Świątek rozpoczyna pierwszy, dorosły sezon
Iga Świątek w niedzielne popołudnie ruszy w długą podróż do Auckland, gdzie weźmie udział w eliminacjach turnieju WTA. 17-letnią tenisistkę czeka debiut w imprezie tej rangi, a występem w Nowej Zelandii rozpocznie pierwszy w karierze w pełni "dorosły" sezon.
Świątek w 2018 roku łączyła starty w turniejach niższej rangi - ITF - z rywalizacją juniorską. W ramach tej drugiej triumfowała w lipcowym Wimbledonie, a nieco wcześniej we French Open dotarła do półfinału. Dzięki dobrym wynikom w "dorosłych" zmaganiach (wygrała cztery imprezy) zanotowała efektowny awans w światowym rankingu. W styczniu była 727. rakietą świata, a sezon zakończyła na 179. miejscu.
Warszawianka rusza w daleką podróż do Auckland, gdzie 29 grudnia rozpoczną się kwalifikacje turnieju WTA. Będzie to pierwsza impreza tego cyklu w karierze nastolatki. W jej dalszych planach są eliminacje do wielkoszlemowego Australian Open.
- Gdy Iga odpadnie, od razu polecimy do Melbourne, nie będziemy na siłę siedzieć w Auckland. Na razie hotel w Nowej Zelandii mamy zarezerwowany do 31 grudnia, czyli do dnia rozpoczęcia pierwszej rundy turnieju głównego, ale jeśli będzie wygrywać, na bieżąco będziemy przedłużać pobyt - powiedział przed wylotem trener Piotr Sierzputowski.
Na uwagę, że teraz jego podopieczną czeka rywalizacja na wyższym szczeblu niż dotychczas przypomniał, że to jeszcze nie będą największe imprezy cyklu, a tylko te o puli 250 tysięcy dolarów.
- Poziomem nie różnią się bardzo znacząco od turniejów ITF o puli 100 tysięcy. Iga co prawda nie grała w tym roku taką stawkę, ale porównuję to sobie do 80 czy 60, więc ogromnego przeskoku nie ma. Ale tu już będą dziewczyny pokroju Caroline Wozniacki czy Julii Goerges. To już są dziewczyny ze ścisłej czołówki, na które można trafić. Doświadczenie startu w takich imprezach może być na początku trudne. W minionym sezonie mieliśmy trudny początek przy zawodach o puli 80 tys., Iga musiała się przyzwyczaić. Gdy trafiła w pierwszej rundzie w kwietniu w Charlottesville na Marianę Duque-Marino, przegrała tak naprawdę przez nerwy sama ze sobą. Doszło do tego jeszcze zmęczenie. Jak tydzień później trafiła na Kolumbijkę w Charleston, obraz gry i wynik był już zupełnie inny - przypomniał szkoleniowiec.
Jak dodał z Kolumbijką związana jest pewna anegdota. Polka trafiła na nią później jeszcze we wrześniowym półfinale w Montreux.
- Gdy trenowaliśmy niedawno w Hiszpanii, dowiedzieliśmy się, że po porażce z Igą Duque-Marino prawdopodobnie zakończyła karierę. Zrobiła sobie miesięczną przerwę, po której powiedziała, że ma już swoje lata i nie wraca, więc Iga była tą, która zakończyła jej starty. Choć pewnie Mariana zamrozi ranking i jeszcze wróci, bo to ambitna dziewczyna - analizował Sierzputowski.
Świątek spędziła na zgrupowaniu w Alicante tydzień i był to ostatni etap jej przygotowań do sezonu. Trener przyznał, że podczas pierwszych dwóch dni plany nieco pokrzyżował im deszcz.
- Było wtedy zimno, wiało i padało. Najgorszy był deszcz, bo nie mogliśmy trenować. Wiatr nam nie przeszkadzał, w Auckland także wieje, a gdy pada, to się nie gra. Nad czym głównie tam pracowaliśmy? To co wcześniej wypracowaliśmy przekładaliśmy na grę na punkty - relacjonował.
Po powrocie do kraju młoda zawodniczka dostała nieco wolnego.
- Odpoczynek to duże słowo, bo nadrabiała zaległości w szkole, więc mieliśmy po jednym treningu dziennie. Czekały ją także ostatnie przedświąteczne zakupy, choć święta zupełnie inaczej spędzimy. Iga chciała zostawić dla rodziny prezenty, w szkole było dużo do zrobienia i ledwo miała czas za głowę się złapać - podsumował szkoleniowiec 179. rakiety świata.
Przed wyjazdem do Hiszpanii warszawianka trenowała w stolicy oraz uczestniczyła w Zielonej Górze w krótkim zgrupowaniu reprezentacji Polski w Pucharze Federacji.
- Jeszcze przez dwa lata będzie nam uciekał prawdziwy okres przygotowawczy, bo Iga chodzi do szkoły, więc nie jest w stanie zrobić dwóch czy trzech treningów w ciągu dnia. I tak wciskaliśmy zajęcia w każdą wolną chwilę, bo przecież są to nie tylko tenisowe ćwiczenia, ale i ogólnorozwojowe oraz cała reszta. Przez szkołę nie jest w stanie też w pełni odpocząć, zregenerować się, bo wszystko odbywa się w biegu i w ciągłym stresie - ocenił Sierzputowski.
Mimo tych niedogodności uważa on, że ostatni okres przygotowawczy był najlepszy w wykonaniu Świątek odkąd z nią współpracuje, a trwa to dwa i pół roku.
- Jako trener mam zawsze niedosyt, że szkoła nam ciągle przeszkadza. Ale to jest jej cel: skończyć ją z dobrymi ocenami i to też jest fajne. Dlatego spokojnie, jeszcze dwa lata. Iga ma 17 lat, ale potrzebuje jeszcze czasu. Może i szybko wyrosła, ale układ nerwowy jeszcze wciąż u niej dojrzewa - podkreślił.
Trener i zajmująca się przygotowaniem fizycznym zawodniczki Jolanta Rusin-Krzepota nie dokładali podopiecznej mocniejszych obciążeń treningowych w porównaniu z poprzednim okresem przedsezonowym.
- Robiliśmy wszystko to, co dotychczas. Nie wyprzedzamy pewnych rzeczy, to jest kluczowe. Oczywiście, fajnie by było, gdyby Iga trenowała tak jak dorosłe dziewczyny i gdyby mogła przekraczać pewne swoje bariery. Na razie cały czas koncentrujemy się na spokojnym rozwoju. Małymi kroczkami dokładamy sobie nowe rzeczy i czekamy na moment, kiedy w końcu będzie można zrobić więcej - zaznaczył.
Ze względu na termin turnieju w Auckland Świątek i jej trenerzy Wigilię i Boże Narodzenie spędzą w podróży i bez bliskich.
- W styczniu nie ma dużo innych turniejów, tylko WTA zaczyna w terminach, które rozbijają atmosferę rodzinnych świąt. Przerabiamy to pierwszy raz, ale trzeba się do tego przyzwyczaić. Bo jeśli Iga utrzyma choćby poziom, który prezentowała w tym roku - nie mówiąc już o tym, że się rozwinie - to trzeba będzie tak funkcjonować jeszcze przez dwa lata. A jak się uda szybciej wskoczyć na wyższy poziom, wtedy można inaczej wybierać turnieje. Chociażby wylecieć tydzień później. Teraz nie możemy tego zrobić, bo gdybyśmy wybrali późniejszą imprezę i w niej zostali dłużej, to automatycznie traci się kwalifikacje do Australian Open ze względu na nakładające się terminy - zastrzegł Sierzputowski.
Przyznał, że nie planują zabierać potraw wigilijnych ze sobą, ale pewne nawiązanie do świątecznej tradycji będzie obecne.
- Na lotnisku w Tokio mamy dziewięciogodzinną przerwę. Siądziemy sobie i zjemy sushi, czyli zamiast smażonej ryby - surową, ale ryba będzie - dodał z uśmiechem szkoleniowiec.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze