Sekrety rodziny Murrayów. Telefon z Andory

Tenis
Sekrety rodziny Murrayów. Telefon z Andory
fot. PAP
W 2004 roku 17-letni Andy Murray już triumfował. Tutaj z pucharem za zwycięstwo w juniorskim US Open

Judy Murray w drugiej części wywiadu Tomasza Lorka wspomina między innymi rozmowę z Andym z 2002 roku, gdy ten zadzwonił do niej z Andory. - Sięgnęłam za słuchawkę i pytam: Andy, co się stało? A on zaczyna utyskiwać, że Rafa wyprzedza go o lata świetlne. Opowiada o rotacjach, o selekcji uderzeń, o przygotowaniu kondycyjnym. Andy nie mógł znieść, że Rafa Nadal tak mu odpłynął, a dzieli ich tylko rok - mówi matka dwóch słynnych tenisistów.

Tomasz Lorek: Historia Andy’ego też pokazuje jak ważne w życiu, oprócz determinacji, pasji i talentu jest zwyczajne szczęście. Wyprosił na mamie wyjazd do akademii tenisowej do Hiszpanii, a na szalony pomysł wpadł po tym jak dostał lanie od Rafy Nadala podczas mistrzostw Europy juniorów w Andorze, prawda? Musiałaś się bić z myślami czy warto zażyć szczypty hazardu i wysłać syna do Barcelony…


Judy Murray: Nie pamiętam precyzyjnej daty, ale bodajże po roku wnikliwych analiz gry Andy’ego jako juniora, dojrzałam do myśli, że mój syn musi opuścić Szkocję jeśli chce podnieść poziom swoich umiejętności. W ojczyźnie nie posiadaliśmy odpowiedniej bazy treningowej. Nie mieliśmy wykwalifikowanych trenerów, którzy rozumieją czym charakteryzuje się tenis na wysokim, profesjonalnym poziomie. Nie mieliśmy luksusu, aby żonglować kortami na świeżym powietrzu. Wybór był dość ograniczony, więc większość treningów odbywała się pod dachem. W Szkocji nie ma międzynarodowej akademii tenisowej. Czułam podskórnie, że nieuchronnie nadchodzi czas, gdy Andy będzie zmuszony opuścić Szkocję. Wiedziałam, że jeżeli tylko syn zechce się rozwijać i będzie marzył o profesjonalnej karierze, będziemy musieli poważnie rozważyć przeprowadzkę z Wysp. Andy i Rafa to przyjaciele od dawien dawna. Nawet dziś, gdy prezentują bardzo wysoki poziom i są rywalami, ich przyjaźń nie gaśnie. Gdy skończyli finałowy mecz w Andorze w ramach mistrzostw Europy do lat 16 (starcie: Hiszpania – Wielka Brytania), było im mało gry, więc poszli jeszcze rozegrać partyjkę racketball (odmiana gry łudząco podobna do squasha, ale gra się większymi rakietami i większymi piłkami. 40 minut forsownego wysiłku, spala się mnóstwo kalorii). Nie byli przesyceni tenisem. Pamiętam, że Andy zadzwonił do mnie z Andory, co wydało mi się delikatnie podejrzane. Przestraszyłam się jak każda mama. Skoro dzwoni syn, to pewnie wydarzyło się coś złego. Andy zachowywał się jak typowy chłopak: nie miał w zwyczaju dzwonić do domu, gdy był na wyjeździe. Wyjątek stanowiły sytuacje, gdy gubił paszport czy skradziono mu pieniądze. Wtedy wiedział do kogo zadzwonić.


Taki już urok chłopców…


Racja. Warto pamiętać, że Andy dzwonił z Andory w czasach, gdy używanie telefonów komórkowych nie było jeszcze powszechne. Poprosił panią w recepcji hotelu, aby skontaktowała się ze mną i tak zaaranżowała rozmowę, żeby koszt konwersacji spadł na mamę. Sięgnęłam za słuchawkę i pytam: Andy, co się stało? A on zaczyna utyskiwać, że Rafa wyprzedza go o lata świetlne. Opowiada o rotacjach, o selekcji uderzeń, o przygotowaniu kondycyjnym. Andy nie mógł znieść, że Rafa tak mu odpłynął, a dzieli ich tylko rok. Zaczął żalić się, że Rafa trenuje często na korcie ziemnym, ma komfort gry w hali, nie musi uczęszczać regularnie do szkoły, odbija piłki z Carlosem Moyą, który wówczas był numerem 1 w rankingu ATP, a więc tworzy solidny fundament pod zawodową karierę. Dla porównania: Andy trenował w lokalnym klubie, który mieścił się w miasteczku uniwersyteckim. Trenował ze mną i ze swoim starszym bratem. Czasami na korty zajrzało jeszcze dwóch obcych chłopaków, a więc grono sparingpartnerów było nad wyraz skromne. Słuchałam wywodu syna z przejęciem… Uważam, że Rafa uświadomił Andy’emu, że receptą na progresję wyników i podniesienie poziomu gry jest częstsza gra na różnych nawierzchniach i rywalizacja z wymagającymi rywalami. Rafa nie wskazał precyzyjnie na akademię w Barcelonie, ale optował za Hiszpanią, bo na Półwyspie Iberyjskim funkcjonuje wiele tenisowych akademii, nie ma problemu z infrastrukturą, więc sugerował, że warto pochylić się nad tą opcją. O ile mnie pamięć nie myli, w lutym 2002 roku… Tak, to było przed świętami Wielkanocnymi… Zaczęliśmy odwiedzać rozmaite akademie i szukaliśmy optymalnej bazy dla Andy’ego. Synowi spodobał się styl pracy w akademii Sanchez-Casal, infrastruktura i sposób w jaki potraktował go Emilio Sanchez. Emilio przekonał mojego syna, że warto spróbować. W sierpniu Andy rozpoczął regularnie treningi u Emilio, a zatem proces przenosin ze Szkocji do Hiszpanii nie trwał dłużej aniżeli sześć miesięcy. Kolejnym wyzwaniem było znalezienie funduszy. Jak opłacić pobyt Andy’ego w Barcelonie? Nie byliśmy zamożną rodziną. Nie mogliśmy szastać pieniędzmi, więc musieliśmy zaciskać pasa, aby opłacić rachunki. Szczęśliwie udało się tak poukładać klocki, aby piramida się nie zawaliła. Andy spędził owocne dwa i pół roku w akademii. Jeżeli przygotowujesz młodego zawodnika do profesjonalnej kariery tenisowej, to pobyt w międzynarodowym środowisku jest najlepszym sposobem, aby mógł przywyknąć do trudów tej profesji. Po dziś dzień najlepszymi przyjaciółmi Andy’ego są: człowiek z Wenezueli (Dani Vallverdu) i jegomość z Peru (Carlos Mier). Obu Andy poznał w akademii Sanchez-Casal. Bardzo zżyli się ze sobą przez ponad 2 lata wspólnego pobytu w Hiszpanii.


Przyjaźń Dani Vallverdu jest bezcenna.  


Dani przekonał do swoich umiejętności kilku tenisistów. Zaczął wspierać Andy’ego, gdy mój syn był w trudnym okresie bezkrólewia, tzn. zmieniał obsadę trenerską wokół siebie. Dani właśnie ukończył naukę na uniwersytecie w Miami. Spotkał się z Andym i zrodziła się myśl o współpracy. Padła propozycja: a może Dani będzie podróżował z moim synem aż do momentu, gdy Andy znajdzie nowego trenera? Dani rozpoczął współpracę od roli partnera odbijającego z Andym piłki na treningach. Dani to pojętny uczeń. Sporo podpatrzył i wiele nauczył się będąc u boku takich trenerów jak Alex Corretja. Nawet się nie obejrzeliśmy kiedy Dani zaczął pracować u boku czołowych tenisistów świata takich jak Czech Tomas Berdych. Cieszę się z transformacji Daniego Vallverdu. Zrobił karierę. Dobry człowiek i zdolny trener. Andy bardzo sobie ceni przyjaźń Daniego i ma miłe wspomnienia z pobytu w hiszpańskiej akademii. Andy pięknie rozwinął się u Sancheza-Casal, czego dowodem było zwycięstwo w juniorskim Wielkim Szlemie podczas US Open’2004. Rok po zwycięstwie w Nowym Jorku Andy awansował na 65 miejsce w rankingu ATP, więc dokonał błyskawicznego postępu.


Andy jest dowodem na to, że można bezboleśnie przejść z tenisa juniorskiego do zawodowego touru… Niewiarygodna progresja wyników od czasu wygranej w US Open z Sierhijem Stachowskim, prawda?


To nie jest zwyczajny przypadek, aby tak szybko awansować do pierwszej setki rankingu rok po wygranej w juniorskim Szlemie. Nie mogłam uwierzyć, że moje dziecko tak błyskawicznie dokonuje kolejnego wtajemniczenia i pokonuje kolejne progi. Oczywiście, nic nie dzieje się za dotknięciem magicznej różdżki. Andy musiał sprostać wielu wyzwaniom. Musiał wzmocnić się pod względem siły fizycznej. W męskim zawodowym tenisie nie ma miejsca dla płaczków. U panów wymiany odbywają się na bardzo wysokim poziomie intensywności. Są piekielnie wyczerpujące. Nie ma tenisistów, którzy delikatnie odbijają piłkę.


Ciało musi przywyknąć do gigantycznego wysiłku fizycznego jeżeli młody człowiek marzy o zawojowaniu ATP World Tour…


Otóż to. Sztuką jest przyzwyczajenie organizmu do długotrwałego wysiłku. Będąc w tourze przechodzisz błyskawiczny kurs nauki. Uczysz się funkcjonowania w olbrzymim międzynarodowym środowisku. Jestem dumna z syna, bo poradził sobie z wieloma wyzwaniami nadspodziewanie dobrze.


Czy to twój pomysł, aby nawiązać współpracę z Ivanem Lendlem?


Nie. Autorem tego eksperymentu był Darren Cahill. Andy spędził sporo czasu z Darrenem poprzez uczestnictwo w programie Adidasa. Ten program jest już prehistorią i nie funkcjonuje już we współczesnym tenisie. Jednak kiedy Andy dojrzewał, Adidas ustawił Cahilla w pozycji super trenera, z którego wiedzy mogli czerpać wszyscy tenisiści objęci sponsoringiem przez Adidasa. To miało ogromne znaczenie podczas największych imprez pokroju Wielkiego Szlema.


Mówimy o Cahillu, który przed laty prowadził Andre Agassiego?


Tak, to ten sam Darren, który trenował Agassiego. Darren jest Australijczykiem, ale utworzył bazę w Las Vegas, w stanie Nevada. Zrobił to dla logistycznej wygody, gdy pracował z Agassim. Cahill sprowadził do USA swoją rodzinę, aby ograniczyć rozłąkę z najbliższymi. Cahill udzielił wielu cennych wskazówek Andy’emu, gdy byli objęci programem Adidasa. Bez dwóch zdań, Darren należy do wąskiego grona najlepszych trenerów tenisowych na świecie. Imponuje spokojem i dojrzałością emocjonalną. Ma obszerną wiedzę na temat tenisa, niezwykle czysto uderza piłkę. Fantastyczny człowiek. Darren zna Andy’ego doskonale, zarówno jako człowieka jak i tenisistę. Pewnego dnia Darren podzielił się z Andym refleksją, że warto byłoby, aby na ówczesnym etapie rozwoju opiekę nad nim objął Ivan Lendl. Darren był w stu procentach przekonany, że Andy potrzebuje mądrych rad osoby, która jest zaznajomiona z wielkimi turniejami, która wie jak radzić sobie ze stresem w kluczowych momentach i która ma na koncie wygrane Wielkie Szlemy. Ivan wie jak bolą porażki na wielkich turniejach i wie jak osiągnąć sukces w meczach o najwyższą stawkę. Ivan ma ogromną wiedzę na temat tego jak zaprogramować umysł, aby poradzić sobie z presją podczas finałów Wielkiego Szlema. Wie jak przygotować się do pojedynków o wszystko. Za wyjątkiem Corretji, Andy nigdy wcześniej nie posiadał takiej osoby w swoim teamie, która dysponowałaby gigantycznym kapitałem wiedzy o przebywaniu na tenisowym szczycie (Corretja wygrał finał Masters w 1998 roku, a 1 lutego 1999 roku był wiceliderem rankingu ATP).

 

A zatem Darren zasugerował Andy’emu, że warto spróbować nawiązać współpracę z Ivanem. Andy spotkał się z Lendlem w Miami, odbyli kilka luźnych spotkań, poodbijali piłkę, zjedli lunch, porozmawiali i podjęli decyzję o nawiązaniu współpracy. Sedno zagadnienia polega na tym, że to czy współpraca będzie owocna, nie zależy tylko i wyłącznie od tenisisty. Zawodnik może chcieć pozyskać konkretnego trenera, ale to trener musi chcieć pracować z tenisistą. Obie strony powinny być zaangażowane w projekt. Sporym utrudnieniem był fakt, że Ivan nigdy nie pracował z żadnym tenisistą odkąd zakończył karierę, a wiadomo jak palącą kwestią są długie podróże. Ivan bardzo poświęcił się golfowi i praktycznie zrobił wszystko, aby podporządkować życie nowej pasji. Można rzecz, że chciał zostać niemalże pełnoetatowym golfistą. Lendl odsunął się od tenisa, ale nie chciał tracić kontaktu z dyscypliną, więc otworzył akademię przeznaczoną dla juniorów i juniorek na Florydzie. Dopuszczałam do siebie myśl, że Ivan nie będzie skory, aby poświęcić się pracy z Andym.


Jakby nie patrzeć, posunięcie Ivana nosiło znamiona hazardu…


To był hazard w najczystszej postaci. Zarówno ze strony Ivana jak i Andy’ego. Wspaniale, że Ivan odważył się na ten krok. Każdy poprzedni trener Andy’ego nauczył go czegoś innego. Każdy dokładał cenną cegiełkę do warsztatu Andy’ego. A z Ivanem, cóż… To była szalenie ekscytująca podróż w nieznane. Przed Andym otworzyły się nowe wrota: jak być bardziej agresywnym, kiedy ryzykować i jak stopniowo zwiększać pokłady ryzyka podczas wymian. Z Ivanem Andy na nowo odkrył na czym polega pojęcie maksymalnej koncentracji i dekoncentracji. Nauczył się jak uciec od roztargnienia na korcie. Jednak największą zaletą współpracy z Lendlem było wypracowanie u Andy’ego takiego stanu umysłu, który pozwolił mu zdobyć wielkoszlemowe tytuły. Ivan sprawił, że Andy nie ekscytował się zanadto zwycięstwami we wcześniejszych rundach Wielkiego Szlema. Powtarzał mu: nie celebruj faktu, że jesteś w ćwierćfinale, bo za dwa dni czeka cię kolejna bitwa. Nie tańcz z radości, że przebrnąłeś przez kolejną przeszkodę, bo tuż za rogiem czai się kolejny przeciwnik. Nie chełp się tym kogo wczoraj pokonałeś, wyrzuć z głowy zwycięstwo, bo to już historia, skup się na tym co cię czeka. Ivan uczulił Andy’ego, że nie wolno mu przestać myśleć o wygranej w całym turnieju. Nie trać celu z oczu – powtarzał Andy’emu Ivan. Mój syn nauczył się jak dbać o to, aby całkowicie poświęcić się myślom o zwycięstwie.


Nie ulega wątpliwości, że Ivan uporządkował grę Andy’ego, który często chciał upiększać wymiany dla estetyki gry, ale nie zawsze troszczył się o skuteczność. Z pewnością poczułaś dumę, gdy twoi synowie sięgnęli po Puchar Davisa w 2015 roku i przerwali okres posuchy Wielkiej Brytanii w rozgrywkach drużynowych. Czy sukces Jamiego i Andy’ego w Pucharze Davisa podziałał na ciebie motywująco i zaczęłaś marzyć, aby powtórzyć osiągnięcie synów z paniami jako kapitan kadry w Pucharze Federacji? Brytyjki czterokrotnie wystąpiły w finale Fed Cupu, więc tradycja zobowiązuje. Johanna Konta i Heather Watson to bardzo solidne tenisistki, więc jest materiał na ciekawy i perspektywiczny zespół.


Też tak uważam, że Wielka Brytania dochowała się solidnych tenisistek.

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie