Iwanow: Głowa w górze. Ale patrzmy pod nogi
Jesteśmy mistrzami świata! W losowaniach… Takie opinie usłyszałem dziś z wielu stron, kiedy okazało się, że w barażach o mistrzostwa świata najpierw będziemy gościć Albanię. A w przypadku korzystnego wyniku spotkania z dobrze nam znaną ekipą zmierzymy się ze zwycięzcą pary Ukraina – Szwecja.

A że Ukraińcy na dotychczasowe mecze eliminacji wybrali Polskę, a finał barażu mają rozegrać „u siebie”, uznaliśmy, że oba play offy o mundial zagramy w naszym kraju. Niniejszym możemy szykować się na wyprawę do Stanów Zjednoczonych, Meksyku i Kanady. Jakbyśmy mieli pewność, że na PGE Narodowym na pewno pokonamy Albańczyków. I że Ukraińcy ograją Szwedów. To, że jedni losowani byli z koszyka nr 1, a drudzy z ostatniego mówi wiele o ostatnim czasie. Nie o tym, co będzie działo się w marcu.
ZOBACZ TAKŻE: "Zabrakło dwóch rzeczy". Reprezentant Polski po losowaniu rywali w barażach, prosi o jedno
Zgoda, że Ukraina – albo Szwecja – to nie jest konieczność wyprawy do Stambułu, Włoch czy Kopenhagi, więc wyniki losowania w Zurychu są bardziej pozytywne niż powodujące chęć wyrywania sobie włosów z głowy. Ale tak jak – podobno - jesteśmy mistrzami świata w losowaniach, bo szczęście sprzyjało nam niejednokrotnie, tak jeszcze „mocniejsi” jesteśmy w dzieleniu skóry na niedźwiedziu i w niepodlegającym często sprzeciwom prognozowaniu wyników. Choć wiemy przecież doskonale, że w piłce jest to bardzo ryzykowne. Wiedzą coś o tym Włosi, Duńczycy, Węgrzy, a nawet Niemcy. My też wiemy. I nie chodzi jedynie o pamiętny Kiszyniów.
Można się z tym zgodzić albo nie, ale dopiero teraz czekają tę reprezentację prawdziwe testy na piłkarskie umiejętności, a przede wszystkim mocną psychikę. Drużyna pod wodzą Jana Urbana nie przegrała dotychczas żadnego meczu i za to należą się jej brawa oraz ukłony. Ale zupełnie szczerze: oba mecze z Holandią, świetnie, że zremisowane, nie miały żadnego znaczenia poza wizerunkowym. Gdybyśmy przegrali w Rotterdamie nikomu włos nie spadłby z głowy. Wygrana z Finlandią w meczu niby o życie? Pamiętam, że w czerwcu przegraliśmy w Helsinkach, ale wiadomo, jakie były okoliczności. Choć po prawdzie powinniśmy tam wygrać nawet bez selekcjonera przy ławce. Ale Finowie to w tej chwili bardzo słaby zespół, więc nie traktuje chorzowskiej wiktorii nad nimi jako meczu, który miał „przełomowe” znaczenie. Kolejne spotkania przeszliśmy suchą stopą, a najlepsze było z najmocniejszym przeciwnikiem. Czy to powinno nam dać nadzieję i wiarę na sukces?
Gra przy zasadach „przegrywający odpada” ma zupełnie inny emocjonalny ładunek. Ostatni baraż, o EURO 2024, z Walią wygraliśmy dopiero po rzutach karnych, przez 120 minut nie będąc w stanie oddać celnego strzału. To o czymś mówi. Zacieramy ręce przy wizji trafienia w finale na Ukraińców. A po pierwsze: nie wiemy, czy nie zechcą przenieść się z Polski na Słowację bądź do Niemiec. Po drugie: nie bierzemy na poważnie Szwedów. Ci wpadli w kryzys po przegranym… barażu z Polską o mundial w Katarze. Dziś ciągle się w nim znajdują, ale potencjał piłkarski wciąż mają duży.
Pewność siebie? Możemy mieć, to cenne. Głowę nieśmy w górze, byle patrzeć pod nogi. Niech nie zgubi nas ślepa wiara i nadmiar pychy. Zachowajmy czujność. W marcu przed nami prawdziwy egzamin dojrzałości.
Przejdź na Polsatsport.plBaraże o MŚ - kto wygra 26. marca 2026?
