Celt: Okres startów w Ameryce uważam za udany
Kapitan reprezentacji Polski w Fed Cup chwalił całą trójkę polskich tenisistek za występy nie tylko w US Open, ale w całym cyklu w Stanach Zjednoczonych. - Magda Linette wreszcie dopięła swego wygrywając w turniej Bronksie. To zaprocentuje - podsumował.
Po wygranej w Bronx Open apetyty związane z występem Magdy Linette w tegorocznym US Open były spore. Czy - mimo porażki z Naomi Osaką już w drugiej rundzie - był pan zadowolony z jej postawy?
Dawid Celt: Tak i to z kilku powodów. Przede wszystkim po sporym obciążeniu fizycznym i psychicznym podczas turnieju na Bronksie pewnie wygrała w pierwszej rundzie US Open. A to nie było oczywiste, bo przecież z Astrą Sharmą już wcześniej przegrała. Ale pomimo tego, że weszła do rywalizacji na Flushing Meadows praktycznie z marszu i bez jakiejkolwiek adaptacji, zrobiła co do niej należało. W starciu z Naomi Osaką poprzeczka była zawieszona dużo wyżej. Japonka ma w dorobku dwa zwycięstwa w Wielkim Szlemie i mimo iż wcześniej Magda ją pokonała, to było to dla niej naprawdę duże wyzwanie. W pierwszym secie wydać było, że Magda "oddychała rękawami". Nie miała sił zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Chwała jej za to, że próbowała się pozbierać na początku drugiego seta, bo przecież było 3:0 i 40-15 i podwójna szansa na przełamanie. Kto wie, jak ten set by się potoczył, gdyby Magda zdołała wykorzystać okazję. Niestety dla niej, Osaka to najwyższa półka. Udało się jej wrócić na właściwe tory i wygrać.
Magda narzekała po meczu na problemy z koncentracją wynikające z gry na dużym obiekcie, gdzie pomiędzy piłkami chodzą ludzie i jest głośno. Wolałaby grać na takiej arenie w późniejszych rundach. Czy pan też tak uważa?
Z pewnością naszym tenisistkom brakuje ogrania na dużych stadionach. Ale brutalnie mówiąc na to, żeby tam regularnie bić się z najlepszymi trzeba sobie zapracować. Przyczyn porażki nie upatrywałbym w atmosferze, bo warunki były takie sam dla obu zawodniczek. Myślę, że ona sama wie, że stać ją na lepszy tenis. Nie może mieć problemów z koncentracją, musi pojawiać się powtarzalność, bo tym charakteryzują się zawodniczki z Top50. Magda ma potencjał, aby zadomowić się tam na stałe. Widać było u niej zmęczenie, co jest normalne to tylu występach w tak krótkim czasie, każdy ma swoje granice. Ale zagrała na wysokim poziomie na imprezie tej rangi i to była dobra lekcja. Wynik z Osaką nie był najlepszy, ale z pewnością Magda wyciągnie z tego meczu właściwe wnioski.
Na problemy z koncentracją narzekała także Iga Świątek, która również odpadła w 2. rundzie. Jak podsumowałby pan jej występ?
Iga to młoda zawodniczka. Ciągle się uczy i nabiera doświadczenia. Wszyscy wiemy, że ma gorący temperament i czasem emocje biorą w jej przypadku górę. W meczu z Anastasiją Sevastovą jej rywalka poczuła respekt i pozwoliła Idze prowadzić grę. To klasowa tenisistka, mająca w dorobku półfinał Wielkiego Szlema, która od dłuższego czasu jest wysoko w rankingu WTA. Od początku grała pasywnie i daleko za linią. I czekała na Igi błędy. W pierwszym secie Iga świetnie sobie poradziła, ale w drugim pękła i set błyskawicznie poleciał. Widać było, że Polka szarpie i się spieszy. To sprokurowało błędy i niestety widzieliśmy tę gorszą wersję Igi. W trzecim podniosła się i wyrównała na 3:3, ale zarówno w obu przegranych partiach zagrała poniżej swoich możliwości. Można powiedzieć, że nie tylko walczyła z naprawdę dobrą tenisistką, ale i sama ze sobą.
Trzecią singlistką w US Open była Magda Fręch. Czy awans to głównej drabinki można w jej przypadku uznać za sukces?
Tak, bo Magda w ostatnim czasie spadła nieco w rankingu. Też musiała spojrzeć w lustro i pewne rzeczy sobie poukładać. Grała przeważnie w mniejszych turniejach, dlatego fajnie, że znowu mogła posmakować rywalizacji w wielkiej imprezie. No i - podobnie jak w przypadku Igi i Sevastovej - wygrana z Niemką Laurą Siegemund była w jej zasięgu. Były szanse na zamknięcie kilku stykowych punktów, ale zabrakło trochę wiary we własne możliwości. Raz jeszcze powtarzam, że w tenisie ważna jest powtarzalność. Nie wystarczy wygrać jeden czy drugi mecz, ale trzeba przez cały czas trzymać poziom.
Reasumując - występy polskich singlistek na US Open mogą napawać optymizmem?
Ogólnie cały okres startów w Ameryce uważam za udany. Iga pokazała się w USA szerszej publiczności i wygrała z kilkoma utytułowanymi rywalkami. Ona jest bardzo utalentowana, ma dopiero 18 lat i zbiera doświadczenie. Takie jest prawo młodości, że raz gra się lepiej, a raz gorzej. Wiemy, że są jeszcze niedociągnięcia i przed nią sporo nauki. Ale talent i potencjał będą ją pchać do przodu. Magda Linette też wreszcie dopięła swego i wygrała swój pierwszy turniej. Powinno jej to pomóc grać z większą wiarą w swoje możliwości i być nie tylko w "50", ale i wyżej.
Zarówno Linette, jak i Świątek komplementowała Osaka. W przypadku tej drugiej apelowała, żeby się o nią troszczyć. Jak pana zdaniem powinno to wyglądać w przyszłym roku, gdy czeka ją zarówno matura, jak i być może start w igrzyskach olimpijskich w Tokio?
To jest pytanie raczej do jej teamu i do ludzi z jej najbliższego otoczenia, czyli trenera Piotra Sierzputowskiego oraz taty. Ja zwróciłbym uwagę na mądre zaplanowanie zarówno startów, jak i odpoczynku oraz rzeczy związanych ze strefą pozatenisową. Trzeba zdejmować z niej presję, aby nie czuła, że musi ze wszystkim walczyć jednocześnie. Musi mieć czas na dobre odżywianie, na dojazd na treningi, na szkołę i na odpoczynek. Będzie intensywnie, ale dobre planowanie zaoszczędzi jej dużo zdrowia psychicznego. A jak głowa będzie świeża i spokojna, to będą dobre treningi. A jak będą dobre treningi, to przełoży się to na dobre mecze.
W US Open Polki grają jeszcze w deblu. Kto zajdzie wyżej: Linette i Świątek czy Alicja Rosolska w parze z Shuai Peng? Obie pary są już w drugiej rundzie...
To jest kobiecy tenis, dlatego takie prorokowanie jest jak wróżenie z fusów. Fajnie, że Iga zagra w deblu i to z Magdą. Uważam, że Iga powinna częściej grać w debla, bo to też element treningowy, który rozwija. Od razu zostały rzucone na głęboką wodę, bo Vanderweghe i Mattek-Sands to specjalistki od gry podwójnej i utytułowane rywalki, ale sobie poradziły. Dzieje się to w najlepszym momencie, gdy nasze dziewczyny nie muszą się spinać, nie ciąży na nich żadna presja. Co do Ali Rosolskiej, to cieszę się, że ma dobrą partnerkę. Peng to naprawdę świetna tenisistka. Jeśli się dobrze zaczepią podczas pierwszych rund, to mogą pokusić się o ciekawy wynik.
Na kortach US Open towarzyszyła panu małżonka Agnieszka Radwańska, która rok temu po tym turnieju zakończyła karierę zawodniczą. Czy tęskni za Nowym Jorkiem?
Jeśli chodzi o samo miasto, to oczywiście lubi tu przyjechać i spędzić trochę czasu na Manhattanie. Była też okazja do poplotkowania z zagranicznymi zawodniczkami, które jeszcze grają w tourze. Ale za rywalizacją na korcie nie tęskni. Nie zastanawia się nad tym, czy nie lepiej byłoby tu wrócić jako zawodniczka, co mnie bardzo cieszy. Świadczy bowiem o tym, że dokonała świadomego wyboru i dobrze się z tym czuje. Z racji tego, że pracuję przy drużynie Fed Cup przyjechałem tu poobserwować nasze zawodniczki, a Agnieszka im pokibicować. Dla nich to też jest fajna sprawa, bo cieszą ze wsparcia Agnieszki, a żona cieszy się, że może pomóc im swoim doświadczeniem.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze