Nicki Pedersen: Tata nie wierzył, że zarobię choćby jedną koronę jeżdżąc na żużlu
Ikona duńskiego i światowego żużla, trzykrotny indywidualny mistrz świata – Nicki Pedersen, nie zwalnia tempa. Zamaszystym ruchem lewej ręki podpisuje stos leżących przed nim książek. To autobiografia „Życie na pełnym gazie” (tytuł duński: „Et liv uden bremsen”), tętniąca energią, wartką akcją i niesztampowymi historiami.

Duńczyk nigdy nie był aniołkiem – ani na torze ani poza nim. Charyzmatyczny, kontrowersyjny, z gigantycznym i niegasnącym apetytem na życie – taki jest Nicki Pedersen. Duńczyk przyjechał do Warszawy na zaproszenie Wydawnictwa SQN, aby promować książkę opowiadającą o jego życiu na motocyklu, wyzwaniach, romansach, kontuzjach, przyjaźni i wyrzeczeniach… Nicki Pedersen, wielki fan legendarnego kierowcy wyścigowego – Brazylijczyka Ayrtona Senny to niezwykła skarbnica wiedzy, humoru i pasji do motocykli…
Tomasz Lorek: Nicki, jakie myśli pojawiły się w twojej głowie kiedy wylądowałeś w Dubaju w 2003 roku, gdy po raz pierwszy zostałeś zaproszony na galę mistrzów świata FIM Awards? Pomyślałeś: kurczę, wreszcie zbieram owoce ciężkiej pracy i mogę stać na jednej scenie z legendą motocrossu Belgiem Stefanem Evertsem i wyścigów szosowych Włochem Valentino Rossim?
Nicki Pedersen: Nie powiedziałbym, że wierzyłem w możliwość wywalczenia złotego medalu w Speedway Grand Prix… Miałem nadzieję, że uda mi się zrealizować sportowe marzenia. Trafiłem na pokolenie, w którym miałem arcytrudnych rywali. Nie tylko Tony Rickardsson był świetnym fachowcem, było jeszcze paru innych gości… Miałem wyśmienitych konkurentów: Jasona Crumpa, Leigh Adamsa, Billy’ego Hamilla, Grega Hancocka. Wymagający rywale, ale wspaniałe czasy. Każdy wieczór spędzony na torze był gigantyczną porcją nauki. Gala mistrzów w Dubaju była wspaniałą uroczystością, lecz nie zacząłem ścigać się na żużlu po to, aby balować i rozbijać się po galach (śmiech). Skupiałem się na podnoszeniu kwalifikacji zawodowych. Móc pokonać legendy żużla – przyznaję, że był to zwariowany pomysł, ale mnie takie projekty bardzo kręcą. Marzenie spełniło się w 2003 roku, gdy zostałem mistrzem świata i w nagrodę poleciałem do Dubaju. Od tamtej pory byłem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich aż 26 razy! Tuż po gali Ekstraligi, która odbyła się w Warszawie 17 października, chwilkę się kimnąłem i wsiadłem do samolotu lecącego do Dubaju. Dubaj to mój drugi dom. Gdy gościłem na gali FIM Awards w ZEA, obok mnie było aż 26 innych złotych medalistów w sporcie motocyklowym! Moto GP, superbikes, motocross, trial, freestyle motocross – wszystko co hałasuje na dwóch kółkach! To była wyjątkowa impreza na pustyni. Poczułem się dumny, że będąc młokosem, a miałem wtedy zaledwie 26 lat, jestem w stanie realizować najbardziej szalone plany.
Pamiętam twoje początki na Wyspach Brytyjskich. Przyjechałeś do Anglii i nie miałeś jak się dostać na mecz, więc amerykański żużlowiec Brent Werner zaoferował ci miejsce w busie pomiędzy skrzynkami z narzędziami i motocyklami…
Zgadza się. To był odlot. Siedziałem na pace busa na motocyklu żużlowym. Zabrakło miejsca na fotelu, abym mógł wygodnie usiąść, więc całą trasę do Newcastle spędziłem siedząc na motorze żużlowym. Brent i jego dziewczyna siedzieli z przodu. Przygoda! Wiesz co, Tomasz? Gdybym mógł cofnąć zegar, niczego bym nie zmieniał. Dalej chciałbym siedzieć na motocyklu w busie pomiędzy klamotami, byleby tylko zdążyć na mecz. To nie oznacza, że chcę odmłodnieć, bo to już nie wróci, ale nie obraziłbym się na taką podróż. Nie jestem chłopakiem, który śpi na atłasie i zasypia na aksamitnym prześcieradle. Nie potrzebuję luksusów. Chcę zarabiać pieniądze na swojej pasji, czyli ściganiu się na motocyklu i pragnę spełniać marzenia. Zapewniam cię, że korona nie spadłaby mi z głowy, gdybym miał po raz kolejny tak włóczyć się na mecze i zaczynać od podstaw, bo to był również wspaniały okres w mojej karierze.
Vikingskipet, czyli odwrócona do góry nogami łódź Wikingów była miejscem akcji, gdzie po raz pierwszy sięgnąłeś po złoty medal IMŚ. Byłeś spięty przed pierwszym wyścigiem w Hamar?
Oczywiście, że byłem piekielnie zdenerwowany przed puszczeniem sprzęgła… Wszystkie trzy motocykle szwankowały. Silniki nie działały jak należy. Niemiecki tuner, Otto Weiss przygotował specjalne gniazda zaworowe, ale coś nie grało w sprzęcie. Mechanicy uwijali się jak w ukropie, ale nie zdążyłem przejechać choćby jednego pełnego okrążenia na treningu, więc szlag mnie trafiał i byłem kłębkiem nerwów. Byłem zmuszony sięgnąć po czwarty motocykl. Na nim jako tako udało się wjechać do finału i zdobyć złoto. W Hamar była zwariowana noc, a na domiar złego zaliczyłem solidnego „dzwona” (upadek) w jednym wyścigu. Mimo to, nic nie mogło mnie powstrzymać, aby sięgnąć po złoty medal!
Przepadałeś za jednodniowymi, czasowo układanymi torami w hali?
Skądże. To był tor do motocrossu, a nie do żużla! Mieliśmy specjalne silniki przygotowane na czasowo usypane tory. Moi tunerzy (spece od rasowania silników) byli sprytni. Przed zawodami nie mówili mi nic o poziomie kompresji, szczegółach ustawień silnika. Dopiero po zawodach ujawniali detale i opowiadali mi o czymś czego nie wiedziałem. Na torach czasowych trzeba było mieć krzepę, aby utrzymać się na motocyklu. Nawierzchnia bardziej przypominała motocross aniżeli żużel.
Pamiętasz rundę w Berlinie w maju 2001 roku na deszczowym, układanym naprędce torze?
Jasne, że kojarzę zawody w Berlinie. Mogłem to wygrać, ale Tony Rickardsson mnie przyskrzynił i oblizałem się na samą myśl o zwycięstwie, ale wiedziałem, że mój czas jeszcze nie nadszedł. Taki jest żużel. Na torze nie ma miłosierdzia. Jeśli możesz zablokować rywala, to nie szczypiesz się, tylko działasz.
Masz starszego brata, Ronniego, który też „latał” na żużlu. Obecność starszego rodzeństwa pomaga czy przeszkadza? Czy on cię motywował? A nuż widelec może zdołasz mu dokopać. A może chciałeś uniknąć błędów, które popełnił Ronni?
Wszystkiego po trochu. Ronni był bardzo zdolnym żużlowcem, szczególnie w czasach juniorskich. Brat naprawdę miał smykałkę do speedwaya. To był naturalny talent. Ja nie posiadałem talentu do żużla, ale cholernie chciałem jeździć na motocyklu. Traktowałem to jako wyzwanie. Z perspektywy młodszego brata dostrzegałem błędy jakie popełniał. Uświadomiłem sobie, że za żadne skarby świata nie mogę powielać błędów Ronniego. Brat non stop zmieniał tunerów. On i jego mechanicy obwiniali o niepowodzenie wszystkich dookoła, tylko nie siebie. Być może błędy Ronniego uchroniły mnie przed złymi wyborami w mojej karierze. Za wszelką cenę pragnąłem uniknąć jego potknięć. Z głupia frant, nagle wyskoczyłem z pudełka, znalazłem sposób na skuteczną jazdę i mój patent na zwycięstwa zaczął działać. Wiem, że mój brat był rozczarowany, że nie poszedłem jego drogą i wybrałem inne rozwiązania. Ronni trochę złościł się, że jestem inny i mam w nosie jego wskazówki. Rozumiałem i byłem przekonany, że jego sposób prowadzenia kariery nie jest dobry dla mnie. Postawiłem na swoim, ot co.
*** Dalsza część wywiadu na kolejnej stronie ***
Przejdź na Polsatsport.pl
