Pindera: Takie szare skoki
Jak Polacy nie odgrywają na skoczniach żadnej roli, to zainteresowanie skokami spada. Wciąż bowiem pamiętamy o sukcesach Adama Małysza i o tym co potrafi Kamil Stoch.
Zwycięstwa Małysza to przeszłość, ale słaba forma Stocha boleśnie kłuje w oczy. To przecież dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich sprzed dwóch lat, mistrz świata i zdobywca Kryształowej Kuli po którą teraz zmierza Peter Prevc. Słoweniec walczył w Soczi ze Stochem, był słabszy, podobnie podczas mistrzostw świata, ale teraz dzieli ich różnica dwóch klas.
Polacy przyzwyczaili się do sukcesów naszych skoczków. Małysz należał do ścisłej czołówki dekadę, kiedy kończył Stoch już wygrywał. Luki więc nie było. A przecież Stoch nie był osamotniony. Obok niego byli równie młodzi i utalentowani brązowi medaliści MŚ w konkursie drużynowym. I to dwukrotnie, w Predazzo (2013) i Falun (2015).
Dziś niewiele z tego bogactwa zostało. Kamil Stoch, nie zakwalifikował się do niedzielnego konkursu PŚ w Lahti. Tym razem najlepszy był Dawid Kubacki (11), który zdaniem polskich trenerów i prezesa Apoloniusza Tajnera miał w tym sezonie skutecznie walczyć z najlepszymi. Drugim z Polaków w tym konkursie był Klemens Murańka (26), trzecim rutynowany Stefan Hula (29), który na ogólnej fali słabości prezentuje się w tym szarym dla naszych skoczków sezonie najrówniej.
Niestety mimo przebłysków formy dalej nierówno skacze utalentowany Maciej Kot, zginął gdzieś Janek Ziobro, podobnie jak cała grupa tych, którzy mieli równać do najlepszych. Pogubił się też Piotr Żyła, ale to indywidualista, chodzi własnymi drogami i nigdy nie wiadomo czym zaskoczy: dalekim czy krótkim skokiem?
Najbardziej martwi brak formy Kamila Stocha. Po igrzyskach w Soczi wydawało się, że mamy wielkiego skoczka na lata, a tu już drugi sezon z rzędu problemy. A czas leci, za rok mistrzostwa świata w Lahti, za dwa igrzyska olimpijskie w Korei Płd.
Skoki narciarskie to skomplikowana materia, więc nigdy nie wiadomo, czy mistrz, który nagle przestał być mistrzem, jeszcze nim będzie. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby Simona Ammanna. Szwajcar wygrywał igrzyska, a później zapominał jak się skacze. Po Salt Lake City przyszło czekać sporo czasu zanim sobie przypomniał, że potrafi szybować jak mało kto. I przypomniał, najpierw na MŚ w Sapporo (2007), a później w Vancouver (2010), gdzie kosztem Małysza znów sięgnął po dwa złote medale, tak jak osiem lat wcześniej w amerykańskim stanie Utah.
A Martin Schmitt ? Niemiec był wybitną postacią tego sportu, ale kiedy wypadł z czołówki światowej, to już do niej nie wrócił. Dziś poważne problemy ma uważany za geniusza skoków Austriak Gregor Schlierenzauer. Jego kryzys się pogłębia i nikt nie wie, kiedy się skończy.
Miejmy nadzieję, że Kamil Stoch szybciej przypomni sobie o swoim talencie. W marcu konkursy w Wiśle, później na koniec loty w Planicy, która naszemu mistrzowi powinna się dobrze kojarzyć.
W tym sezonie króluje Słoweniec Peter Prevc, który ma przy swoim boku młodego asystenta, 16 letniego Domena, swojego młodszego brata. Starszy Prevc jednak też miewa chwile słabości. W piątkowym konkursie w Lahti był piąty, a w niedzielnym zajął miejsce dziewiąte. Ale w klasyfikacji generalnej PŚ jest pierwszy z ogromną przewagą nad Niemcem Severinem Freundem. Stoch jest 22, Hula 28, a Kot 31. Nie ma się czym chwalić, ten sezon jest stracony, choć może będzie się jeszcze z czego cieszyć.
Wiadomo, że po jego zakończeniu z reprezentacją pożegna się trener Łukasz Kruczek. Kto go zastąpi? Jeszcze nie wiadomo, ale kandydaci już są.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze