Nic śmiesznego. Legia w ślepym zaułku
Legia Warszawa we wstydliwym stylu żegna się z Europą. Nie wytrzymała nawet do ostatniej kolejki fazy ligowej Conference League. Wyżej w jej tabeli będą nie tylko czwartkowi rywale z Armenii, ale i… Lincoln z Gibraltaru, który za kilka dni przy Łazienkowskiej może świętować awans, macedońska Shkendija, kosowska Drita, a przy odrobinie szczęścia także fińskie KuPS czy bośniacki Zrinjski.

Same te wyżej wymienione nazwy podkreślają dobitnie, jak duża jest to kompromitacja. A przecież latem myślano o Lidze Europy… Drużyna budowana za miliony, z nazwiskami, które wzbudzały podziw, gdy latem trafiały pod warszawski adres, nie istnieje. W aspektach sportowym, fizycznym i mentalnym. Dziś z Legią może wygrać każdy. Pokonanie Szachtara w Krakowie było tylko wypadkiem przy pracy, odniesione ze sporą dozą fartu. Zespół z Doniecka resztę spotkań wygrał i usadowił się w tabeli jedynie za plecami Strasburga.
ZOBACZ TAKŻE: Kosecki eksplodował ze złości po meczu Legii! "Co pan wyprawia?!"
W stołecznym zespole zawodzą wszystkie ogniwa. Kacper Tobiasz przez ostatnie lata wielokrotnie wyciągał dłonie, by Legię ratować. Dziś nie popełnia może rażących błędów, ale też nie pomaga. Obrona pęka we wszystkich sektorach. Śmiano się ze mnie, gdy powiedziałem, że najlepiej zadania wykonywałby Patryk Kun niezgłoszony nawet do LK! Bo przecież do Rubena Vinagre’a dołączył Arkadiusz Reca. Steve Kapuadi zaliczył totalny spadek formy i nawet "Maszyna" Paweł Wszołek wygląda tak, jakby brakowało w niej nie jednego cylindra. Kacper Urbański swobodnie poruszający się kilkanaście miesięcy temu na Anfield jest cieniem na tle Noah i Bruk Betu Termalica.
Jedyne ciepłe, ale nie gorące, a dość letnie słowa należą się Claudowi Goncalvesowi, który na europejskiej liście znalazł się tylko za sprawą kontuzji Jurgena Elitima. Skrzydła nie istnieją. O napastnikach napisano już tomy, więc nie będę się powtarzał.
Nadzieja związana z tym, że Marek Papszun przyjdzie, złapie wszystkich za twarz i rękoma Michała Garnysa przygotuje zespół tak, że przynajmniej zacznie on porządnie biegać, jest dość duża. Czy tak jednak się stanie? Gwarancji żadnej nie ma.
Zaglądające mocno w oczy półtora roku bez Europy to druga, mniej optymistyczna wizja. Przebudowa zespołu? A co z tymi, którzy są na bardzo wysokich kontraktach? Nikt przecież nie zrezygnuje z solidnych zarobków i wygodnego życia na Wilanowie czy w innych atrakcyjnych lokalizacjach.
Zachód póki co przychodzi po Pascala Moziego z drugiej drużyny, nie pyta o żadnego piłkarza z "jedynki". Kierunek "ściągamy gwiazdy i wciąż nie chcemy spoglądać w stronę swoich ludzi" to dążenie w kierunku ślepego zaułka. Z niego często powrotu już nie ma.



