Mistrz olimpijski o Adamku: Już w 1998 roku sporo umiał
Rosjanie mają dziś trzech mistrzów świata w wadze półciężkiej, a jeszcze w tym roku czwartym może zostać Ukraniec, Ołeksandr Gwozdyk, też mówiący po rosyjsku. O fenomenie rosyjskich pięściarzy... i Tomaszu Adamku opowiedział w rozmowie z Januszem Pinderą mistrz olimpijski z Sydney Aleksander Lebziak.
Podczas ostatniego Turnieju Feliksa Stamma spotkałem się ze swoim starym znajomym, Aleksandrem Lebziakiem, dziś trenerem reprezentacji Turkmenistanu, a wcześniej Rosji. Sasza był przed laty znakomitym pięściarzem, złotym medalistą igrzysk w Sydney (2000), mistrzem świata i dwukrotnym mistrzem Europy. Tytuły te zdobywał w wadze półciężkiej (81 kg). Wcześniej walczył w kategorii średniej (75 kg). W finale MŚ w Sydney (1991) zmierzył się z Włochem Tommasso Russo i choć był w tym pojedynku lepszy, nie jego uznano zwycięzcą. Tam z Lebziakiem poznał mnie Kostia Cziu, z którym znałem się już wcześniej. Kostia na stałe przeniósł się do Australii, przeszedł na zawodowstwo i został zawodowym mistrzem świata. Wtedy w Sydney wygrał rywalizację w wadze lekkopółśredniej (63,5 kg) z nieżyjącym już Amerykaninem Vernonem Forrestem, późniejszym mistrzem zawodowych ringów.
48-letni dziś Lebziak też ma za sobą zawodowy epizod. W debiucie, 21 września 2001 roku w Taszkiencie, już w pierwszym starciu znokautował Amerykanina Stacy Goodsona i… zakończył karierę!
Nie ukrywa, że był tym pojedynkiem zniesmaczony i nie dał się już namówić na powrót. A przecież był znakomitym pięściarzem, myślę, że lepszym od Kazacha Wasilija Żyrowa, który cztery lata wcześniej w Atlancie wygrał rywalizację w wadze półciężkiej i został uhonorowany Pucharem Vala Barkera przyznawanym najlepszym technikom olimpijskiego turnieju.
O umiejętnościach Lebziaka przekonał się między innymi Tomasz Adamek, który przegrał z nim w półfinale mistrzostw Europy w Mińsku, w 1998 roku. Polak był dwa razy liczony, ale pokazał charakter wojownika, Gdyby nie przeszedł na zawodowstwo prawdopodobnie zmierzyliby się raz jeszcze na igrzyskach w Sydney. I nie wiadomo, kto byłby górą.
- Bardzo cenię Adamka. Twardy, szybki, odporny na ciosy fighter. Już wtedy w Mińsku sporo umiał, a później był już tylko lepszy – mówi Lebziak. Rosjanin nie ukrywa podziwu dla „Górala” za to czego dokonał na zawodowych ringach.
- Tytuły mistrzowskie w dwóch kategoriach wagowych, walka o tytuł w wadze ciężkiej, to wielkie rzeczy – skomentował wyczyny Adamka, Aleksander Lebziak.
Gdy pytam o Kostię Cziu uśmiecha się szeroko, bo to przecież jego przyjaciel. - Kostia wrócił z Australii, mieszka teraz w Moskwie i tam robi interesy. Rozstał się z byłą już żoną, ale jego dzieci tam zostały. Starszy syn, Tim Cziu jest zawodowym bokserem, na razie jeszcze nie przegrał.
Przez chwilę rozmawiamy też o sytuacji w wadze półciężkiej, która za chwilę cała będzie mówić po rosyjsku. Mistrzem WBA jest Dmitrij Biwoł, IBF Artur Bietierbijew, a WBO Siergiej Kowaliow. Do zdobycia pozostał więc pas WBC należący do urodzonego na Haiti reprezentanta Kanady Adonisa Stevensona. Ukrainiec Gwozdyk, brązowy medalista igrzysk w Londynie jest już mistrzem interim tej organizacji i prawdopodobnie jeszcze w tym roku będzie bił się o pełnoprawny tytuł.
Lebziak wiele lat był trenerem reprezentacji Rosji, więc doskonale zna Biwoła, Beterbijewa i Kowaliowa. Gdy pytam, który z nich jest jego zdaniem najlepszy odpowiada szybko, że Beterbijew.
Janusz Pindera: Mnie się bardzo podoba Biwoł, co o nim sądzisz?
Aleksander Lebziak: Na dziś najlepszy jest Artur (Beterbijew), ale mistrzem jutra będzie młodszy Biwoł, jestem o tym przekonany. Umie wszystko, lecz Bietierbijew, technicznie też perfekcyjny, jest od niego silniejszy
A Kowaliow? Jeszcze nie tak dawno to on był królem wagi półciężkiej, miał trzy mistrzowskie pasy.
Zgoda, Siergiej wciąż jest świetny, odzyskał jeden z pasów (WBO), ale myślę że wszystko co najlepsze już za nim. Powoli schodzi w dół. Ale może się mylę. Bliżej mi przecież do boksu olimpijskiego niż zawodowego.
Przeniosłeś się do Turkmenistanu, zostałeś trenerem reprezentacji tego kraju. Zadowolony?
Bardzo. Pieniądze są dobre, atmosfera do pracy jeszcze lepsza. Czegoż chcieć więcej. Mam kilku naprawdę utalentowanych chłopaków, którzy są w stanie powalczyć z najlepszymi na wielkich imprezach.
Tyle Aleksander Lebziak, kiedyś wielki mistrz olimpijskiego boksu, którego nie skusił zawodowy chleb. I jak mówi, dobrze mu z tym...
Komentarze