Trener skoczków protestuje ws. Adama Małysza! "Ciężko przeholować"

Michał BiałońskiInne

- Porównanie do tego, co się działo z Adamem Małyszem, gdy po Mikesce trafił pod skrzydła Tajnera, to inne czasy, inne metody treningowe. Dziś organizmy zawodników są prześwietlane praktycznie na każdym treningu. Dzięki temu wiemy, jaka jest dyspozycja. Dlatego ciężko jest przeholować, czy przetrenować – powiedział nam trener polskich skoczków Maciej Maciusiak przed startem Pucharu Świata.

Trzech mężczyzn, w tym trener Maciej Maciusiak i dwaj skoczkowie, pozuje do zdjęcia. W prawym górnym rogu znajduje się zbliżenie na twarz trenera.
PAP/Polsat Sport
Adam Małysz, prezes Apoloniusz Tajner i Kamil Stoch w 2011 r. po zakończeniu kariery przez Małysza. Teraz kadrą skoczków kieruje Maciej Maciusiak (z prawej)

Michał Białoński, Polsat Sport: W ubiegły piątek zakończyliście przygotowania do Pucharu Świata. Czy były one dla pana wymarzone czy było coś, co by chciał pan poprawić?

 

Maciej Maciusiak, trener kadry A skoczków: Po powrocie do domu ze zgrupowania i sam się zastanawiałem, czy coś bym zmienił, gdyby była możliwość cofnięcia czasu. I powiem szczerze, że doszedłem do wniosku, iż nic bym nie zmieniał. Oczywiście, nie wszystkie letnie zawody czy kwalifikacje do nich szły po naszej myśli. Mieliśmy świadomość, w jakim sprzęcie startujemy. Ale to też pokazało charakter grupy.

 

ZOBACZ TAKŻE: Adam Małysz zdradził to ws. Kamila Stocha. "To go trochę zjada"

 

Co pan ma na myśli?

 

Na pewno start w Courchevel był dla nas bardzo ciężki. Gdy schodziłem z góry, z wieży trenerskiej, razem z Michalem Doleżalem i Krzyśkiem Miętusem, zastanawialiśmy się: "Co to się kurczę odwaliło?!". Ogólnie jednak podeszliśmy do tego spokojnie. Ta przygoda pokazała charakter grupy, że nawet z takich opresji możemy wyjść.

 

Wracając do pytania, nic bym w przygotowaniach nie zmienił. Treningi fizyczne były bardzo dobre, co potwierdziły testy motoryczne. Nasi zawodnicy są dobrze przygotowani, a najważniejsze, że już nawet po zgrupowaniu w Wiśle widać pewność w zawodnikach. To nie są przecież nowicjusze. Wszyscy, oprócz Kacpra Tomasiaka, mają bogate doświadczenie z Pucharu Świata. Na dodatek u tych doświadczonych widać pewność, radość. Każdy się cieszy, że sezon zimowy się wreszcie zaczyna. Oni sami czują, że są dobrze przygotowani.

 

Czy najjaśniejszym punktem lata był wrześniowy triumf Kamila Stocha i Dawida Kubackiego w superduetach, w Predazzo?

 

Z jednej strony tak, to pokazało nam, że idziemy w dobrą stronę. Oprócz tego były przecież zwycięstwa w Grand Prix i Maćka Kota, i Dawida Kubackie, i podium Kamila Stocha. Musieliśmy jeździć na te zawody ze względu na ranking olimpijski. Nie mieliśmy takiego komfortu, jak inne reprezentacje, które mogły odpuścić letnie zawody. Ale cały czas realizowaliśmy treningi fizyczne. Takie zresztą było nasze założenie, że wszędzie startujemy, ale nie przeszkadza nam to w realizowaniu planu treningowego. Takie założenia przyjęliśmy już na wiosnę, gdy umawialiśmy plan z zawodnikami.

 

Ostatnie zgrupowania miały już inny charakter. Były na nich testy i próbowaliśmy na skoczni, czy to wszystko działa.

Maciej Maciusiak o kadrze na inaugurację Pucharu Świata

Na inaugurację Pucharu Świata zabiera pan szóstkę: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek i Kacper Tomasiak. Czy to był trudny wybór? Ubiegłotygodniowe skoki w Zakopanem pokazały, że Wąsek jest w lepszej dyspozycji niż Maciej Kot, który przez większość lata prezentował się zdecydowanie lepiej od Pawła?

 

Oczywiście, latem Maciek był przed Pawłem i przed Olkiem, a nawet może i przed Piotrkiem. Ale po przeanalizowaniu wszystkiego, biorąc pod uwagę całą otoczkę, mogę zapewnić, że skład na inaugurację PŚ jest bardzo sprawiedliwy. Każdy, kto obserwował ostatnie skoki treningowe postawiłby identyczną diagnozę.

 

Już po zgrupowaniu w Wiśle była wybrana piątka skoczków. Chciałem, by te ostatnie konsultacje, przynajmniej w wypadku większości, odbywały się już całkowicie na luzie, żeby testując nowe narty nie myśleli o wynikach. Maciek z Pawłem mieli oficjalnie zapowiedziane, że rywalizują w dwóch sprawdzianach. I Paweł wypadł zdecydowanie lepiej. To nie była różnica dwóch czy pięciu metrów w odległości, ale zdecydowanie więcej.

 

Też się pojawia kolejne pytanie: Olek Zniszczoł w Wiśle, na ostatnim treningu był najlepszy ze wszystkich zawodników, ale w Zakopanem pojawiło mu się trochę więcej problemów, przez co miał dodatkowy trening.

 

Wracając do Pawła, ostatni obóz w Zakopanem był zdecydowanie jego najlepszym. I to jest bardzo krzepiące, że wreszcie wróciła pewność w jego skokach. Nawet jak, mówiąc przysłowiowo, coś spieprzy na progu, to i tak potrafi odlecieć. To pokazuje, że ostatnie zgrupowania dodały mu dużo komfortu psychicznego i pewności. Powiem śmiało i z pełnym przekonaniem, że Paweł zdążył z formą i jest gotowy do rywalizacji.

Trener Maciusiak o planach na pierwsze zawody Pucharu Świata w skokach

Czy ta szóstka to skład nie tylko na inaugurację sezonu w Lillehammer, ale także na pozostałe listopadowe zawody w Falun (25-26 listopada) i w Ruce (29-30 listopada)? Czy przewiduje pan zmiany?

 

Zakładamy, że to skład na wszystkie skandynawskie zawody, ale oficjalnie jest to zespół na Lillehammer. Po konkurs w Norwegii będziemy decydować, co dalej, ale ze względów logistycznych ewentualne roszady będą niezwykle trudne. Następnych 10 zawodników będziemy wystawiać na PŚ w Wiśle (6-7 grudnia). Na tę chwilę mamy skład na Lillehammer, z założeniem, że przejedziemy w nim całą Skandynawie. W razie nagłej potrzeby dokonania zmiany, będziemy próbowali zorganizować logistykę.

 

Kalendarz początku sezonu PŚ jest niezwykle ciasny. Właściwie sprowadza się do podróży i startów, bez czasu na regenerację i trening.

 

Najważniejsze, że do zmian sprzętowych nie musimy się przyzwyczajać, bo sprzęt mamy już wybrany. Każdy zawodnik wie, w czym będzie startował na zawodach.

 

Do Norwegii lecimy już w środę. Pierwotnie w Lillehammer mieliśmy trenować już od poniedziałku, ale w miniony piątek pojawiła się informacja, że skocznia będzie dostępna do treningu dopiero od czwartku, więc od razu zapisaliśmy do trenowania. Może uda się jeszcze poskakać przed oficjalnymi treningami. Jak zwykle, wszystko zależne będzie od pogody i stopnia przygotowania obiektu.

 

Co po zawodach w Lillehammer?

 

Autokarami podstawionymi przez organizatora w poniedziałek pojedziemy do Falun. To będzie sześciogodzinna podróż, którą rozpoczniemy już o godz. 7:30. Następnie dwa konkursy, zarówno wtorkowy na małej, jak i środowy, na dużej skoczni, rozpoczną się już o godz. 9 rano. To będzie dla nas także wyzwanie. Ale to dotyczy wszystkich ekip.

 

Jak dostaniecie się z Falun do Ruki?

 

W piątek przelecimy czarterem organizowanym przez FIS. Podobne rozwiązanie obowiązywało już podczas letniej Grand Prix. Ruka to najbardziej spokojny, można powiedzieć, że normalny weekend Pucharu Świata.

 

Ruka to siedziba św. Mikołaja, ale śledząc prognozy, powinniście startować w iście zimowej aurze. A przecież różnie z tym bywało, zwłaszcza gdy w Wiśle zaczynał się sezon w połowie listopada, to i w deszczu przychodziło skakać. W Lillehammer nocą ma być nawet 12 stopni mrozu.

 

Oczywiście, skoki to sport zimowy i każdy czeka na zawody w scenerii zimowej. Na razie jednak w Lillehammer naturalnego śniegu nie ma. Rozprowadzają ten zmagazynowany z zeszłego roku. Ale faktycznie, wygląda na to, że nadchodzące mrozy pozwolą bardzo dobrze przygotować skocznię. Nie wiem, jak z naśnieżaniem skoczni w Falun, ale w Kuusamo pogoda będzie bardzo dobra, choć dopiero w zeszłym tygodniu coś przyprószyło, bo wcześniej skocznia była zielona. Tam, na północy mają chyba najłatwiej o śnieg. Dlatego pod tym względem w Ruce jest najlepiej, zobaczymy jeszcze jak będzie z wiatrem, który tam bywa kapryśny. Aura nie jest zależna od nas, więc nie zawracamy sobie nią głowy.

Maciej Maciusiak: Chcemy zacząć mocno, ale szczyt formy ma przyjść na igrzyska olimpijskie

Chcecie zacząć z wysokiego C, czy jednak szczyt formy ma przyjść dopiero na luty, na igrzyska olimpijskie?

 

Zakładać i planować w skokach można różnie. Teraz mamy poczucie, że jesteśmy optymalnie przygotowani i gotowi, żeby rywalizować od początku. Może jeszcze nie o zwycięstwa. Ale liczyłbym na to, aby wszyscy przebili się do „trzydziestki”, a kilku do czołowej „dziesiątki”. To by było optymistyczne. Na początku każdy mówi, że nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Niestety, w skokach różnie nam wychodziły te inauguracje sezonu. Jeżeli się zdarzy bardzo zła, to jest niepotrzebna nerwowość, która zaburza starty u siebie. Dlatego chciałby, abyśmy na odpowiednim poziomie technicznym zaczęli sezon 2025/2026. To nam pozwoli w spokoju kontynuować sezon w Wiśle, a później już Engelberg i Turniej Czterech Skoczni. Później ta karuzela kręci się szybko. Nie ma czasu na trening, ewentualnie można kogoś wycofać z zawodów, ale lepiej unikać tego.

 

Z cierpliwością będziemy to wszystko analizować. Ale oczywiście chcemy mieć najlepszą formę na igrzyskach. Wiemy, które po drodze konkursy będziemy chcieli odpuścić. Po drodze są MŚ, na przełomie stycznia i lutego PŚ w Willingen, a 4 lutego czeka nas wyjazd na IO.

 

Czyli w połowie stycznia do Sapporo wyślecie drugi garnitur?

 

Niekoniecznie tam, bo w Japonii kończą się kwalifikacje olimpijskie. Zobaczymy, jak nam pójdzie do tego etapu PŚ. Plany mamy, ale będziemy je korygować w zależności od naszej sytuacji w kwalifikacjach.

 

Na igrzyskach wystąpi tylko trzech lub czterech skoczków. W jaki sposób pan ich wybierze? Będą decydowały punkty w rankingu generalnym PŚ czy forma bliżej IO?

 

Zawodnicy znają kryteria, wiedzą jak to się będzie odbywać. Ja mam możliwość jednego skoczka wstawić do kadry wedle mego uznania. Powiem szczerze, że jaka by nie została decyzja podjęta, zawsze będzie niesprawiedliwa. Mam nadzieję i wszystko zrobimy, żeby pojechało czterech i chociaż trochę ułatwić kwalifikację. Jestem troszkę przeciwny zmianom, jakie nastąpiły. Powinno być normalnie, jak dawniej, że na igrzyska jedzie sześciu, a dopiero na miejscu wybiera się czwórkę do konkursu. Niestety, takiej możliwości nie mamy, dlatego będę się starał, żeby w doborze kadry na IO było chociaż troszkę sprawiedliwości. Zależy mi tak samo jak wszystkim, żeby trzech najlepszych zawodników występowało na igrzyskach.

Maciej Maciusiak: Wiedziałem, co nie grało za Thurnbichlera i mogłem to skorygować 

Na ile rola asystenta Thomasa Thurnbichlera, w ubiegłym sezonie, pomogła panu w zbudowaniu mapy do nawigowania kadry A w roli pierwszego trenera? Prezes Apoloniusz Tajner jest optymistą i uważa, że pan skoryguje przygotowania i zbierze owoce ciężkiej pracy, jaką skoczkowie wykonali z Thurnbichlerem. Podobnie zresztą, jak on sam wygrywał z Adamem Małyszem, którego przejął po Pavle Mikesce. Trener Tajner nazywa pana fachmanem i w tym upatruje nadziei na dobre wyniki w tym sezonie.

 

Oczywiście, rok spędzony w sztabie Thomasa po części ułatwił mi wejście do kadry w roli pierwszego trenera. Widziałem od środka, co nie grało i mogłem to skorygować. Najbardziej mi chyba pomogło, że znam tych zawodników praktycznie od dziecka. Dlatego oni mnie niczym nie mogli zaskoczyć, podobnie jak ja ich tak ewidentnie. Znamy się bardzo dobrze. Najbardziej mi pomogło to, że przed nami jest sezon olimpijski. To są profesjonaliści. To była przyjemność widzieć, jak idą w treningi jak w ciemno, dzięki czemu przetrenowaliśmy każdą jednostkę z pełnym zaangażowaniem. Podejście także tych doświadczonych zawodników na każdym treningu było po prostu "na maksa". To była czysta przyjemność widzieć, jak oni pracują na tych najcięższych treningach. Atmosfera była i jest niezwykle budująca!

 

A porównanie do tego, co się działo z Adamem, gdy po Mikesce trafił pod skrzydła Tajnera, to inne czasy, inne metody treningowe. Dziś nam, trenerom pracuje się zdecydowanie łatwiej. Mamy do dyspozycji wiele narzędzi monitorujących trening. Organizmy zawodników są prześwietlane praktycznie na każdym treningu. Dzięki temu wiemy, jaka jest dyspozycja. Dlatego ciężko jest przeholować, czy przetrenować zawodnika. To już nie te czasy, że „łupali” i robili dużo ciężkich ćwiczeń. Wtedy praca była ciężka i pod górę, na skocznię, często się chodziło na nogach. Teraz trening jest bardziej zindywidualizowany.

 

A czy jestem fachmanem, to sam o sobie nie będę opowiadał. Nie wypada. Natomiast mogę zapewnić, że w sprawie treningu fizycznego mamy Michała Wilka, który jest świetnym fachowcem, który przez wiele lat pracuje w skokach, zna organizmy skoczków. Niektórych musiał poznawać na nowo, z innymi – zmienić trening, bo to, co się działało dawniej przestało i potrzebne były inne bodźce. Mamy to fajnie poukładane.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie