Pindera: Mistrzowie dostali lanie
Finały badmintonowego Malaysia Masters mamy już za sobą. Nie był on przyjemny dla wielu tuzów tej dyscypliny. Raz jeszcze okazało się, że nawet najbardziej prestiżowe tytuły nie gwarantują kolejnych zwycięstw. W Kuala Lumpur przegrywali złoci medaliści olimpijscy i mistrzowie świata.
PERODUA Malaysia Masters, to turniej rangi Super 500, z pulą nagród 350 tysięcy dolarów. A to oznacza, że zwycięzca gry pojedynczej, po pięciu wyczerpujących meczach może liczyć na nagrodę w wysokości 26 250 dolarów. Przegrany w finale dostaje 13 300 USD. Sumy te nie robią wrażenia w świecie w którym co niektórzy herosi sportu podpisują kontrakty na setki milionów dolarów.
Dodajmy jeszcze, że zwycięzcy gier podwójnych takich prestiżowych turniejów mogą wprawdzie liczyć na odrobinę więcej dolarów (27 650), tyle że dzielonych na dwie osoby.
Ale mistrzów badmintona, to nie zraża. Latają z turnieju na turniej przez cały rok. I tylko nieliczni potrafią sprostać wyzwaniom. Nieustanne wygrywanie jest bowiem niemożliwe.
W Kuala Lumpur wielcy mistrzowie mieli ciężkie życie. Pierwszy pożegnał się z turniejem aktualny mistrz świata, Japończyk Kento Momota, pokonany już w pierwszej rundzie przez rodaka, Kento Nishimotę.
Momota, najlepszy singlista minionego roku, nie był jedynym, który w stolicy Malezji musiał przełknąć gorycz porażki. Porażka jest porażką, bez względu na to w jakiej fazie turnieju spotyka mistrza. Duńczyk Victor Axelsen, złoty medalista MŚ z 2017 roku, przegrał w półfinale z Chen Longiem, legendą tej dyscypliny. Chińczyk to dwukrotny mistrz świata i złoty medalista olimpijski z Rio de Janeiro. W finale robił wszystko, by wygrać decydujący pojedynek z Koreańczykiem Son Wan Ho, ale po prostu nie dał rady.
Tak jak Hiszpanka Carolina Marin, trzykrotna mistrzyni świata i najlepsza singlistka igrzysk w Rio, pokonana przez inną gwiazdę, Tajlandkę Ratchanok Intanon.
Ognista Andaluzyjka potrafi się pięknie uśmiechać w chwilach wielkich sukcesów, ale lepiej nie wchodzić jej w drogę, gdy przegrywa. I tak właśnie było w Kuala Lumpur.
Przegranych zawsze jest więcej niż zwycięzców, to wynika z arytmetyki. Nr 1 światowego rankingu, Tajwanka Tai Tzu Ying podobnie jak Momota pożegnała się z turniejem w Kuala Lumpur wcześniej, mistrzyni świata z 2017 roku, Japonka Nozomi Okuhara również.
Bolesnego prztyczka w nos dostał też młody Chińczyk Shi Yuqi, wicemistrz świata z Nankinu i zwycięzca finałowego turnieju World Tour. W Kantonie płacono najlepiej w całym sezonie: 120 tysięcy dolarów za ostateczne zwycięstwo i połowę tej sumy za drugie miejsce. Tam Shi Yuqi triumfował, teraz przegrał i to dla niego jest najważniejsze.
Myślę, że podobnie przyjęły swoje porażki japońskie deblistki: Misaki Matsutomo i Ayaka Takahashi, złote medalistki z Rio de Janeiro, oraz Mayu Matsumoto i Wakana Nagahara, aktualne mistrzynie świata. Obie te pary przegrały półfinałowe pojedynki. Nie wiem czy pocieszeniem dla ich jest fakt, że Malaysia Masters wygrały ich rodaczki, Yuki Fukushima i Sayaka Hirota.
Lista przegranych jest oczywiście znacznie dłuższa, ale pocieszające dla nich jest to, że już w tym tygodniu mogą się odegrać podczas Daihatsu Indonezja Masters. To też jest turniej z serii Super 500, z pulą nagród 350 tysięcy USD.
A zwycięzcy będą mieć okazję pójść za ciosem.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze