Zbigniew Boniek surowy po meczu Polaków. "To jeden wielki pic na wodę!"

- Markery zmęczeniowe to jest wielki pic na wodę! Ja kilka meczów w życiu rozegrałem na markerach zupełnie wysokich. Wiśniewski, który jest zawodnikiem dobrym, szybkim, ale w reprezentacji rozegrał dopiero trzy mecze, więc nazywanie go zawodnikiem podstawowym jest na wyrost. Jest rywalizacja – powiedział nam Zbigniew Boniek po meczu Polski z Nową Zelandią (1-0).

Zbigniew Boniek w okręgu z lewej strony, z prawej zdjęcie z meczu piłki nożnej z nogą piłkarza w powietrzu.
Cyfrasport/Łukasz Grochala
Zbigniew Boniek skomentował mecz Polaków (piłkę atakuje Karol Świderski) z Nową Zelandią

Michał Białoński, Polsat Sport: Trudno po takim meczu wymyślić nowe prawo Archimedesa, Jan Urban wystawił eksperymentalny skład, bo celem nadrzędnym jest niedzielne starcie o punkty eliminacji MŚ z Litwą. Jakie ma pan wnioski towarzyskiej wygranej nad Nową Zelandią?

 

Zbigniew Boniek: Oglądając ten mecz, słuchając komentatorów, doszedłem do wniosku, że jesteśmy ciągle wszystkim podnieceni „na maksa”. Tymczasem są mecze, które pozwalają na grę na trochę mniejszym ciśnieniu, ale dają dużo dobrego materiału. I to był jeden z nich. Dzisiaj takich meczów jest bardzo mało, bo ciągle gramy „o wszystko”, czy w eliminacjach, czy w Lidze Narodów. Tym razem można było poeksperymentować i bardzo dobrze to zrobił trener Urban. Trzeba zacząć od tego, że graliśmy z finalistą mundialu, na którym wystąpi 48 drużyn. Z ciekawością oglądnąłem mecz Finlandia – Litwa i doszedłem do wniosku, że Nowa Zelandia jest mocniejsza od Litwinów. Oczywiście, niedzielny mecz w Kownie będzie miał inny ciężar gatunkowy, ale czwartkowa wygrana pokazuje, że z Litwą możemy mieć mniej ciężarów.

 

Wynik zawsze się liczy, wpływa na rankingi, rozmieszczenie koszyków itd., ale jeśli zostawimy go na boku, to trzeba powiedzieć, że spotkanie z Nową Zelandią było wyrównane i pewnie jakby był remis, to nikt by nie był tym zawiedziony.

 

ZOBACZ TAKŻE: Oto sędzia meczu Litwa - Polska. Mamy z nim dobre wspomnienia

Zbigniew Boniek: Wszołek jest lepszą alternatywą niż Frankowski

Przejdźmy do wniosków.

 

Mecz dał kilka ciekawych odpowiedzi. Wiadomo, że numerem jeden na prawym wahadle jest dzisiaj Matty Cash i szukamy kogoś, kto może być jego zmiennikiem. Mnie się wydaje, że wybierając pomiędzy Frankowskim a Wszołkiem, różnica jest na korzyść tego drugiego, który za każdym wejściem z ławki wnosi dużo rzeczy pozytywnych. Oczywiście, Frankowski gra w poważnym klubie poważną piłkę, ale na dzisiaj Paweł Wszołek jest bardziej przydatny.

 

Zwłaszcza w ofensywie, w czwartek asystował przy bramce Piotra Zielińskiego.

 

Jest silniejszy, lepiej się rozpycha i kryje przeciwnika, lepiej też wychodzi na wolną pozycję.

 

Ciekawą alternatywę zaproponował trenerowi Ziółkowski, który był nie tylko debiutantem, ale też jednym z najlepszych zawodników w naszej drużynie. Bardzo agresywny, wyprzedzający rywali bardzo często. Na dodatek dwa razy uratował naszą drużynę przy bardzo niebezpiecznych akcjach przeciwników.

 

Rzucał się też pod nogi przeciwników, żeby blokować strzały.

 

Na tym polega także rola obrońcy, żeby bronić dostępu do bramki.

 

Jak się panu podobał Michał Skóraś, który w Kownie najpewniej zastąpi kontuzjowanego Nicolę Zalewskiego?

 

Skórasia znamy. Jest dobrze przygotowany fizycznie i mentalnie, a wówczas swoje zawsze wybiega. Przypominał mi siebie z okresu występów w Lechu Poznań, gdy był w dobrej formie. Nie było to nic nadzwyczajnego, ale też absolutnie nic złego. To był pozytywny występ, tak samo jak wracającego po czterech latach do kadry Kozłowskiego. Kacper ma dopiero 22 lata i pokazał, że z piłką przy nodze potrafi coś zrobić.

 

Brakowało nam jednego. Fazy poszanowania piłki, spokojnego utrzymania się przy niej. Mamy z tym wielki problem. Albo się bronimy, albo przechodzimy do szybkiego ataku. Pod względem utrzymywania się przy piłce Nowa Zelandia momentami nas przewyższała.

 

Trener Urban sprawdził dwóch bramkarzy. Oczywiście żaden z nich nie popełnił wielkich błędów, aczkolwiek gra nogą Drągowskiego troszeczkę mnie rozczarowała. Miał tego pecha, nie wiem, czy przez grząski teren, że wybijane przez niego piłki latały po autach lub do przeciwnika. Dobre wprowadzenie piłki do gry dzisiaj bardzo się ceni u bramkarzy, umiejętna, dobra gra nogą, a Drągowski miał z tym trochę problemów.

 

Trudno wiele powiedzieć o pozostałych zawodnikach. Ja ich wszystkich dość dobrze znam, zdecydowana większość z nich grała w reprezentacji za mojej prezesury, gdy byłem blisko kadry.

Zbigniew Boniek: Krzysztofa Piątka z Genoi już nie ma

Krzysztof Piątek podkreśla, że liga katarska, w której gra, nie jest wcale taka słaba, jak się niektórym wydaje, ale ten mecz mu nie wyszedł. Zgadza się pan z tym? Nie wychodził do prostopadłych podań, które w pierwszej połowie posyłał Przemysław Wiśniewski, ustawiał się wówczas tyłem do bramki przeciwnika. To nie jest ten Piątek, którego pamiętamy z Genoi.

 

Piątka z Genoi już nie ma. Dzisiaj jest inny zawodnik. Piątek bardziej dojrzały, który wybrał Katar. Oczywiście, nie jest to liga taka słaba, bo gdyby taką była, to by takich pieniędzy nie płaciła. Ale muszę powiedzieć, że po Krzysztofie widać, że jest na boku dużej piłki. To niestety było w tym meczu widać. Oczywiście, to wcale nie znaczy, że nie stać go na lepszą grę i że nie może się przydać reprezentacji. Gdy wchodził jako zmiennik, zawsze wykonywał swoje zadania, natomiast w czwartek nie wyglądał najlepiej. Podobnie zresztą jak Sebastian Szymański, który jest naszą wieczną nadzieją na nieszablonowe rozwiązania w drugiej linii, drugi, obok Piotrka Zielińskiego zawodnik, który jednym podaniem mógłby coś wykreować. Ciągle czekamy na ten jego błysk i ciężko się nam doczekać.

Zbigniew Boniek: Jan Urban ma rację. Poprzeczka jest nisko ustawiona 

Nie tylko w kontekście do debiutu Jana Ziółkowskiego trener Urban powiedział po meczu, że dzisiaj mamy za małą konkurencję o miejsce i do reprezentacji jest się bardzo łatwo dostać. To bardzo smutna konstatacja. Zgadza się pan z nią?

 

Nie tylko się zgadzam, sam od dawna tak twierdzę. To zjawisko pokazuje, dlaczego kiedyś byliśmy tacy mocni, a dzisiaj jesteśmy przeciętni. Gdy dawniej chciałeś się dostać do reprezentacji, musiałeś się wybijać i coś istotnego do niej wnieść, a dzisiaj mamy takie czasy, że jak ktoś zagra dwa-trzy mecze dobre w Ekstraklasie, to już go specjaliści wpychają do pierwszej reprezentacji. Natomiast poziom meczów, który może reprezentacji dać jakikolwiek sukces, to jest rywalizacja z poważnymi przeciwnikami i w niej trzeba mieć w składzie zawodników, którzy z dużą piłką są na co dzień za pan brat. Absolutnie, zgadzam się z Jasiem, że dzisiaj poprzeczka jest nisko ustawiona. Po czterech dobrych meczach ligowych od razu możesz mieć nadzieję, że trafisz do reprezentacji.

 

Napisał pan na platformie X, że w Kownie z Litwą wygramy 3-0, a nawet 4-0. Skąd ten optymizm, skoro na Litwie długo remisowała Holandia, ostatecznie wygrała 3-2.

 

Dzisiaj piłka się zmieniła. Ja nie miałem nigdy okazji grać z rywalami pokroju San Marino czy Gibraltaru, ani nawet z Litwą, Estonią, Białorusią, Łotwą, a Jugosławia była jednym państwem. Meczów, w których mogłeś nastrzelać bramek i wygrać wysoko niestety nie było. Natomiast oglądały cały mecz Finlandia – Litwa. Litwa objęła prowadzenie zupełnie przypadkowo, popełniała masę błędów w obronie, a grała przecież z Finlandią, która jest zespołem przeciętnym. Dlatego wyciągam takie wnioski odnośnie prognozowanego wyniku w Kownie, ale oczywiście one nie muszą się sprawdzić. Ale nie mam żadnego stracha przed niedzielną konfrontacją. Uważam, że grająca w pełnym składzie nasza reprezentacja, dobrze przygotowana, może wygrać nawet 4-0.

 

Podobało się panu wczoraj zarządzanie kadrą przez trenera Urbana, który z potencjalnej pierwszej jedenastki na Nową Zelandię wystawił tylko Wiśniewskiego, Zielińskiego, Szymańskiego i Skórasia? Najwyraźniej sztab sprawdził markery zmęczeniowe i oszczędził wielu kluczowych zawodników, na czele z Robertem Lewandowskim.

 

Markery zmęczeniowe to jest wielki pic na wodę! Ja kilka meczów w życiu rozegrałem na markerach zupełnie wysokich. Wiśniewski, który jest zawodnikiem dobrym, szybkim, ale w reprezentacji rozegrał dopiero trzy mecze, więc nazywanie go zawodnikiem podstawowym jest na wyrost. Jest rywalizacja. Mamy Bednarka, Kiwiora, Wiśniewskiego, Ziółkowskiego, wrócił Kędziora. Reprezentacja to nie jest tylko jedenaście nazwisk, oczywiście powtarzalność i wystawianie tego samego składu powodują, że zawodnicy się zgrywają, ale jeżeli chcemy kogoś sprawdzić, to takie mecze jak ten z Nową Zelandią temu służą. Gdyby Robert Lewandowski zagrał pełne 90 minut i strzelił kolejne dwie bramki, to nie wiem, czy byśmy się coś nowego dowiedzieli, oprócz tego, że śrubowałby rekord zdobytych bramek.

 

Zaskoczyło mnie, że ani minuty nie rozegrał Kamil Grosicki, ale Kamil i tak jest jokerem trenera Urbana. On już raz na Stadionie Śląskim skończył karierę, więc nie wypadało, by znowu tam grał (śmiech).

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie