Ryan Garcia: Król internetu czy przyszły król ringu?
Przypomina Oscara De La Hoyę sprzed lat. Przystojny, wiecznie uśmiechnięty młody człowiek, niepokonany na zawodowym ringu. Ryan Garcia (19-0, 16 KO) w piątkowy, walentynkowy, kalifornijski wieczór w starciu z Francisco Fonsecą (25-2-2, 19 KO) z pewnością będzie faworytem.
Ma 21 lat, 178 cm wzrostu i prawie cztery miliony obserwujących na Instagramie. Tym młodym Kalifornijczykiem meksykańskiego pochodzenia jest oczywiście niepokonany na zawodowym ringu Garcia. Mieszkając w pustynnym miasteczku Victorville (między Las Vegas i Los Angles) trenował baseball, ale szybko się zraził. Chciał czegoś tylko dla siebie, wyzwań z dreszczykiem. Już jako dzieciak wybrał więc boks. Dziś ten jeden z najciekawszych pięściarzy młodego pokolenia w dużym stopniu przypomina swojego promotora - De La Hoyę sprzed lat.
Aparycja, bokserskie umiejętności oraz meksykańskie pochodzenie też były wyróżnikami „Złotego chłopca” z Los Angeles. Inna sprawa, że do sukcesów, które były udziałem obecnego promotora, ciężko się będzie Garcii zbliżyć. De La Hoya był mistrzem olimpijskim (Barcelona – 1992), a mistrzowskie pasy w boksie zawodowym zdobywał aż w sześciu kategoriach wagowych. Między innymi w lekkiej, a więc w wadze, w której teraz walczy Garcia.
Prawdziwym mentorem Ryana nie jest jednak „Golden Boy”, a Saul Alvarez, największa gwiazda meksykańskiego boksu. Dla wielu ekspertów "Canelo" jest dziś najlepszym pięściarzem bez podziału na kategorie. I być może dlatego trener Alvareza, Eddy Reynoso, jest też trenerem Garcii.
Na razie 21-latek ma zdecydowanie mocniejszą pozycję w mediach społecznościowych, niż w boksie. Miliony zwolenników między innymi na Instagramie sprawiają, że stał się twarzą nowej generacji sportowców, którzy tak mocno udzielają się w internecie. Często sami zarządzając swoimi kanałami.
Garcia chce boksować do 26 roku życia, zdobyć w tym czasie kilka tytułów, a później spełniać inne marzenia. Plany ma jasno określone. – W przyszłości będę reżyserem filmowym, założę też fundację dla młodych ludzi mających problemy ze zdrowiem psychicznych – mówił. Ale zapewnił, że na razie liczy się dla niego tylko boks i social media, gdzie już jest królem. Czy będzie nim również na zawodowych ringach?
Gala w Anaheim to nie tylko starcie Garcii z urodzonym w Nikaragui, a boksującym pod flagą Kostaryki Fonsecą o pas WBC Silver. W Honda Center zobaczymy też byłego mistrza trzech kategorii wagowych Jorge Linaresa (46-5, 28 KO), który zmierzy się z urodzonym w Meksyku mieszkańcem Kalifornii Carlosem Moralesem (19-4-4, 8 KO). Jeśli pięściarz z Wenezueli wygra, stanie w ringu z Garcią. Oczywiście zakładając, że ten pokona Fonsecę.
Tym, którzy chcieliby takiej walki jak najszybciej, młody Amerykanin odpowiada jednak, że jest skoncentrowany na pojedynku z Fonsecą i nie myśli o niczym innym. Jego zdaniem 26-latek to bardzo wymagający rywal, który nie wyjdzie do ringu, by przegrać. – To twardy, bardzo dobry pięściarz. Widziałem kilka jego walk i wiem, co mówię. Przegrał tylko w mistrzowskich starciach z Gervontą Davisem i Tevinem Farmerem. Mam świadomość, że czeka mnie prawdziwa wojna, której nie mogę jednak przegrać – ocenił Garcia.
Słowa to jedno, realna ocena sytuacji drugie. Nikt logicznie myślący nie postawi raczej na jego przegraną. Chyba, że lubiący ryzyko hazardziści. Inna sprawa, że Nikaraguańczyk z urodzenia, a Kostarykanin z wyboru potrafi boksować. Nie ma więc podstaw, by przekreślać jego szanse już przed pierwszym gongiem. Tym bardziej więc w nocy z piątku na sobotę (polskiego czasu) trzeba nastawić budzik i wstać, bo z pewnością warto tę galę obejrzeć.