Iwanow: "Pocałunek śmierci" zbiera żniwo w polskiej piłce
Polskie kluby od lat mają problemy z łączeniem gry w eliminacjach do europejskich pucharów ze startem rozgrywek ligowych. Tzw. „pocałunek śmierci”, określenie, które stworzone zostało przez Michała Probierza, na stałe weszło już do polskiego futbolowego słownika. Ten pocałunek często odczuwalny jest zresztą nie tylko latem. Zdarza się, że trwa do końca jesieni, a czasem i dłużej.
"Pocałunek śmierci" Zmiótł już z powierzchni kilku trenerów. Być może zabierze ze sobą jeszcze paru innych. Szczęście w nieszczęściu jest dla nich takie, że europejskie puchary mamy już za sobą. Będziemy znów koncentrować się na lidze. I zmaganiach by znaleźć się na miejscach, która za niespełna rok znów dadzą niektórym szansę na zaistnienie w Europie.
Nigdy nie udało mi się tego sprawdzić, ale nie chce mi się wierzyć, że jest w Europie jakaś liga (poza naszą !!!), w której przez pierwszych sześć kolejek na miejscach 1-3 ani razu nie znajdzie się najlepsza czwórka poprzednich rozgrywek. W naszym przypadku zespołów, które awansowały do europejskich pucharów.
W Polsce? Proszę bardzo. Piast Gliwice, Legia Warszawa, Lechia Gdańsk czy Cracovia, gdy kończyliśmy każdą z sześciu dotychczasowych serii doczłapały się najwyżej do czwartej lokaty. Ale zależność też była taka, że im szybciej żegnały się z Europą, tym punktów w lidze było więcej. Dotyczy to głównie gliwiczan i ekipy z Krakowa. W mniejszym stopniu Lechii i Legii, która wydaje się, że zaczęła wchodzić na odpowiednie obroty grając ciągle w Europie. Wygląda jednak na to, że od września wszyscy będą grać i punktować jeszcze lepiej.
I nad tym problem trzeba by się mocniej pochylić, bo normalne z pewnością to nie jest. I zrobić wszystko, by pomóc tym, którzy sezon wcześniej osiągnęli najlepszy sportowy wynik. Na Cyprze i w Holandii nikt nie bał się przekładać meczów Apollonu, Apoelu, Ajaksu, AZ, Feyenoordu czy PSV. Z tej szóstki w grupie nie znalazł się tylko pierwszy z wyżej wymienionych. A tamtejsze ligi i tak zaczynały rozgrywki później niż my.
Ekstraklasa S.A. chwali się tym, że u nas, dzięki systemowi ESA 37, mamy „wielkie emocje”. Że liga jest jedną z najrówniejszych i najmniej przewidywalnych w Europie. Jeżeli chodzi o odpadanie w przedbiegach jesteśmy za to bardzo przewidywalni. Jak mało kto. Zgoda, że futbol ma być rozrywką. Ale na pierwszym miejscu jest wynik sportowy, sukces. Więc najpierw trzeba zadbać o to, a nie odwrotnie. „Kiszenie” się we własnym sosie w podniesieniu poziomu nam nie pomoże. Pora na jakąś reakcję. Choć już i tak wydaje się, że niestety jest na to za późno.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze