Pindera: Wypadek czy przestępstwo? Kolejna śmierć w ringu

Sporty walki
Pindera: Wypadek czy przestępstwo? Kolejna śmierć w ringu
fot. YouTube

Kolejna tragedia w boksie stała się faktem. Nie żyje Maksim Dadaszew, czołowy pięściarz wagi superlekkiej, który do walki z Portorykańczykiem Subrielem Matiasem przystępował niepokonany. 28-letni Rosjanin poddany w jedenastej rundzie zmarł cztery dni później.

Dadaszew nie był przypadkowym bokserem. Miał 13 zwycięstw, w tym 11 wygranych przed czasem i żadnej porażki na koncie. W 2008 roku w Guadalajarze zdobył srebrny medal Młodzieżowych Mistrzostw Świata w wadze piórkowej przegrywając w finale z Meksykaninem Oscarem Valdezem, dziś zawodowym mistrzem organizacji WBO.
 
Mieszkający od kilku lat w Kalifornii Rosjanin wiedział, że jak wygra z podobnie jak on niepokonanym Portorykańczykiem, to może liczyć na walkę o mistrzostwo świata. Ale to nie był jego dzień. Subriel Matias (14-0, 14 KO), rok młodszy król nokautu z Fajardo bił mocno. Komputerowe statystyki nie pozostawiają wątpliwości, kto był w tym pojedynku górą.
 
Buddy McGirt twierdzi, że chciał go poddać wcześniej, ale Maksim protestował i trener chyba niepotrzebnie zwlekał. Ostatecznie rzucił ręcznik w 11 starciu. Dadaszew jeszcze sam zszedł z ringu, ale  chwilę później poczuł się źle i zwymiotował. W szpitalu poddano go operacji usunięcia krwiaka mózgu i wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety nie udało się uratować mu życia.
 
Przypomina to sytuację sprzed 14 lat i śmierć mistrza świata wagi lekkiej, Leavandera Johnsona, pokonanego wtedy w Las Vegas przez Meksykanina Jesusa Chaveza. W narożniku Johnsona stał jego ojciec Bill i też, podobnie jak McGirt, widząc co się dzieje, chciał poddać syna, ale ten protestował sądząc że wyjdzie z opresji. Nie wyszedł. Walkę zatrzymano zbyt późno. Po kilku dniach Amerykanin zmarł w szpitalu nie odzyskawszy przytomności. Jego ojca  spotkałem pięć lat później w Newark, był trenerem Polaka, Patryka Majewskiego, który walczył wtedy na gali podczas której gwiazdą wieczoru był Tomasz Adamek.
 
Bill Johnson opowiadał mi, że nigdy sobie nie wybaczy, że nie poddał wcześniej syna, i że do końca swoich dni będzie się czuł winny jego śmierci. 
 
Myślę, że dla McGirta to też będzie trauma z której szybko się nie otrząśnie. 
  
Takich nieszczęść w historii boksu było stanowczo zbyt wiele. Przed laty Artur Steinhaus w swojej książce "Boks jako środek legalnego zabójstwa" podał zastraszające dane. W ciągu zaledwie czterech lat w USA zginęło kilkudziesięciu pięściarzy. O zmianach w mózgu, częstokroć nieodwracalnych, Steinhaus  już nie pisał. A takich przypadków jest przecież wielokrotnie więcej. Zdecydowana większość badanych bokserów cierpi bowiem na funkcjonalne zaburzenia mózgu. 
 
Wypadki śmiertelne w boksie mają jeszcze jeden ciekawy, nie tylko z prawnego punktu widzenia, aspekt. Traktowane są one bowiem jako swego rodzaju forma legalnego zabójstwa, za które nie ponosi się odpowiedzialności. Obserwacje i statystyki wykazują, że nieszczęśliwe wypadki zdarzają się z reguły na ringach prowincjonalnych, na małych zawodach, zaś ich przyczyny tkwią w różnego rodzaju niedopatrzeniach ze strony osób współodpowiedzialnych za organizację zawodów. Przed laty miał miejsce taki wypadek w drugoligowym polskim klubie. 
 
Dziewiętnastoletniego chłopaka dopuszczono do walki, mimo oczywistych przeciwwskazań zdrowotnych. Przedsiębiorczy działacze po prostu przekupili lekarza. Chłopak miał do wyboru pracę w kopalni lub walkę o ligowe punkty. Finał był tragiczny. Znokautowany bokser zmarł w szpitalu. Sprawa nie znalazła się w sądzie, choć ingerencja prokuratury była w tym przypadku koniecznością. Uznano to za wypadek. Nikt nie szukał winnych.
 
Ale przypadek Dadaszewa, czy wcześniej Johnsona, jest zupełnie inny. Świetni pięściarze, duże telewizyjne gale, wydaje się, że odpowiednia opieka medyczna. Nic złego nie powinno się zdarzyć. A jednak tragedie wciąż się zdarzają i pokazują jak wielka jest odpowiedzialność sędziów czy trenerów. To oni są najbliżej zawodnika, to oni powinni najszybciej reagować.
 
Jak wiele zależy od postawy sędziego ringowego niech świadczy śmierć Benny "Kid" Pareta, który zginął na ringu nowojorskiej Madison Square Garden, 24 marca 1962 roku walcząc w obronie tytułu mistrzowskiego ze słynnym Emilem Griffithem. Pojedynek, początkowo wyrównany, od siódmej rundy przemienił się w jatkę, w które masakrowanym pięściarzem był Benny Paret. Po jednym z uderzeń Griffitha Paret tak nieszczęśliwie wpadł w liny, że nie był w stanie się z nich wyplątać, co wykorzystał przeciwnik. Sędzia Goldstein nie pośpieszył z pomocą, nie przerwał walki. Bezbronny Paret otrzymał około czterdziestu uderzeń, po których stracił przytomność. Sędzia Goldstein, za brak wyobraźni został odsunięty od prowadzenia wal[k, ale to już nie mogło przywrócić życia Paretowi.
 
Podobny wypadek zdarzył się na ringu europejskim w 1978 roku. Znany w Polsce (z walk z Wiesławem Rudkowskim) Anglik Alan Minter, wystąpił w roli kata Włocha Angelo Jacopucci. Sędzia ringowy nie zwracał na to uwagi. Efektem była kolejna tragedia. Młody włoski bokser zmarł kilka dni po walce nie odzyskując przytomności.
 
W lutym 2000 roku komentowałem w Madison Square Garden walkę Arturo Gattiego z były mistrzem świata, doświadczonym Joeyem Gamache. Niewiele brakowało, by zginął na moich oczach. W drugiej rundzie sędzia Benjy Esteves Jr zareagował zbyt późno, do tego w dniu walki Gatti ważył o wiele za dużo, to była różnica minimum dwóch kategorii. Na głowę Gamache spadła lawina ciężkich ciosów.
 
Cudem przeżył, kilka tygodni był w śpiączce, przeszedł kilka operacji.
 
Ale wrócił do sportu, jest dobrym, cenionym trenerem, można więc uznać że miał sporo szczęścia, znacznie więcej niż chociażby Magomied Abdusałamow czy Gerald McClellan, którzy zapłacili bez porównania wyższą cenę tracąc w ringu bezpowrotnie zdrowie. 
 
I to też kolejne potwierdzenie, że mimo tego iż problem odpowiedzialności prawnej sędziów, lekarzy czy trenerów, poruszany był wielokrotnie w związku z takimi sytuacjami, to właściwie wciąż pozostaje w sferze teorii.
Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie