Kowalski: Eduardo w Legii? To fantastyczny ruch ze strony... piłkarza
Były reprezentant Chorwacji i gracz Arsenalu Eduardo zagra w Legii. Pamiętam jego fantastyczną grę przed laty i biorąc to pod uwagę właściwie powinienem się ucieszyć, że taki artysta chce pokopać w naszej przaśnej lidze. Tyle, że to było bardzo dawno temu.
Jak na realia piłkarskie w zamierzchłych czasach. I tak naprawdę mamy do czynienia z facetem, który kiedyś grał w piłkę na najwyższym poziomie, a dziś chciałby sobie dorobić do piłkarskiej emerytury, odciąć kupony od dawnej sławy, pomieszkać w pięknym mieście.
I patrząc z jego punktu widzenia to fantastyczny ruch. Gratulacje, panie Eduardo! Zresztą naturalizowany chorwacki Brazylijczyk z miejsca będzie się czuł przy Łazienkowskiej jak u siebie, otoczony Chorwatami, którzy rządzą teraz w Legii z trenerem Jozakiem, którego zna od dziecka. Ma zagwarantowane już na starcie ogromne zainteresowanie mediów, uwagę tysięcy kibiców i bardziej będzie tu robić za gwiazdę niż w ostatnim czasie w swojej ojczyźnie w Brazylii (nieudana przygoda z Atletico Paranaense). Jego pensja nie została jeszcze ujawniona, ale można się spodziewać, że za frytki to tu raczej kopać nie będzie. Być może nawet wiosną strzeli więcej goli niż najskuteczniejszy obecnie zawodnik Legii (7 bramek zdobył Niezgoda) i dopisze sobie do swojego CV mistrzostwo Polski. Wcale nie zamierzam z góry potępiać tego transferu. A argument, że w naszej lidze nawet emeryci z dobrą przeszłością sobie mogą poradzić absolutnie do mnie trafia. Taka jest prawda.
Pytanie jest jednak zasadnicze i wcale nie do Eduardo. Co ściągnięcie prawie 35-letniego zawodnika po bardzo poważnych kontuzjach, który w ogóle nie grał przez ostatnie pół roku, ma do niedawnych deklaracji o zmianie filozofii klubu i odmłodzeniu drużyny? Chyba, że brać to wszystko według pokrętnego klucza zaprezentowanego swego czasu przez prezesa klubu, który po tym jak zapowiedział pozostawienie trenera Magiery na lata, momentalnie go zwolnił. Czyli trzeba pogodzić się z faktem, że co innego się mówi, a co innego robi.
A mówiąc zupełnie serio to wszystko wskazuje na to, że prawda o Legii jest taka jaką w słynnym wywiadzie telewizyjnym zaprezentował, być może trochę niechcący, były już dyrektor sportowy klubu. Michał Żewłakow, którego bardzo cenię, wypalił wtedy, że klub nie ma żadnej długofalowej polityki i działa od przypadku do przypadku. Doraźnie. Wrzucił tym samym poważny kamień na własne podwórko, choć był błyskawicznie prostowany przez swojego byłego przełożonego, również obecnego w studio Bogusława Leśnodorskiego.
Nowy właściciel, też rzutki biznesmen, człowiek o szerokich horyzontach Dariusz Mioduski, który był w opozycji do dominującej tendencji w poprzednim układzie właścicielskim, przedstawił swoją strategię jako antytezę tego o czym mówił Żewłakow. Tu miał być pomysł długofalowy. Młody, zdolny trener na lata, później korekta i postawienie na chorwackich ekspertów od szkolenia młodzieży, budowa Akademii z prawdziwego zdarzenia, stawianie na młodych, kreowanie gwiazd, a nie ściąganie tych podstarzałych, nieprzepłacanie itd...
Ostatnie ruchy przy Łazienkowskiej wskazują na to, że Legii na taką politykę jeszcze chyba nie stać. Wszystko jest tak naprawdę po staremu. Zmieniły się tylko personalia. Prezesi, dyrektorzy, trenerzy. Wtedy czerpano z jednego źródełka, gdzie indziej szukano zawodników, teraz bierze się z innego. Był do wzięcia Eduardo w dobrej cenie to się go bierze, a nie zawraca głowę jakimiś filozofiami, liniami strategicznymi, czy medialnymi deklaracjami...
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze