Zostało ich tylko dwóch: Czas na finały NBA!

Koszykówka
Zostało ich tylko dwóch: Czas na finały NBA!
fot. PAP

Bukmacherzy z Las Vegas upatrują w Golden State Warriors faworyta przed rozpoczynającymi się dziś w Oakland finałami National Basketball Association, a kibice niech będą gotowi na koszykarską ucztę. To finał najlepszy z możliwych – obrońcy tytułu, Golden State Warriors kontra Cleveland Cavaliers, drużyna z którą wygrali w ubiegłorocznych finałach.

LeBron James, czterokrotny MVP ligi, sześciokrotnie z rzędu finałach kontra Stephen Curry, dwukrotny i obecny MVP, który chce udowodnić, że jego drużyna będzie potrafiła w jednym sezonie mieć najlepszy bilans zwycięstw w historii (73-9) i... zdobyć mistrzostwo NBA.

Golden State Warriors wygrają, jeśli:

Trójka Curry, Thompson, Green będzie grała tak, jak podczas sezonu zasadniczego. Nie jest to żadna odkrywcza myśl, ale w playoffs najbardziej liczy się to, jak grają gwiazdy. Od czasu do czasu, ktoś spoza tej grupy pomoże wygrać jeden mecz w serii, ale to wyjątki. O ile o formę Curry’ego (ciekawe, że trwały spekulacje o jego kontuzji, kiedy Warriors przegrywali, ucichły jak wygrali) czy Thompsona nie trzeba sie martwić  - to Green będzie najważniejszym zawodnikiem Golden State podczas finałów.

W meczach  3 i 4 przeciwko Oklahoma City Thunder, był najgorszym graczem na parkiecie. Jeśli to się powtórzy przeciwko Cavaliers, jeśli poniosą go ponownie nerwy i doczeka się kilku przewinień technicznych, zostanie wykluczony z gry, to dwójka Splash Brothers serii z Cleveland nie wygra. Nie ma co przykładać większej uwagi do faktu, że podczas sezonu zasadniczego, Warriors dwukrotnie wygrali z Cavaliers – wtedy trenerem był nie mający posłuchu u koszykarzy (a przede wszystkim Jamesa) David Blatt, a nie prowadzący obecnie zespół Tyronn Lue.

W Cavs nie grał też pozyskany później Channing Frye – jeden z najskuteczniejszych w rzutach za trzy punkty koszykarz tegorocznych playoffs. Taktyka trenera Steve’a Kerra zawsze polega na tym, by atakować jak najczęściej najsłabszych obrońców – tak się składa, że na takie określenie zasługuje dwóch podstawowych graczy Cavs – Irving oraz Love. Czy fakt, że ta dwójka – jak zresztą cała ekipa Cavaliers – jest bardziej wypoczęta, będzie miała znaczenie?

Cleveland Cavaliers wygrają, jeśli:

Ich wielka trójka (Irving, Love, James) będzie skuteczniejsza od wielkiej trójki obrońców tytułu mistrzowkiego. LeBron, czterokrotny MVP NBA czekał na ten moment od kiedy, jako dopiero początkujący gracz występował w finale w barwach Cavaliers. Dla Irvinga, który według legendarnego  Mike Krzyżewskiego, trenera mistrzowskiej reprezentacji USA, „jest jednym z najbardziej utalentowanych rozgrywających jakich widziałem w życiu”, będzie to test defensywnych umiejętności  przeciwko Stephowi Curry – dwukrotnemu i obecnemu MVP ligi.

James ma sporo do udowodnienia. Kiedy  Curry został w tym roku po raz kolejny wybrany MVP ligi, LeBron nie krył swoich wątpliwości, czy sposób gry Curry’ego można sklasyfikowac jako „najbardziej wartościowy” dla zespołu. Nie był też przekonany, czy Warriors mogą się czuć „pełnoprawnymi” mistrzami, skoro w ubiegłorocznych finałach pokonali Cavs występujących bez dwóch zawodników z pierwszej piątki – Irvinga i Love.

Ławka rezerwowych: trener Lue lubi wprowadzać na parkiet LeBrona plus czwórkę rezerwowych, by dać pozostałym graczom chwilę odpoczynku. Kerra nie będzie stać na taki luksus, bo Warriors bez kombinacji przynajmniej dwójki z trzech najlepszych graczy w tym samym czasie na parkiecie, są drużyna znacznie słabszą niż mistrzowie Konferencji Wschodniej.

Mój typ: Cavaliers, wygrana 4-2. LeBron James jest graczem, który w pojedynkę potrafił wygrać z Warriors dwa mecze finałach sezonu 2014/2015. Jeśli powtórzy ten wyczyn w tym roku, nieporównywalnie silniejszy skład dorzuci dla Cavaliers dwa dodatkowe zwycięstwa wystarczające do mistrzostwa NBA.

Przemysław Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie