Trener Włodarczyk: Anita żyje jak w zakonie

Inne
Trener Włodarczyk: Anita żyje jak w zakonie
fot. PAP

Krzysztof Kaliszewski jest przekonany o tym, że Anita Włodarczyk nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, ale wywalczony w Rio de Janeiro złoty medal olimpijski i poprawiony rekord świata, wiele ją kosztował. „Na co dzień żyje jak w zakonie" – podkreślił trener.

Polska Agencja Prasowa: Chyba nie jest pan zaskoczony przebiegiem konkursu?

 

Krzysztof Kaliszewski: Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. To jest tylko sport. Zawsze mogło być różnie, ale wszystko bardzo dobrze się rozpoczęło. A potem się już potoczyło szybko. Jak uzyskała 80,40 to wiedziałem, że stać ją na daleki wynik i tak było.

 

Stać ją na jeszcze więcej?

 

Na pewno tak. To jest jednak nie do końca jasne, czy będzie w stanie to pokazać. Wiele czynników musi się na to złożyć. Musi mieć swoje miejsce i czas. Dzisiaj rzuciła 82,29 i czy mogła więcej? Pewnie tak, bo była straszna żarówa. Po konkursie Anita prawie zemdlała. Teraz musi się mocno nawodnić. Może zatem mogło być lepiej. Nie wiadomo, czy kiedyś w przyszłości jeszcze tak się wszystko ułoży. Bardzo bym sobie tego życzył, ale czas pokaże.

 

Anita powiedziała, że nie obiecuje póki co kontynuowania kariery przez kolejne cztery lata. Na razie myśli tylko o mistrzostwach świata w Londynie za rok. Szkoda byłoby, bo jej dominacja jest wielka. Będzie ją pan namawiał do pozostania w sporcie?

 

To jest jej decyzja i trzeba to uszanować. Przyszły rok to rzecz logiczna, że chce spić śmietankę z tego sukcesu. Podjąć wyzwanie do igrzysk w Tokio to duża sprawa, oby Anita się na to zdecydowała, bo nie ma nikogo za nią. Życzmy jej, by wszystko przemyślała. Nie zapowiedziała też zakończenia kariery, więc wszystko jest otwarte. Dodatkowo to bardzo odpowiedzialna osoba i trzeba być świadomym, że metryka także robi swoje. Jak na sportowca nie wiem, czy Tokio nie będą jej ostatnimi.

 

Anita już prawie 90 metrów rzuca młotem o wadze 3 kg. To prawda?

 

Tak. Łamie pewne granice. Chciałem do tego doprowadzić, żeby nawet w takich warunkach atmosferycznych, spokojnie wygrywała. Było 50 stopni w słońcu, a Anita siedziała przez pierwsze trzy próby bez schronienia. Organizatorzy nie pomyśleli o większym parasolu. Ciężko mi to zrozumieć.

 

Pamięta pan jeszcze emocje związane z Londynem? Były podobne?

 

Tam sytuacja była całkowicie inna. Dużo mieliśmy problemów po drodze. To były igrzyska o życie. Gdyby Anita nie zdobyła wówczas medalu, nie sądzę, by ta przygoda się dla nas dobrze skończyła. Nie mielibyśmy tak komfortowych warunków do treningu, jak mieliśmy teraz. Być może to, co nas nie wykończyło, to nas wzmocniło i tym bardziej mogliśmy dojść do kolejnych igrzysk i jeszcze bardziej się sprężyć. Możemy liczyć tylko i wyłącznie na siebie, ale mamy też doborowy skład naukowo-medyczny, który z nami jeździ – fizjolog Ewę Zieman, ortopedę Roberta Śmigielskiego, fizjoterapeutę Darka Straszewskiego, który ma cudowne ręce.

 

Skąd się bierze jednak przewaga Anity? Ona rywalki wyprzedza o lata świetlne.

 

Ona podchodzi do tego co robi bardzo poważnie. Jej postawa na co dzień jest determinująca sukces. Nie ma dla niej żadnego skoku w bok. Ona musi się wyspać, jest zamknięta jak w zakonie. Bardzo ją podziwiam za to, że wytrzymuje taki kierat, bo niejeden by już poszedł w tango. Do tego jest wielkim sportowcem i można powiedzieć, że weszliśmy na Olimp. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda się coś więcej osiągnąć, bo kolejne cztery lata to bardzo długo.

 

Oczywiście cztery lata to długo, ale to szybko mija. A Włodarczyk jest w tej chwili dominatorką. Szkoda to tak zostawić. Nie uważa pan?

 

Anita też jest człowiekiem i na razie kocha młot, ale być może pokocha kiedyś pewnego mężczyznę, zmieni swoje plany życiowe, będzie chciała założyć rodzinę. To jest zrozumiałe. Jest kobietą i trzeba to wziąć pod uwagę.

 

Jest mnóstwo kobiet, które po urodzeniu dziecka wróciły do wyczynowego sportu i to z sukcesami. Czemu miałoby się tutaj nie udać?

 

Anita jak się poświęca komuś to do końca i jeśli by pojawiło się dziecko, na pewno poświęciłaby się rodzinie i ja to rozumiem. To nie jest takie proste skupić się na treningu, jak dziecko płacze. Podziwiam te kobiety, które jeżdżą z dziećmi po obozach. Jak można mówić wtedy np. o poobiedniej drzemce, jak brzdąc będzie chodził po nosie? To naprawdę ciężka praca i nie chodzi tylko o trening. Bo sen też jest pracą, bo jest wypoczynkiem. Trzeba zachować wszystkie proporcje.

 

Anita jest w stanie rzucić także 90 m młotem czterokilogramowym?

 

U niej wszystko jest możliwe. Znam jej wyniki z treningu i wiem, że warunki atmosferyczne tu mocno pokrzyżowały plany. Ale jak to mówią – trzeba sobie zostawić coś na deser. Niebawem Memoriał Kamili Skolimowskiej na Stadionie Narodowym, więc będzie się tam działo.

MJ, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie