Stefan Horngacher trenerem roku 2017!
Wybór nie mógł być inny. Austriacki trener naszych skoczków narciarskich za wybitne osiągnięcia z reprezentacją Polski został wybrany Najlepszym Trenerem 2017 roku.
Stefan Horngacher sprawił, że polscy skoczkowie mają za sobą historyczny rok pełen sukcesów. A przed nim kolejne wyzwania.
Każdy, kto trenował ze Stefanem Horngacherem, do tej pory mówi, że marzy, aby on wrócił. Powiedziałem, że jak już odejdę od skoków, spróbuję spełnić to marzenie. Gdyby chciał i związek się zgodził, zrobiłbym wszystko, żeby wrócił – powiedział o austriackim szkoleniowcu Adam Małysz w marcu 2011 roku.
Minęło kilka lat, Małysz spełniał się w roli kierowcy rajdowego, ale w końcu wrócił do skoków już jako dyrektor sportowy w PZN. Chwilę wcześniej z kadrą żegnał się trener Łukasz Kruczek, który doprowadził biało-czerwonych do dwóch brązowych medali mistrzostw świata, a Kamila Stocha do dwóch złotych medali olimpijskich, mistrzostwa świata i Kryształowej Kuli. Tamta formuła się wyczerpała i trzeba było znaleźć kogoś nowego. Faworytem był właśnie Austriak i ostatecznie to on objął reprezentację. Horngacher tchnął w kadrę nowe życie, a pierwszy sezon jego pracy z Polakami zapisał się w historii.
Dał im nowe życie
Austriak uwolnił w naszychskoczkach nowe pokłady motywacji, wprowadził zmiany w cyklu treningowym i zyskał zaufanie, bo zawodnicy ufają mu bezgranicznie. Na początku pracy buntował się Piotr Żyła, bo nie chciał słyszeć o zmianie pozycji dojazdowej. Szkoleniowiec postawił sprawę jasno: zmiany albo brak miejsca w kadrze. Żyła protestował, ale za każdym razem bunt kończył się długą rozmową z trenerem, która przynosiła efekty i krok po kroku udało się „zmienić” Piotra. Horngacher stworzył go na nowo. W poprzednim sezonie Żyła zajął drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, a później sięgnął indywidualnie po brąz mistrzostw świata.
Przy Horngacherze odrodził się też Kot, który wreszcie uwolnił drzemiące w nim możliwości i wygrał dwa konkursy o PŚ, a sezon skończył jako piąty skoczek klasyfikacji generalnej. I wreszcie Stoch. Kiedy Austriak przyjeżdżał do Polski mówił, że jego pierwszym zadaniem jest przywrócenie Kamila do ścisłej światowej czołówki. Plan zrealizował prawie perfekcyjnie. Dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi wygrał wreszcie wymarzony Turniej Czterech Skoczni, a w Pucharze Świata do końca walczył o Kryształową Kulę. Nie udało się, bo trofeum zgarnął Stefan Kraft, ale Stoch miał za sobą świetny sezon. Jakby sukcesów było mało, to Horngacher ze swoimi zawodnikami odebrali pierwszy w historii polskich skoków Puchar Narodów.
Co ciekawe, jeszcze zanim zaczął się sezon, prezes PZN Apoloniusz Tajner mówił, że dopiero w drugim sezonie pracy trenera przyjdą naprawdę dobre wyniki. Gdy przed rozpoczęciem tegorocznego cyklu PŚ przypomnieliśmy o tym Austriakowi, tylko się uśmiechnął. – Łatwo powiedzieć. Ten pierwszy rok był pełny sukcesów, choć przyznaję, że były momenty, w których czuliśmy niedosyt. Teraz zrobimy wszystko, żeby było jeszcze lepiej – powiedział.
Zaraz po zakończeniu poprzedniego cyklu, rozpoczął przygotowania do kolejnego. Skoczkowie w trakcie lata dostali kilka razy trochę wolnego, ale głównie pracowali. Cel jest jasny – pierwszy w historii medal drużyny polskich skoczków. Biało-czerwoni w Pjongczangu będą próbowali też wchodzić na podium indywidualnie. Sezon zaczęli dość ostrożnie, ale plan był właśnie taki, aby rozkręcać się z tygodnia na tydzień.
Pokochał Polskę
A sam, choć na co dzień mieszka w Niemczech, bardzo polubił się z Polską i Polakami. – Mieszkają tu fantastyczni ludzie i fanatyczni kibice, którzy kochają skoki. Cieszę się, że jestem trenerem właśnie tutaj, czyli w kraju, gdzie nasz sport cieszy się taką popularnością – opowiada Horngacher, który sam odczuwa skutki popularności. – Zdarza się prośba o autograf albo zdjęcie – mówi skromnie człowiek, który dla wielu jest dzisiaj symbolem nowego rozdania w polskich skokach. A już niedługo znowu może zbierać pochwały i gratulacje. Oczywiście w Korei.
Komentarze