Koło(dziej) po Europie: Anglia to szkoła życia. Słowacja i Węgry to zupełnie inny klimat

Żużel

Janusz Kołodziej to jeden z najbardziej utytułowanych polskich żużlowców, który obecnie ściga się po światowych torach. Wychowanek Unii Tarnów ma na swoim koncie medale mistrzostw świata w drużynie oraz starty w elitarnym cyklu Grand Prix. Oprócz sukcesów na krajowym podwórku, trzykrotny Indywidualny Mistrz Polski miał okazję rywalizować z powodzeniem na wielu torach w Europie. O speedwayu w zagranicznym wydaniu porozmawiał z Tomaszem Lorkiem.

Tomasz Lorek: Gdybyś miał przypomnieć sobie czasy brytyjskie, Reading Bulldogs, plecaczek, treningi, to czym się żużel w Anglii je? On jest specyficzny, fajny, miły dla oka, ciekawy dla zawodnika?

 

Janusz Kołodziej: Akurat jak jeździłem w Anglii, to ciężko było patrzeć na różne rzeczy, bo było dużo zmęczenia. Wtedy wszystko związane z Anglią kojarzyło mi się bardziej z fast foodami, bo człowiek cały czas się spieszył, a ja też nie znałem miejsc, gdzie można było normalnie zjeść. Duża szkoła życia, mam niesamowicie wiele ciekawych historii. Jak już jeździłem w lidze angielskiej to było inaczej, bo klub załatwiał hotel. Ale jak byłem młodzieżowcem, to mogłem trafić normalnie do rodzin angielskich i tam z nimi mieszkać.

 

To znany model funkcjonowania klubu w Anglii.

 

Do dzisiaj mój język angielski nie jest może wyśmienity, bo mam krótką pamięć i wszystko wypada mi szybko z głowy. Wtedy było o tyle ciekawie, że najpierw nauczyła mnie dziewczyna dość dużo w domu, miałem swój specjalny zeszyt na wyjazdy. Wtedy też nie było internetu i wszystkiego trzeba było się normalnie uczyć. Często miałem problem z jednym słowem. Żeby w ogóle poznać to słowo, co znaczy, to musiałem czekać cały dzień, żeby ktoś mógł przyjść i mi to pokazać. Pamiętam, że jeden z większych problemów miałem z załapaniem słowa "workshop". Była taka sytuacja, że Andrew Appleton - bardzo fajny chłopak, mieszkałem z nim i jego rodziną, uczył mnie tego luzu, że siedzi się w warsztacie, idzie się na lunch, czas z rodziną, basen itd. Byliśmy właśnie na basenie i powiedział mi, że jedzie na "workshop". Ja pomyślałem, że "kurczę, to on ma sklep z warsztatem. Ale fajnie. Gratuluję ci". Dopiero pokazał mi, że tu ma dom, a to jest mój workshop. Chodziło po prostu o warsztat żużlowy. Jest dużo ciekawych, fajnych historii, które się przeżyło. Jestem wdzięczny losowi, że było mi to dane.

 

Dla ciebie Anglia pod jakim kątem jest najważniejsza w sensie rozwoju? Gdyby Anglię jutro zmieciono z żużlowej mapy, to byłbyś zapłakanym chłopakiem, ponieważ szkoda innej trochę kuchni, żużla w stylu retro?

 

Nie miałem aż tak dużej styczności z Anglią jeśli chodzi o jazdę na żużlu. W czasach kiedy zaczynałem, to Anglia była mega popularna przede wszystkim u gwiazd żużlowych. Później trochę to się zmieniło. Ja też spróbowałem swoich sił. Okazało się jednak, że ja jestem takim zawodnikiem, który jak ma za dużo jazdy, to nie czuje tego głodu i nie czuje do końca tej zabawy. Anglia bardzo dużo uczy. Będąc młodzieżowcem, dużo mi to pomogło, natomiast będąc seniorem, zacząłem się troszeczkę cofać. Moje ustawienia oraz rzeczy, które wyniosłem z dużego toru nie przekładały się na mały tor. Czasami im dłużej jeździłem w Anglii, tym bardziej cofałem się. Wynikało to jednak z moich błędów. Mogłem podziwiać wielkie gwiazdy jak Tony Rickardsson. On był z innej epoki, z kosmosu. W Oxford zewnętrzna była taka przyczepna, że mało który zawodnik tam dojeżdżał. Kończyło się tylko "glebami", a Tony jakby jeździł u siebie pod domem, na pełnym gazie.

 

Słowacja, Żarnowica, Węgry. Czym się je żużel w tych krajach? Czym się tam charakteryzuje speedway?

 

Wiadomo że tory mniej uczęszczane nie są tak dobre jak u nas w Polsce. Ja rzadko jeżdżę na zawody w te rejony, ale też się zdarza. Zupełnie inny klimat, z czymś innym to się je - od początku do końca. Od klimatu, charakterystyki toru, podejścia. Ale to też coś fajnego, bo nawet najlepszą zupę jak będziemy jeść codziennie, to nam zbrzydnie.

 

Twój dobry kolega Jakub Jamróg, świetnie sobie radził w Argentynie, zna język hiszpański. Janusz Kołodziej, na stare lata, jak skończy swoją szkółkę, to zrobi w Argentynie dobry żużel? Bo tam dopiero jest klimat. Druga w nocy ściganie, wszyscy ładnie się bawią, jedna wielka fiesta.

 

Oglądałem kilka razy takie zawody, także wtedy kiedy jeździł Kuba. Totalnie nie znam tego klimatu. Wiem, że jest fajnie, bo kilka osób opowiadało, że to bardzo fajne przeżycie i przygoda. Czemu nie? Nigdy nie wiadomo co przyniesie nam jutro (śmiech).

KN, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie