Letalnica skończyła 50 lat. Słoweńcom marzy się rekord świata

Zimowe

Dokładnie 21 marca 1969 roku otwarto Letalnicę - mamucią skocznię narciarską w Planicy. Słoweński obiekt ma status kultowego, a miejscowi mają nadzieję, że w najbliższych dniach podczas finału Pucharu Świata 2018/19 znów zostanie na nim ustanowiony rekord globu.

Przed 2004 rokiem skocznia nazywała się Velikanka (po słoweńsku olbrzymka). Obecnie pełna nazwa brzmi Letalnica braci Gorisek. To właśnie konstruktorzy Vlado i Janez odpowiadali za jej wzniesienie w latach 60.

 

W trakcie inauguracyjnych trzydniowych zawodów, które na trybuny łącznie przyciągnęły 90 tysięcy widzów, pięciokrotnie poprawiano rekord świata. Po ich zakończeniu należał on do Manfreda Wolfa z NRD i wynosił 165 m.

 

W 1987 roku rekord świata ustanowił w Planicy Piotr Fijas, uzyskując 194 m. Wynik ten nie został pobity przez siedem lat. Dopiero po przebudowie skoczni Fin Toni Nieminen został w 1994 roku pierwszym zawodnikiem w historii, który ustał skok przekraczający 200 m. Osiągnął dokładnie 203 m.

 

Planica miejscem najdłuższego skoku była nieprzerwanie w latach 1985-2011. Wtedy zdetronizowała ją zmodernizowana norweska Vikersundbakken, na której ustanowiono sześć ostatnich rekordów. Aktualny od 2017 roku należy do Austriaka Stefana Krafta i wynosi 253,5 m.

 

Rekordzistą Letalnicy, także od 2017 roku, jest Kamil Stoch, który wówczas uzyskał 251,5. Rok temu w Planicy 253,5 skoczył Austriak Gregor Schlierenzauer, jednak nie ustał swojej próby. Tak dalekie loty z regulaminowym lądowaniem zdaniem organizatorów są tam jednak możliwe.

 

- Wiele zależy od sprzyjających warunków. Bardzo korzystnej dla skoczków pogody spodziewamy się przede wszystkim w sobotę, więc wszystko jest możliwe - powiedział dyrektor PŚ w Planicy Jelko Gros.

 

Kluczem jest nie tylko wiejący pod narty wiatr, ale również słońce. Letalnica położona jest w ciasnej dolinie, a dla skoczka nie ma nic lepszego niż podmuch nagrzanego powietrza w końcowej fazie lotu.

 

Zapowiedzią dalekich lotów były już czwartkowe kwalifikacje. 247,5 m, ale z podpartym lądowaniem, miał Piotr Żyła, a po 248 Japończyk Ryoyu Kobayashi i Niemiec Markus Eisenbichler. Kobayashi swój skok oddał z pierwszej belki startowej. Sędziowie nawet gdyby chcieli, to bardziej rozbiegu nie mogli mu skrócić.

 

- Zobaczymy, jak to się będzie rozwijać. Jury trochę bada skocznię, warunki i formę zawodników. Myślę, że im bliżej będzie końca weekendu, tym odważniej będą ustalać długość rozbiegu. Gospodarze zawsze chcą rekordu świata, a sędziowie trochę hamują te zapędy. Słoweńcy są zdeterminowani, bo po ostatnich opadach śniegu skrupulatnie usunęli jego nadmiar z zeskoku, żeby profil był zachowany i jak najłagodniej się lądowało - powiedział Maciej Kot.

 

- Przy odpowiedniej paraboli lotu da się tu ustanowić rekord świata i wylądować prawidłowo. Ważne jest, aby lecieć tuż nad zeskokiem. Jeśli podmuch dostanie się zaraz po wyjściu z progu i na zeskok spadnie z dużej wysokości, wtedy zadanie robi się bardzo trudne - zwrócił uwagę Stoch.

 

Na Letalnicy trzykrotnie w 2007 roku najlepszy był Adam Małysz. Stoch natomiast na tym obiekcie triumfował w 2011 i dwukrotnie w 2018 roku. W piątek i niedzielę odbędą się na niej konkursy indywidualne, a w sobotę drużynowy.

 

Już wcześniej Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji generalnej PŚ 2018/19 zapewnił sobie Kobayashi. Japończyk przewodzi także klasyfikacji lotów. O 16 punktów wyprzedza drugiego Eisenbichlera i o 20 trzeciego Stocha.

 

Kolejna szansa na bicie rekordu świata na Letalnicy będzie już w przyszłym roku. W styczniu odbędą się na niej mistrzostwa świata w lotach.

 

W załączonym materiale wideo o Letalnicy opowiada Adam Małysz.

PAP, WŁ
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie