Pindera: Powrót króla

Inne
Pindera: Powrót króla
fot. PAP

Ma Long, złoty medalista olimpijski i podwójny mistrz świata, znów rządzi przy pingpongowym stole. Chińczyk wygrał w Katarze zamykając usta tym, którzy twierdzili, że nie zdąży na mistrzostwa świata.

30-letni Ma Long wrócił do międzynarodowej rywalizacji po siedmiu miesiącach nieobecności spowodowanej poważną kontuzją. Nie brakowało głosów, że nie zobaczymy go na rozpoczynających się pod koniec kwietnia mistrzostwach świata w Budapeszcie. Co więcej, zastanawiano się czy zagra w turnieju indywidualnym na igrzyskach w Tokio, by bronić złota wywalczonego w Rio de Janeiro.

 

Wygląda na to, że obawy były na wyrost. Ma Long wygrał rozgrywany w Doha turniej World Tour Platinium , zarobił 33 tysiące dolarów i udowodnił, że wciąż jest najlepszy na świecie, choć wielu już go skreśliło. Krótko mówiąc powrót króla plastikowej piłeczki był imponujący.

 

Turniej w Katarze zdominowali Chińczycy, co nie jest żadną niespodzianką, ale niewątpliwie mają kłopot. I dotyczy to w równym stopniu kobiet i mężczyzn.

 

Pamiętajmy, że na igrzyskach w turnieju indywidualnym może wystąpić tylko dwóch zawodników z jednego kraju. Jeśli założymy, że Ma Long nie da się zepchnąć z fotela lidera, to kto będzie tym drugim ?

 

Jeszcze nie tak dawno naturalnym następcą mistrza olimpijskiego wydawał się być Fan Zhendong. Pozycję vicelidera stracił Xu Xin, a wyrastający jak grzyby po deszczu kolejni mistrzowie świata juniorów są jeszcze zbyt młodzi.

 

Ale od ubiegłego roku wyraźnie wzrosły notowania leworęcznego, 24 letniego Lin Gaoyuana, który zaczął się w tym towarzystwie mocno rozpychać. Znalazł miejsce w zespole, który wygrał mistrzostwa świata i zdobył Puchar Świata, a w styczniu tego roku był najlepszy w Hungarian Open. Teraz znów miałem przyjemność skomentować jego finałowy pojedynek na jeszcze wyższym szczeblu, bo turniej w Doha jest i lepiej płatny, i punktowany. Tym razem jednak Lin Gaoyuan trafił na Ma Longa i musiał uznać jego wyższość. Ale potwierdził jednocześnie, że jego wcześniejsze sukcesy, zarówno w kraju jak i w międzynarodowej rywalizacji nie były przypadkowe. I że jest bardzo poważnym kandydatem, by zająć w chińskim tenisie stołowym miejsce nr 2 przeznaczone od dawna dla Fan Zhendonga. Mistrzostwa świata w Budapeszcie odpowiedzą na wiele pytań, na to również.

 

Nie mniej, jeśli nie bardziej, skomplikowana sytuacja jest w chińskiej reprezentacji pań.

 

Turniej w Doha wygrała 20 letnia, była dwukrotna mistrzyni świata juniorek, Wang Manyu, rewanżując się za ubiegłoroczną porażkę w Katarze swojej starszej koleżance z reprezentacji, Liu Shiwen. W Doha grała znakomicie, w półfinale rozbiła 4:0 słynną Ding Ning i dała kolejny sygnał, że włącza się już teraz do gry o igrzyska. A jeśli potwierdzi jeszcze swoje aspiracje podczas MŚ w Budapeszcie, to trenerzy chińskiej reprezentacji będą mieć twardy orzech do zgryzienia. Ding Ning nie powiedziała przecież ostatniego słowa, podobnie jak Liu Shiwen, jest jeszcze znakomita Chen Meng, i młodziutka mistrzyni świata juniorek Sun Yingsha. Nie można też zapominać o Zhu Yuling, srebrnej medalistce ostatnich MŚ i finalistce ubiegłorocznego Pucharu Świata. W obu tych przypadkach Zhu Yuling przegrała z Ding Ning.

 

Ale to kłopoty Chińczyków, ich boli głowa od bogactwa, nas na odwrót. Coś mi się zdaje, że na drugiego Andrzeja Grubbę polski tenis stołowy poczeka jeszcze ze sto lat.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie