Pindera: „Arab” dotrzymał słowa

Sporty walki

Robert Parzęczewski (22-1, 15 KO) potraktował Dariusza Sęka (28-5-3, 10 KO) brutalnie nokautując go w drugim starciu prawym podbródkowym. Wcześniej Sęk jeszcze dwukrotnie leżał na deskach.

32 letni Sęk jest starszy i bardziej doświadczony. Ma świetne warunki fizyczne, jak na wagę półciężką, i walczy z odwrotnej pozycji, co na ogół utrudnia życie jego rywalom.


Ale Parzęczewski szybko znalazł na to receptę. Bił prawym na korpus, i już w pierwszym starciu pokazał, że decydująca będzie przewaga szybkości oraz zdecydowania w przeprowadzaniu ofensywnych akcjach. „Arab” podejmował ryzyko, który się opłaciło. W drugim starciu trafił krótkim prawym sierpowym w szczękę Sęka i ten padł ciężko na matę ringu.


Wstał, ale po wznowieniu walki dalej był zamroczony, więc kiedy Parzęczewski trafił go lewym prostym, ten znów zapoznał się z deskami. Próbował za wszelką cenę dotrwać do gongu kończącego to starcie, ale młodszy rywal nie wypuścił szansy z rąk. Nacierał zdecydowanie szukając w każdej akcji nokautu. I znalazł trafiając potężnym prawym z dołu. Sęk nie widział tego ciosu i padł jak rażony piorunem. Sędzia Leszek Jankowiak miał tylko jedno wyjście, przerwać walkę.

 

Odrodzę się jak Feniks na prochach Parzęczewskiego – mówił dzień wcześniej, po oficjalnej wadze Dariusz Sęk. A Parzęczewski szybko skontrował: To będą Twoje prochy ! – rzucił Sękowi prosto w twarz.


I to co zapowiadał zrobił, ale po walce przyznał, że w tym co mówili po ważeniu, nie mieli złych intencji. Chcieli tylko trochę zwiększyć zainteresowanie tym pojedynkiem.


Obaj zachowali się z klasą po walce. Sęk pogratulował młodszemu rywalowi zwycięstwa, ale ciężko będzie mu tą przegraną wyrzucić z głowy. Takiej klęski jeszcze nie poniósł, choć w tym roku przegrał przecież przed czasem z bardzo silnym Anglikiem Anthonym Yarde w Lodnynie. Ale w Radomiu, to była demolka. I nie wiem, czy się po niej pozbiera, choć nie jest w wieku w którym trzeba kończyć karierę.


A 25 letni Parzęczewski (21-1, 14 KO) raz jeszcze pokazał, że ma większe możliwości niż sądzono. Gdzie one sięgają dalej jednak nie wiemy, on też nie. „Arab” stawia sobie ambitne cele, ale nie krzyczy, że za chwilę będzie mistrzem świata, bo zdaje sobie sprawę, że czeka go daleka droga. Ale warto mu w tej drodze pomóc.

 

O Adamie Balskim (waga junior ciężka) chyba zbyt wcześnie zaczęto pisać i mówić, że to przyszły mistrz świata. Owszem ma sporo naturalnego talentu i dobre warunki fizyczne, ale wciąż popełnia zbyt wiele błędów, a jego kondycja też budzi spore wątpliwości.

 

W starciu z Siergiejem Radczenką cudem uniknął nokautu, ale ciężkiego lania w ostatniej, ósmej rundzie, już nie. Ukraińca pamiętamy z walk z Krzysztofem Głowackim i Michałem Cieślakiem. Tego pierwszego miał na deskach, przez chwilę zanosiło się na sensację, ale ostatecznie „Główka” wygrał na punkty. Z Cieślakiem przegrał zdecydowanie i wydawało się, że podobnie może wyglądać jego walka w Radomiu z Balskim.


Sędziowie ostatecznie wypunktowali zwycięstwo Polaka, bo wygrana runda 10:8 nie przesądza jeszcze o losach całego pojedynku. Balskiego można podziwiać za wytrzymałość i serce do walki i wciąż zadawać pytanie jakim cudem Radczenko nie zdołał go znokautować, ale uwag do jego boksu jest sporo. I on musi sobie na wiele z tych pytań odpowiedzieć sam. Amerykański trener Gus Curren go chwali, bo widzi talent pięściarza z Kalisza, ale jeśli Balski nie zrozumie, że teraz najważniejsza jest ciężka praca i jasno określone priorytety, to takich walk jak ta z Radczenką będzie więcej, i nie będą one zwycięskie.


Zdecydowanie mniej zastrzeżeń można mieć do Łukasza Wierzbickiego, który pewnie pokonał Tanzańczyka Kwahę Kiduku. Jeśli Wierzbicki mówi, że dopiero uczy się boksu, to nikogo nie kokietuję, bo taka jest prawda. Widziałem jego pierwsze sparingi, gdy po powrocie z Kanady zaczynał z nim pracę Andrzej Gmitruk, widzę jakie zrobił postępy. Wierzbicki bardzo dobrze dogaduje się z Gusem Currenem, zna język (cztery lata pobytu w Kanadzie, wcześniej studiował anglistykę) odpowiada mu styl pracy amerykańskiego trenera, więc jest nadzieja, że będzie jeszcze lepiej. Myślę, że najlepsze walki dopiero przed nim, ta z Kiduku mogła być lepsza.


Sama gala w Radomiu więcej niż udana, Mateusz Borek, który ją zorganizował ma prawo być zadowolony. Pełna hala, emocje od pierwszej walki Rafała Grabowskiego z Kamilem Młodzińskim, do ostatniej w której Parzęczewski znokautował Sęka. W żadnym pojedynku nie było stuprocentowego faworyta, więc może to jest właśnie przepis na udany bokserski wieczór.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie