Pindera: Nadchodzi sztorm

Sporty walki
Pindera: Nadchodzi sztorm
fot. PAP/EPA

W Las Vegas znów ciekawe walki. Erislandy Lara zmierzy się z Jarrettem Hurdem, a James DeGale spróbuje odzyskać tytuł mistrzowski w rewanżowym pojedynku z Calebem Truaxem.

Lara to jeden z tych kubańskich uciekinierów, któremu powiodło się na zawodowym ringu. Był mistrzem świata amatorów, teraz jest najlepszy w gronie profesjonałów. Do niego należy pas WBA w wadze junior średniej. Jego rywal Jarrett Hurd jest mistrzem IBF, więc w nocy z soboty na niedzielę (czasu polskiego) czeka nas pojedynek unifikacyjny i powieje przy okazji historią.

 

Ich walka będzie szóstą w tej wadze, kiedy zwycięzca zgarnął  co najmniej dwa tytuły. Wcześniej dokonali tego jedynie Terry Norris, Felix Trinidad, Oscar De la Hoya, Winky Wright i Canelo Alvarez. Miałem przed laty przyjemność takie właśnie, wielkie wydarzenie komentować. Rok 2000, 2 grudnia, Las Vegas, Mandalay Bay i starcie Trinidada z Francisco Vargasem. Obaj niepokonani, obaj z mistrzowskimi pasami. „Tito” Trinidad wniósł do ringu pas organizacji WBA, Vargas IBF.   

 

Grzmoty zaczęły się już w pierwszym starciu, Vargas dwukrotnie padał na deski, ale nie dał się wyliczyć. Później leżał Portorykańczyk i miał poważne problemy, ale się z nich wywinął. W ostatniej, 12 rundzie trzykrotnie padał Meksykanin i przegrał przez nokaut.

 

Czy równie gorąco będzie w najbliższą sobotnią noc? 35-letni Lara (25-2-2, 14 KO) nie jest królem nokautu, ale to wyjątkowo śliski, świetny technicznie pięściarz, znakomicie wykorzystujący odwrotną pozycję. Nie tylko moim zdaniem nie przegrał walki z Canelo Alvarezem. W starciu z siedem lat młodszym Hurdem (21-0, 15 KO) będzie faworytem, musi jednak uważać, bo Amerykanin jest dziesięć centymetrów wyższy, ma większy zasięg, jest silniejszy fizycznie  i naprawdę mocno bije. Ostatnich siedmiu rywali pokonał przed czasem, w dziewięciu z dziesięciu ostatnich walk  wygrywał przez nokaut. Ale Lary raczej nie znokautuje, choć krzyczy, że w sobotę nadejdzie sztorm i go zmiecie. Kubańczyk jest lepszy i coś czuję, że raz jeszcze udowodni to w dobrym stylu. Z Hurdem zgadzam się w jednym: to będzie zabawa w kotka i myszkę. Ale to nie Amerykanin będzie kotkiem.

 

Drugi z głównych pojedynków, o pas IBF w wadze superśredniej, zapowiada się równie interesująco. Nie ukrywam, że byłem zaskoczony zwycięstwem Caleba Truaxa (29-3-2. 18 KO) z Jamesem DeGale’em (23-2-2, 14 KO) w Londynie. Werdykt dwa do remisu dla Amerykanina sugeruje zaciętą, wyrównaną walkę, ale Truax wygrał zasłużenie.

 

32-letni Anglik miewał w swojej karierze słabsze pojedynki, ale mimo wszystko sądziłem, że zrobi swoje i to on będzie zwycięzcą. Tak się jednak nie stało i mieliśmy sensację.

 

Teraz faworytem też będzie DeGale. Nie jestem jakimś specjalnym wielbicielem talentu Brytyjczyka, komentowałem finał olimpijski w Pekinie (2008), gdzie sprezentowano mu złoty medal, choć lepszy był wtedy Kubańczyk Emilio Correa, ale doceniam jego umiejętności i ringową inteligencję.

 

I myślę, że te argumenty pomogą mu wygrać rewanż. Ale nie można też wykluczyć, że czeka go droga przez mękę i kolejna porażka, bo dwa lata starszy Truax wyraźnie mu nie pasuje. Czasami tak bywa i z logicznego punktu widzenia trudno to wytłumaczyć.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie