Giganci pod siatką i w Polsacie Sport News
Badmintonowy serial najszybszej gry trwa. W Malezji spotkali się najlepsi z najlepszych. Transmitowane na antenach Polsatu sobotnie półfinały i niedzielne finały zapowiadają się pasjonująco, a o poziomie rywalizacji niech świadczy fakt, że do decydującej fazy tego turnieju nie przebił się najlepszy badmintonista świata, Japończyk Kento Momota.
W poprzednim turnieju, Thailand Masters, goryczy porażki zaznał inny legendarny badmintonista, Chińczyk Lin Dan, pięciokrotny mistrz świata i dwukrotny złoty medalista olimpijski, który w finale przegrał z zawodnikiem z kwalifikacji, 21 letnim Kean Lohem z Singapuru.
Lin Dan jest ikoną tej dyscypliny, jednym z najpopularniejszych sportowców w Chinach w całej jego historii. Najlepsze lata ma już wprawdzie za sobą, ale jeszcze szuka swoje szansy na występ w kolejnych igrzyskach. Nikt w dziejach światowego badmintona nie dokonał tego co on, pięć tytułów mistrza świata w grze pojedynczej, to rekord chyba niemożliwy do pobicia. A ten, który go pokonał, Kean LOH miał czystą kartę, tak naprawdę niczego znaczącego wcześniej nie osiągnął. Teraz wszyscy wiedzą, że to ten, który pokonał Lin Dana w finale Thailand Masters.
Maleysia Masters jest turniejem wyższej rangi, Super 500. Nic dziwnego, że do Kuala Lumpur zjechali najlepsi z najlepszych, sami giganci. Brakuje wprawdzie czołowych chińskich par deblowych i mikstowych, ale pozostali potraktowali rywalizację w Malezji jak mistrzostwa świata, czy Igrzyska Azjatyckie. I wielu wybitnych mistrzów już się z tym turniejem pożegnało. Nie ma już złotego medalisty igrzysk Azjatyckich, Indonezyjczyka Jonatana Christie wyeliminowanego przez mistrza olimpijskiego i mistrza świata, Chińczyka Chen Longa, odpadły wielkie gwiazdy żeńskiego badmintona, Tai Tzu Ying z Tajwanu oraz Japonki Akane Yamaguchi i Nozomi Okuhara.
Na takich turniejach trup pada gęsto, tu nikt nikogo nie unika, decyduje aktualny ranking i losowanie. Ale i tak emocji nie zabraknie do samego końca, bo w każdej z konkurencji rywalizacja jest szalona. W żeńskim deblu wiadomo, że o palmę pierwszeństwa bić się będą Japonki. Mistrzynie świata, wicemistrzynie świata i złote medalistki igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro pochodzą przecież z tego kraju. I myślę, że jeden z tych trzech debli stanie na najwyższym stopniu podium.
Podobnie jak niesamowity męski debel z Indonezji, Marcus Gideon i Kevin Sukamuljo. To prawdziwi kosmici, grają nieziemski badminton. Są magiczni, wygrywają większość prestiżowych turniejów, w Malezji też powinni walczyć o zwycięstwo.
A kto wygra gry pojedyncze, w sytuacji gdy odpali już Tai Tzu Ying i Momota? Być może Hiszpanka Carolina Marin, trzykrotna mistrzyni świata i złota medalistka z Rio. Ognista Andaluzyjka jest fenomenem, nikt w historii nie wygrał tyle razy mistrzostw świata. Kto może jej zagrozić ? Najgroźniejsza będzie była chyba mistrzyni, Ratchanok Intanon z Tajlandii, która wyrzuciła z turnieju Tai Tzu Ying.
Wśród mężczyzn największe szanse na sukces w Kuala Lumpur ma chyba Chińczyk Shi Yuqi, aktualny wicemistrz świata i zwycięzca finałowego turnieju World Tour w Kantonie, ale nigdy nie ma pewności, że w drodze do finału się nie potknie, bo tu przecież każdy może przegrać z każdym. Ale przegrani okazję do rewanżu będą mieć już tydzień później, w Indonezji. Tam też zjadą najlepsi z najlepszych, badmintonowy superserial 2019 dopiero się rozkręca.
Transmisje meczów turnieju BWF World Tour w Kuala Lumpur w Polsacie Sport News w sobotę i niedzielę od godziny 6.00.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze