Lorek: Królestwo za ojcostwo
Być jak Peter Craven i Peter Collins… O tym marzy każdy początkujący brytyjski żużlowiec. Tai Woffinden nie ukrywa, że chciałby być najbardziej utytułowanym żużlowcem w historii Wielkiej Brytanii. W Warszawie Woffy uczynił poważny krok, aby zdobyć trzeci złoty medal i zdystansować czarodzieja z Liverpoolu – Petera Cravena.
Peter Craven był żużlowym fenomenem. Miał cztery siostry, które stroniły od metanolu i brata Briana, który zakosztował szlaki i wiedział na czym polega łamanie motocykla w łuku. Peter Craven zaczynał przygodę ze sportem niczym Anita Włodarczyk… Był zafascynowany speedrowerem (cycle speedway w narzeczu Szekspira), a Anita swój pierwszy medal mistrzostw Europy zdobyła w drużynie ścigając się na speedrowerze… Craven subtelnie deformował bandę na torze Liverpool Chads, miał uroczy epizod w drużynie Fleetwood Flyers, ale prawdziwe apogeum swoich możliwości osiągnął w barwach Belle Vue Aces Manchester. W latach 1954-1963 był co roku finalistą indywidualnych mistrzostw świata. Craven to prototyp Jasona Crumpa. Waleczny i zadziorny. Crumpie przez dekadę nie zstępował z podium Speedway GP.
Niezwykłe osiągnięcie zarezerwowane tylko dla największych tuzów speedwaya. Craven był czarodziejem. Balansował na motocyklu, tańczył, płynął na bike’u. Na owe czasy był niczym Mane Garrincha dla brazylijskiej piłki. Drybling i uwodzicielska moc ataków po zewnętrznej i wewnętrznej. Craven nie przestraszył się żużla nawet wtedy, gdy tuż po 16 urodzinach, pożyczył sprzęt od brata Briana i zmodyfikował kształt bandy w Liverpoolu. Wstrząs mózgu – rzekł lekarz, ale Peter tylko wzruszył ramionami. Woffy też długo wracał do żywych po śmierci ojca Roba, ale przemógł się, dopiął swego i posiada w kolekcji dwa złote medale IMŚ. Craven zdobywał drugie złot na Wembley w 1962 roku na oczach 62 000 kibiców. Peter zginął tragicznie w meczu towarzyskim rozegranym na torze w Edynburgu w 1963 roku. Bogowie umierają młodo… Craven nie chciał uderzyć w leżącego na torze George’a Huntera i wybrał uderzenie w bandę. Uczynił to tak niefrasobliwie, że zmarł na skutek obrażeń… Woffy pragnie być najsłynniejszym żużlowcem, który zdobędzie żniwo medali dla Wyspiarzy i choć otwarcie przyznaje, że braku mu występów na torze i nie czuje się „wjeżdżony” w sezon, nie miał problemów z odniesieniem zwycięstwa w Warszawie.
Tata – to brzmi dumnie
Woffy jest kreatywnym człowiekiem. Wiecznie zatroskany o to, aby jego czaszka produkowała tysiące zalążków myśli. Skoczył backflipa, brał udział w szalenie ekstremalnych zjazdach na nartach w Alpach, co jest pokłosiem występów w Rye House Rockets pod skrzydłami ekstrawaganckiego promotora Lena Silvera, który jako żywo poziomem abstrakcyjnego myślenia pokonał słynnego Flavio Briatore z F1… Woffy kocha jazgot w głowie, uwielbia gonitwę myśli, ale odrabia lekcje domowe. Zauważył, że przyjaźń z dwukrotnym indywidualnym mistrzem Szwecji – Pikejem (Peterem Karlssonem) to sprawa arcyważna dla duszy, ale w biznesie nie należy podpierać się luźnymi relacjami kumpelskimi, tylko sięgać po sprawdzone rozwiązania. W Warszawie oprócz znakomitych polskich mechaników: Jacka Trojanowskiego, Konrada Darwińskiego i Leszka Wiśniewskiego, Taia wspierał Peter Adams. Starszy pan z Anglii, legenda strategii i mistrz motywacji. Jak zwykł mawiać Adam Skórnicki: „Adams przenigdy nie siedział na motocyklu żużlowym, ale ma takiego nosa i tak cudownie czyta speedway, że można w ciemno ufać jego posunięciom”. Święte słowa, Skóra. Tai o tym wie, przeanalizował temat zimą i dostrzegł, że dwa poprzednie złote krążki w GP zdobył przy sporym udziale Petera Adamsa – lokomotywy Wolverhampton Wolves. Tai pomagał Wilkom wygrywać ligę brytyjską zanim zdołała zamienić się w Premiership, a Peter udzielał bezcennych rad Woffindenowi. Na trudnym, pełnym kolein torze w Warszawie, Tai szarpał i podejmował kalkulowane ryzyko.
W finale o mały włos nie stracił panowania nad motocyklem, ale Magic Janowski, który cudnie kleił do kredy, trochę przestraszył się wysunięcia, nie uruchomił tzw. piki, z czego skwapliwie skorzystał Tai, który wzorowa napędzał się po zewnętrznej. A gdy już Woffy okopał się na fotelu lidera, nie zezwolił Maćkowi, aby wszedł na after party przez uchylone drzwiczki. Zatrzasnął Magicowi bramę przy krawężniku, nie wpuścił wrocławianina przy kredzie i Maciej po raz drugi z rzędu zameldował się na drugim miejscu w Warszawie. Przed rokiem Magic uległ Fredrikowi Lindgrenowi po kapitalnej walce w finale. Tym razem Maciej pokonał Szweda w finale, ale uciekł mu Woffy. Inna sprawa, że sportowo, GP w Warszawie było arcydziełem w 2017 roku. Spośród czterech edycji, najlepszy turniej w stolicy odbył się przed rokiem. Były wszystkie elementy wielkiego spektaklu. Mijanki, jazda w kontakcie, ściganie do kreski. W 2018 roku było tyle dziur i kolein, że zawodnicy zamiast zachwycać pięknem jazdy, walczyli z nawierzchnią. Jeśli taki as jak Fredrik Lindgren ma kłopoty z wykontrowaniem motocykla na szpicy łuku i przegrywa wyścig ze złotym medalistą Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski – Bartoszem Smektałą, to znaczy, że ekipa trzykrotnego króla speedwaya – Ole Olsena nie do końca uchwyciła perfekcyjne proporcje w przygotowaniu toru.
Woffy też natrafiał na wredne koleiny, nie ustrzegł się problemów z nawierzchnią, ale ma w sztabie siwowłosego Petera Adamsa. I choć przyznaje, że brakuje mu jeszcze regularnych startów (wszak szwedzka Elitserien ruszyła dopiero w tym tygodniu), to widać, że lata startów na ekstremalnych torach w Scunthorpe, Rye House i Wolverhampton sprawiły, że jest uniwersalnym zawodnikiem. Ciekawy zabieg z ligą szwedzką. Tai reprezentuje barwy Masarny Avesty, a zatem klubu, w którym przed laty ścigał się legendarny Szwed – sześciokrotny indywidualny mistrz świata Tony Rickardsson. Woffy chciałby dogonić Tony’ego w liczbie złotych krążków. Pytanie czy w lasach wokół Avesty mieszka życiodajny balsam i czy leśne skrzaty potrafią zadbać o to, aby kompresja silnika nie spadała.
Tai starannie przygotowywał się do ojcostwa. Wie ile dla niego uczynił tata Rob, który przed laty przegrał walkę z nowotworem trzustki. Chce być wzorowym tatą dla swojej maleńkiej córeczki Rylee Cru Woffinden, która przyszła na świat 20 listopada 2017 roku. Urodziła się niemal o brzasku, bo o godzinie 7.22 i ważyła 3,2 kilograma. Cudowny moment dla sentymentalisty Taia i małżonki Faye…
Peter Adams mawia, że zimą Tai zamienił się w Boba The Buildera. Rozbudowywał dom, wykazywał talenty murarskie, inżynieryjne. Wszystko dla córki. Zachował właściwe proporcje pomiędzy pracą a życiem osobistym. Nie rozmyślał zbyt wiele o rozegraniu pierwszego wirażu, tylko poświęcił się zmienianiu pieluszek. Dziecko ma ozdrowieńczy wpływ dla ludzi kochających łyk metanolu. No doubt about it…
Magic bliski szczęścia
Polacy mieli aż siedmiu zawodników w stawce warszawskiej rundy GP. Co prawda Maksym Drabik (aktualny indywidualny mistrz świata juniorów) i Bartosz Smektała (aktualny młodzieżowy mistrz Polski) pełnili rolę rezerwowych, ale na torze się pojawili. Czterech stałych uczestników Speedway GP stawało na rzęsach, ale warszawskie zawody udowodniły jak trudno ściga się przed własną publicznością. Jason Crump, który aż trzy razy wygrywał indywidualne mistrzostwo świata nigdy nie zwyciężył w ojczyźnie. Sydney nie było ziemią obiecaną dla Jasona…
Magic, któremu miłość do aktywnego trybu życia i sportu zaszczepił tata Piotr, opiera siłę teamu na rodzinie. Obok dwóch braci: Wojtka i Krzyśka, Maciej powierzył klucze, skrzynki narzędziowe i czytanie toru swojemu dobremu koledze ze szkolnej ławki: Marcinowi Klepuszewskiemu. Magic starannie buduje swoje profesjonalne curriculum vitae. Błyszczał w barwach Poole Pirates, wygrywał na Wyspach. Teraz zbiera doświadczenie w ekipie Dackarny Malilli. Nieustanna wspinaczka. Przemyślane akcje na torze, bez nadmiernej brawury. Czysta jazda. Jeżeli ma zatknąć polską flagę na szczycie Manaslu, to chce uczynić to z klasą. Kapitalne wzorce wpoił tata Piotr…
Ivan Mauger, który jako nastolatek ronił łzy w Tilbury, gdy jego ukochana odpływała z Anglii do Nowej Zelandii, bo młodziutkiego Ivana nie stać było, aby zamieszkać z Raye i córeczką Julie w Londynie, doczekał się hołdu. Śmierć Ivana odbiła się szerokim echem. Przed rozpoczęciem GP w Warszawie pamięć sześciokrotnego indywidualnego mistrza świata rodem z Christchurch uczczono minutą ciszy. To wspaniała informacja w coraz bardziej brutalnym świecie, który chce założyć kaganiec wrażliwym ludziom. Przeto pięknie, że w Polsce, w której Ivan wywalczył 2 spośród 6 złotych medali (Wrocław’1970 i Chorzów’1979) wykazano się ogromnym szacunkiem dla Nowozelandczyka. Ponad 50 000 ludzi w milczeniu spoglądało na telebim i czarno-białe zdjęcia Ivana. Hans Nielsen, który wiele zawdzięcza Ivanowi, nie krył wzruszenia. Petr Ondrasik, przed laty czołowy czechosłowacki żużlowiec, też nie potrafił ukryć łez… Za dwa tygodnie gwiazdy Speedway Grand Prix obierają kurs na najbardziej czarujące miasto na naszej planecie – Pragę. Alchemicy ze Złotej Uliczki będą przyglądać się rywalizacji na Markecie…
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze