Żyła: Dziś nawet umiem mówić

Zimowe
Żyła: Dziś nawet umiem mówić
fot. PAP

W czwartek po zdobyciu brązowego medalu w konkursie na dużej skoczni narciarskich mistrzostw świata w Lahti Piotr Żyła był tak zszokowany, że miał problemy z mówieniem. Po sobotnim, historycznym triumfie Polaków w zmaganiach drużynowych, było z nim znacznie lepiej.

Żyła to obok Macieja Kota drugi przykład doskonałego kunsztu trenerskiego Stefana Horngachera. Poprzedni sezon 30-latek zakończył na 35. miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W obecnej edycji aktualnie jest 12., a w styczniu cieszył się z drugiego miejsca w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni.

 

Między Żyłą a Horngacherem szybko wytworzyła się oparta na zaufaniu relacja. Szkoleniowiec niemal od nowa uczył go skakania, wymuszając na nim zmianę pozycji najazdowej. Zawodnik z zaangażowaniem pracował nad wykorzenieniem starych zwyczajów.

 

Skoczek z Wisły nie dyskutował również, kiedy przed czwartkowymi zawodami Austriak zobaczył jego zniszczone buty i nakazał ich wymianę. To być może ten detal zaważył na tym, że czwartego Norwega Andreasa Stjernena wyprzedził o 0,6 pkt.

 

Horngacher natomiast zawsze chwalił publicznie ciężką pracę podopiecznego. Nie zwątpił w niego, gdy ten w Lahti na skoczni normalnej zajął 19. miejsce. W trzech w tym sezonie pucharowych konkursach drużynowych zawsze jako pierwszy skakał Żyła. Kolejność pozostałych zawodników ulegała natomiast zmianie.

 

Również w sobotę wszystko zaczęło się od Żyły, a trener wystawił go jeszcze na dodatkową próbę. Poprzedzający Polaka rywale skakali z dziesiątej belki. Horngacher natomiast nakazał skrócenie rozbiegu Żyle.

 

Na zawodniku nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wylądował tylko 0,5 metra bliżej od najlepszego wówczas Norwega Andreasa Fannemela, ale w ramach rekompensaty za dziewiątą belkę dostał dodatkowo 4,9 pkt, co jest odpowiednikiem ponad 2,5 m.

 

"Bywało trudniej. Śnieg był trochę tępy i przy lądowaniu mnie nieco złapało, ale nawet udało się skończyć telemarkiem. Adrenalina mi się nawet nie podniosła" - ocenił.

 

W tym momencie Polacy objęli prowadzenie, którego już nie oddali.

 

"Mistrzostwa nie zaczęły się dobrze, ale skończyły fantastycznie. Druga seria była nieco trudniejsza, bo zaczęło wiać. Każdy z nas wykonał jednak swoją robotę w stu procentach i stanęliśmy na najwyższym stopniu podium. Dziś nawet umiem mówić, już nie ma takiego szoku" - przyznał.

 

Żyła tym samym dołączył do Adama Małysza i Kamila Stocha, którym wcześniej również udawało się przywozić z MŚ po dwa medale. Małysz dokonał tej sztuki dwukrotnie - 16 lat temu, również w Lahti, wywalczył złoto i srebro, a w 2003 roku w Val di Fiemme był na obu obiektach najlepszy. Stoch natomiast w 2013 roku, kiedy gospodarzem znów było Val di Fiemme, do indywidualnego triumfu na dużej skoczni dołożył brąz z drużyną.

 

"Radość to radość. Oba dni są dla mnie piękne. Wtedy był medal, teraz jesteśmy mistrzami świata. To wszystko dla mnie coś wspaniałego, niewyobrażalnego" - powiedział Żyła.

MC, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie