Nowy Messi w fabryce recyklingu

Piłka nożna
Nowy Messi w fabryce recyklingu
fot. uol.com.br/archiwum prywatne
Porównywany do Maradony, zaakceptowany w Realu. Dziś pracuje w fabryce.

Osiem lat temu świat obiegła sensacyjna wiadomość o genialnym 13-latku z Brazylii, któremu kontrakt zaproponował Real Madryt. Kilka dni temu w brazylijskich mediach ukazała się rozmowa z młodym człowiekiem, szczęśliwym, że w trudnych czasach ma stabilną pracę w fabryce recyklingu. Co łączy te historie z dwóch różnych światów? Osoba bohatera. Obie opowiadają o tym samym chłopaku. Nazywają go Pety.

Doceniam to, co mam w tych trudnych czasach, ale jednocześnie nie rezygnuję z marzeń. Dziś pracuję w fabryce recyklingu papieru i plastiku, ale wciąż marzę o powrocie do piłki - mówi Luiz Henrique dos Santos w kwietniowym wywiadzie z UOL Esporte. - Potrzebuję tylko możliwości, by pokazać talent, który dostałem od Boga - dodaje chłopak, którego w piłkarskich bazach danych łatwiej odszukać pod boiskowym pseudonimem Pety.

 

Jego słowa mogą zaskakiwać. Przecież szanse zaprezentowania swojego talentu Pety już w życiu dostawał. Jeszcze bardziej pogmatwaną czyni tę historię to, że on kilka z tych szans wykorzystał. Ale po kolei.

 

Tata kupuje kamerę

 

Luiz Henrique dos Santos przychodzi na świat w sierpniu 1998 roku w małym - liczącym niewiele ponad trzydzieści tysięcy mieszkańców - mieście São Luís do Quitunde w stanie Alagoas. Ponad dwa tysiące kilometrów na północ od Rio de Janeiro, blisko dwa i pół tysiąca od Sao Paulo. Również w kategoriach piłkarskich Alagoas to głęboka prowincja. Czołowe kluby stanu nijak mają się do piłkarskich potęg kraju. 

 

Ale pan Amaro dos Santos jest przekonany, że jego syn ma talent na miarę klubów największych. Kwestią otwartą pozostaje, jak ogłosić to światu. 

 

Widząc talent syna, postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Kupiłem kamerę i zacząłem zamieszczać filmy z jego grą w serwisie Youtube. Zrezygnowałem z pracy, opuściłem rodzinę i dom w Alagoas, żeby postawić całą pulę na przyszłość mojego syna. I zobaczcie, gdzie teraz jesteśmy - opowiadał dumny tata już po testach 13-letniego Luiza w Madrycie. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do Brazylii.

 

Agenci ustawiają się w kolejce

 

Filmy wrzucane do sieci robią furorę. O ośmiolatka ze zjawiskową techniką i magiczną lewą nogą dopytują kolejne kluby i piłkarscy agenci. Między innymi Fabricio Zanello, który zostaje pierwszym menadżerem Luiza. To on umieszcza go w klubie Ole Brasil, który założył wspólnie z bratem Eduardo Zanello i jeszcze jednym agentem piłkarskim Leonelem Gavillą.

 

Ma to być kuźnia talentów - klub, który będzie sprowadzał i promował zdolnych nastolatków do czołowych zespołów Brazylii. W wypromowanie Luiza Henrique dos Santosa panowie mocno wierzą. Do Ribeirao Preto, siedziby klubu, ściągają całą rodzinę. 

 

 

Życie dziewięcioletniego chłopca i jego najbliższych wywraca się do góry nogami. Kameralną, senną mieścinę w Alagoas, zamieniają na liczące blisko 700 tysięcy mieszkańców Ribeirao Preto. Ale wszyscy mają świadomość, że stąd już blisko do wielkiej piłki; także w sensie dosłownym: do Sao Paulo jest stąd 300 kilometrów, w brazylijskich realiach - rzut beretem. Do Rio de Janeiro i Belo Horizonte tylko nieco dalej.

 

W Europie też już wiedzą

 

W najpotężniejszych, również futbolowo, miastach Brazylii z uwagą przyglądają się rozwojowi talentu Luiza. Wieść o jego talencie dociera już także do Europy. 

 

11-letni Luiz zostaje zaproszony do Lecce. Nie mają to być klasyczne testy – mówimy przecież o dziecku. Włosi chcą jedynie na własne oczy przekonać się o kosmicznym potencjale chłopaka i na wszelki wypadek wkraść się w łaski jego agenta.

 

To przy okazji tej wizyty lokalne media piszą o "Nowym Maradonie" - młodziak imponuje zwinnością, łatwością dryblingu, smykałką do zdobywania bramek. Ale Luiz Henrique dos Santos to już wtedy po prostu Pety. 

 

Nie miałem jeszcze trzech lat, kiedy oglądałem z tatą mecz Flamengo - Vasco. W końcówce pięknego gola strzelił Dejan Petković, a ja nie umiałem jeszcze wymówić jego nazwiska i podobno krzyczałem: jestem Pety, jestem Pety! I tak już zostało - opowiadał w jednym z wywiadów.

 

I nagle dzwonią z Realu

 

Po powrocie do Brazylii Pety gra jeszcze dwa lata w Ole Brasil, po czym trafia do drużyn młodzieżowych Cruzeiro, a to już przedsionek piłkarskich salonów. Jakby tego było mało, dosłownie kilka dni później dowiaduje się od menadżera, że kolejny raz poleci do Europy. Tym razem chcą mu się przyjrzeć trenerzy młodzieży w Betisie Sewilla.

 

Pety podczas testów robi znakomite wrażenie. Działacze Betisu biją się z myślami. Sprowadzenie tak młodego chłopaka z innego kontynentu to nie tylko ryzyko, ale i spora inwestycja. Sam nie może przyjechać. Trzeba ściągnąć rodzinę, zapewnić jej utrzymanie. Ostatecznie w Sewilli nie porywają się na taki krok.

 

Trochę smutni, z biletami powrotnymi do Brazylii w kieszeniach, siedzieliśmy w restauracji na ostatnim obiedzie przed odlotem - opowiadał kilka lat temu dziennikarzom O Globo, menedżer Fabricio Zanello. - I wtedy zadzwonił skaut Realu Madryt! Słyszałem, że jesteście w Hiszpanii i słyszałem, że Pety to fenomen, powiedział. Chcemy się o tym jak najszybciej przekonać, dodał - relacjonował Zanello.

 

Zdjęcia są, kontraktu nie ma

 

W Madrycie Pety trenuje tydzień. - Miałem wrażenie, że koledzy byli silniejsi, nie wszystko też rozumiałem po hiszpańsku, ale chyba wypadłem dobrze - opowiada skromnie 13-latek.

Najwyraźniej było lepiej niż dobrze, bo to wtedy, w lutym 2012 roku, media sportowe na całym świecie piszą o cudownym dziecku z Brazylii. I o tym, że kontrakt z Realem jest już podpisany.

 

Sam Pety chwali się zdjęciami z ośrodka treningowego Realu, w białych barwach Królewskich jest mu do twarzy. Nastroje niespodziewanie tonuje wspominany już niejednokrotnie Fabricio Zanello. 

 

W pionie sportowym wszyscy są za. Ale pozostają kwestie finansowe. Klub musiałby sprowadzić nie tylko Luiza, ale i jego rodziców, braci. Wciąż szacują ryzyko takiej inwestycji - opowiada agent odpytywany przez brazylijskie media. Kilkadziesiąt godzin później ogłasza: - Jest decyzja klubu. Luiz wraca do Brazylii, gra i trenuje w Cruzeiro, a kiedy skończy osiemnaście lat, przyjedzie do Madrytu grać w Realu.

 

Zostaje żal i kolejny pseudonim

 

- Nie wiem, co się tak naprawdę wtedy wydarzyło - nie kryje Pety w najnowszej rozmowie z UOL Esporte. - Ja usłyszałem od ludzi z Realu, że chcą żebym został w Madrycie. Miałem iść do hotelu i poczekać na szczegółowe informacje, co się będzie działo w kolejnych tygodniach. A potem ta wiadomość od agenta... Nie wiem, nie było mnie przy jego rozmowach z klubem - z wypowiedzi piłkarza przebija żal do Zanello, który wkrótce po powrocie z hiszpańskiej eskapady przestaje być jego agentem.

Kontakt z Realem również urywa się bezpowrotnie Z Hiszpanii Pety'emu zostają wspomnienia, kilka zdjęć, i kolejny pseudonim "Messi Alagoano" (Messi z Alagoas). - Kiedy zobaczyłem w mediach ten pseudonim byłem dumny. To dla mnie zaszczyt - przyznaje Pety w wywiadzie dla portalu torcedores.com. 

 

Niewielki wzrost, ledwie 166 centymetrów oraz pozycja na boisku - to na pewno łączy Brazylijczyka z jego argentyńskim idolem. Nie brakuje takich, którzy przekonują, że talent również. Choć dowodów na to coraz mniej.

 

W Cruzeiro nie chce się uczyć

Po powrocie do ojczyzny Pety nie może pogodzić się z fiaskiem przygody z Realem. Pobyt w czołowym brazylijskim klubie Cruzeiro Belo Horizonte traktuje jak karę, nie jak szansę. Po dwóch latach w Cruzeiro mu dziękują.

 

Winny byłem tylko ja, byłem skrajnie nieodpowiedzialny - przyznaje Pety. - Najbardziej interesowałem się tym, co w Internecie, mniej tym, co na boisku, a już zupełnie nie tym, co w szkole - wyjaśnia. To właśnie lekceważenie obowiązków szkolnych staje się ostatecznym powodem wyrzucenia „Messiego z Alagoas" z Cruzeiro. - Żałuję, ale wiem też, że wyciągnąłem wnioski, nauczyłem się wiele na swoich błędach - zapewnia.

 

Przez niższe ligi do fabryki

 

Efektów tej nauki nie widać jednak na boisku. Niespełniony wielki talent schodzi coraz niżej po szczeblach piłkarskiej drabiny. Kilka razy próbuje wrócić, co zawsze odnotowują brazylijskie media. Nagłówki o kolejnych niepowodzeniach „Nowego Maradony” czy „Messiego z Alagoas” zawsze dobrze się sprzedają. 

 

Pety oblewa kolejno testy we Flamengo (tłumaczy, że nie dostał prawdziwej szansy) i w Goias (twierdzi, że to przez nagłą zmianę trenera). Jego ostatnim klubem jest Jaguarina, ekipa z drugiej ligi stanowej (Paulista Serie B).

 

W piłkę zawodowo nie gra już od roku, choć nie skończył jeszcze 22 lat. Odnaleziony przez reporterów UOL Esporte w fabryce recyklingu papieru i plastiku w mieście Uberaba zapewnia, że ciągle marzy o powrocie do piłki. A czy faktycznie w taki powrót wierzy? Na to pytanie już nie odpowiada.

Szymon Rojek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie