Pindera: Złoto z odzysku
Szymon Kołecki mistrzem olimpijskim z Pekinu (2008), to już wiemy. Teraz pozostaje tylko czekać, kiedy zdyskwalifikowany Ilja Ilin odda mu złoty medal.
Igrzyska w Pekinie to stare czasy. Kołecki przegrał rywalizację o złoto w kategorii do 94 kg minimalnie ze swoim przyjacielem, znakomitym sztangistą z Kazachstanu, Ilją Iljinem. Polak uzyskał w dwuboju 403 kg, Iljin trzy kilogramy więcej.
Pamiętam jak dziś ten niesamowity pojedynek, podobnie jak ten na pomoście w Sydney, osiem lat wcześniej, z reprezentującym Grecję Gruzinem Akakiosem Kakashvilisem, mistrzem olimpijskim z Barcelony (1992) i Atlanty (1996).
Szymon Kołecki miał wtedy niespełna 19 lat i opinię jednego z największych talentów światowej sztangi. Przed igrzyskami w Australii wygrał w wielkim stylu mistrzostwa Polski w Ciechanowie podrzucając 235 kg. Jego rekord świata wynosił 2,5 kg mniej i takim pozostał, bo z przyczyn formalnych ten nowy nie mógł być uznany.
W Sydney Kołecki wyrwał 182,5 kg tracąc do Kakashvilisa zaledwie 2,5 kg. Wydawało się, że w podrzucie Polak odrobi straty i sięgnie po złoto. Gdyby wygrał były najmłodszym mistrzem olimpijskim w podnoszeniu ciężarów. Ale tak się nie stało, choć utytułowany rywal zaliczył tylko jedno podejście w podrzucie, cudem podnosząc 220 kg.
Poważna kontuzja nie pozwoliła mu na kontynowanie rywalizacji. Kołecki w formie z Ciechanowa nie miałby żadnych problemów, by go wyprzedzić, ale on też doznał urazu podchodząc w drugiej próbie do sztangi ważącej 227,5 kg. Skręcił kostkę.
I tak złoty medal, który był na wyciągnięcie ręki zawisł ostatecznie na szyi przyszywanego Greka. Obaj uzyskali w dwuboju 405 kg, ale Kakasvilis był lżejszy i to on stanął na najwyższym stopniu podium.
Pamiętam doskonale moment dekoracji, stałem blisko pomostu. Kołecki zdjął srebrny medal i schował go do kieszeni dresów. Był wściekły, że nie wykorzystał szansy.
Osiem lat później wracał na olimpijski pomost po skomplikowanej operacji kręgosłupa i długiej rehabilitacji. Zdobył w tym czasie dwukrotnie mistrzostwo Europy, ale przyplątała się kolejna kontuzja, tym razem nogi.
Byłem u niego w Spale w ostatnim okresie przygotowań, tuż przed wylotem do Chin. Nie wiedział na co go stać, nie ryzykował podejść z dużymi obciążeniami. Ówczesny trener kadry naszych ciężarowców, Zygmunt Smalcerz wierzył jednak głęboko w Szymona. – Zobaczysz, stanie na podium ! – powtarzał, gdy pytałem go o medalowe szanse Kołeckiego.
I zdobył, choć nie ten upragniony złoty, bo fenomenalny Iljin był nieznacznie lepszy.
Dziś już wiemy, że nie tylko Kazach korzystał wtedy z niedozwolonych środków. Cztery lata później, gdy wygrywał igrzyska w Londynie (2012) też sięgał po doping. Został zdyskwalifikowany, wyniki zmieniono. Drugi w Pekinie Kołecki znalazł się na pierwszym miejscu, a czwarty Arsen Kasabijew, reprezentujący wtedy Gruzję, przesunięty na jego miejsce.
Kasabijew, jeden z najbliższych przyjaciół Kołeckiego, od 2010 roku ma polski paszport, dla Polski w tym samym roku zdobył mistrzostwo Europy. Teraz z obaj z Szymonem świętują sukces sprzed lat. Kołecki ma wreszcie swój upragniony złoty medal, Arsen ma srebro.
Kołecki w jednym z wywiadów tłumaczy, że swój srebrny medal z Pekinu, który wisi w gablocie hali sportowej jego imienia w Wierzbnie, rodzinnej miejscowości naszego mistrza, musi do 20 sierpnia przekazać do Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOL). I uzbroić się w cierpliwość czekając, kiedy olimpijskie złoto z Pekinu zwróci Ilja Iljin. Jest jednak przekonany, że Kazach nie będzie robił problemu.
Medali z odzysku będzie więcej. Niedługo brązowy medal za igrzyska w Pekinie odbierze Marcin Dołęga, który przegrał go wtedy wagą ciała. W takim samym kolorze jest medal, który należy się młodszemu z braci Zielińskich, Tomaszowi, za igrzyska w Londynie. Starszy Adrian zdobył tam złoto. Rok temu obaj zostali złapani na dopingu i nie stanęli na pomoście w Rio de Janeiro. Wcześniej dyskwalifikowano Kasabijewa i Marcina Dołęgę, co tylko pokazuje jak poplątane są losy współczesnych mistrzów sztangi, ale nie tylko.
Komentarze