyraźna, niemal pod każdą stroną, za wyjątkiem strzelonych bramek. Z drugiej strony jest satysfakcja, że zespół cały czas walczy z wiarą do końca, jest wiernym naszym zasadom budowy składnych ataków. Wypracowaliśmy bardzo dużo sytuacji, mam nadzieję, że następnym razem padnie po nich więcej bramek – nie kryje szkoleniowiec Wisły.
Dla fanów "Białej Gwiazdy", oprócz zdobytej w doliczonym czasie gry wyrównującej bramki Wiktora Biedrzyckiego, najbardziej krzepiące jest przygotowanie fizyczne zespołu. Druga połowa to był koncert podopiecznych Jopa, którzy mieli przecież o jeden dzień mniej na regenerację niż Wieczysta.
- Do szczęścia zabrakło nam półtorej minuty, ale gdybyśmy wygrali, to byłoby zbyt duże szczęście. Wisła była od nas lepsza, w drugiej połowie nas zdominowała, stwarzała sytuacje i tylko dobrze grający, z poświęceniem obrońcy, czy defensywni pomocnicy, czy broniący kapitalnie Antek Mikułko uratowali nas przed stratą bramki dużo wcześniej. Przed meczem remis wziąłbym w ciemno, ale okoliczności straty wyrównującej bramki powodują uczucie niedosytu, ale Wisła była zespołem lepszym. My w drugiej połowie musieliśmy biegać za piłką, nie utrzymywaliśmy się przy niej. Wisła grała między liniami, szybko zmieniała strony, przez co traciliśmy siłę na grę defensywną – analizował trener Wieczystej Przemysław Cecherz.
Michał Pazdan nie wytrwał do końca. Trener Cecherz tłumaczy
Opiekun beniaminka 1. Ligi zachodził w głowę, dlaczego pierwszy kwadrans po przerwie znowu był słabszy w wykonaniu jego podopiecznych.
- W tym sezonie nie udało nam się jeszcze strzelić bramki między 46 a 60 minutą – przypomniał trener Cecherz.
Lider defensywy Wieczystej, który podczas Euro 2016 został nieformalnym ministrem obrony narodowej – Michał Pazdan nie wytrwał do końca derbów. I nie było to spowodowane utratą sił.
- Po urazie doprowadzaliśmy Michała przez kilka dni do sprawności i był duży znak zapytania, czy zagra od początku. Istniało ryzyko, że się nie uda, dlatego był już w pogotowiu do gry Szymonowicz – zdradził kulisy przygotowań do derbów Krakowa Cecherz.
Pierwsze od II wojny światowej derby Wieczysta – Wisła rozpoczęły się z piętnastominutowym opóźnieniem. Wszystko przez to, że Wieczysta utknęła w korkach.
- Nawigacja pokazywała nam, że z hotelu na stadion dotrzemy w 50 minut, a jechaliśmy godzinę i 25 minut. Praktycznie cały czas w korku – rozkładał ręce trener Cecherz.
Goku kontuzjowany, Carlitos w roli strażaka
Wielkimi nieobecnymi na murawie byli ekspiłkarze Wisły w barwach Wieczystej. Joan Roman Goku nie może się wyleczyć po kontuzjach, a Carlitos przesiedział mecz na ławce rezerwowych, gdyż od strony fizycznej nie był jeszcze gotowy do występu.
Wisła znowu pobiła krajowy rekord frekwencji. W czwartkowy wieczór na żaden stadion w Polsce, łącznie z tymi pucharowiczów, nie przyszło tylu kibiców – 31 813. Stadion Miejski im. Henryka Reymana nie ma zbyt szczęśliwej lokalizacji dla zmotoryzowanych. Prowadzą do niego wąskie ulice: Reymonta i al. 3 Maja, które w dni meczowe są jednym wielkim korkiem.
Właściciel i prezes Wisły Jarosław Królewski marzy już o większym stadionie. Obecny, po przebudowie został oddany do użytku w 2011 r., tylko w tym sezonie kilkukrotnie okazał się za małym. A co dopiero będzie, jeśli Wiśle powiedzie się misja powrotu do Ekstraklasy?
Po 11 kolejkach 1. Ligi Wisła jest liderem i ma cztery punkty przewagi nad Wieczystą, a pięć nad trzecim Śląskiem Wrocław.
Przejdź na Polsatsport.pl



