"Niemczyk kazał nam się malować, żeby przeciwniczki były zazdrosne o nasz wygląd"

Siatkówka
"Niemczyk kazał nam się malować, żeby przeciwniczki były zazdrosne o nasz wygląd"
Fot. Cyfrasport
Anna Miros oficjalnie zakończyła karierę sportową.

Anna Miros, starszym kibicom znana pod nazwiskiem Podolec, kilka dni temu oficjalnie zakończyła karierę. Atakująca grała w czołowych, europejskich klubach z Rosji, Włoch czy Rumunii. Z Asystelem Novara zdobyła wicemistrzostwo i Puchar CEV. W Polsce siedem medali mistrzostw kraju. Wiele osiągnięć i jeszcze więcej wspomnień. - Pamiętam, jak na mistrzostwach Europy spóźniał się kierowca i Andrzej Niemczyk postanowił, że sam poprowadzi autobus. Tak zrobił. Zawiózł nas pod halę - zaśmiała się Miros.

Natalia Perlińska: Pamiętasz swoje siatkarskie początki? Pierwszy trening?

 

Anna Miros: Siatkówkę pokochałam dzięki mojej siostrze i wzorowałam się na niej. Chciałam być taka jak ona, ubierać się tak samo i robić te same rzeczy. Jak grała w siatkówkę, to ja też musiałam. W podstawówce zaczęłam. SKS lubiłam, ale zazdrościłam starszej o trzy lata siostrze, że chodzi na profesjonalne treningi, a ja nie! Byłam w czwartej klasie podstawówki i właśnie wtedy wybrałam się do niej na trening. Wzięłam trenera Bogdana Dudka na rozmowę. Miałam zaledwie 10 lat (śmiech). Powiedziałam mu, że chciałabym zacząć z nimi trenować, ale dostałam odpowiedź, że jestem za młoda i żebym przyszła za dwa lata. Poszłam smutna do domu, ale nie załamywałam się. Trenowałam dalej na SKS. Po dwóch latach wróciłam do hali w Łańcucie - tak już zostałam. Szczegółowo pierwszego treningu nie pamiętam, ale za to pierwsze biało-czarne trampki i nakolanniki już tak! Byłam niesamowicie szczęśliwa, że mam tak profesjonalny sprzęt (śmiech).

 

Od zawsze chciałaś grać w siatkówkę?

 

Od zawsze. Przed siatkówką miałam krótki epizod z tańcem. Bardzo to lubiłam i zostało mi to do dziś (śmiech). Pani Ewa z przedszkola, po latach napisała mi na Facebooku, że na pytanie "kim będziesz w przyszłości?" odpowiadałam - piosenkarką. Pogratulowała mi, że jednak zostałam siatkarką, bo mam talent. Nie żałuję decyzji, którą podjęłam odnośnie mojej przyszłości. Cieszy mnie, że odważyłam się wyjechać do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu, w wieku 15 lat. Tam rozpoczęłam naukę pod okiem trenera Andrzeja Pecia i Mariusza Pieczonki. To był trudny czas. Rozłąka z rodzicami nie była dla mnie łatwa, ale oni zawsze wspierali mnie i dopingowali. Celebrowali każdy mój sukces, a w młodziczkach i juniorkach trochę ich było.

 

Siedem medali mistrzostw Polski, jeden z Włoch. Każdy smakował tak samo, czy masz swój ulubiony?

 

Każdy zdobyty medal miał swój smak, ale wszystkie są dla mnie tak samo ważne. Były okupione dużym wysiłkiem, hektolitrami wylanego potu i niestety często bólem. Medal mistrzostw Europy w Turcji był moim pierwszym medalem w seniorskiej siatkówce. To on otworzył worek sukcesów, które później się potoczyły. Ten medal wspominam najmilej. Przede wszystkim dlatego, że nikt się go nie spodziewał. Nikt w nas nie wierzył. Byłyśmy niespodzianką tych mistrzostw. Złoto zdobyte na parkiecie przeciwnika smakowało pięknie.

 

Byłaś najmłodszą zawodniczką w kadrze "Złotek". Musiałaś wieszać siatkę, nosić apteczkę i zbierać piłki za starsze koleżanki?

 

Młode zawodniczki w tamtych czasach miały zdecydowanie trudniejsze życie niż ówczesne adeptki grające u boku tych doświadczonych. Musiałam nosić piłki, bidony z wodą, pomagać w rozładowaniu autobusu ze sprzętu medycznego, liczyć zawsze piłki zarówno przed i po treningu, ale nigdy nie był to dla mnie problem. Wiedziałam, że to mój obowiązek i nigdy się nie stawiałam starszym koleżankom.

 

Wróćmy pamięcią do Turcji. 28 września 2003 roku. Dzień, w którym złoty medal mistrzostw Europy zawisł na twojej szyi. Był to jeden z najpiękniejszych dni życiu?

 

Zdecydowanie była to jedna z najpiękniejszych chwil. Byłam wdzięczna trenerowi Andrzejowi Niemczykowi, że na mnie postawił i zabrał na te mistrzostwa. Było to dla mnie bardzo duże wyróżnienie i nobilitacja. Czułam, że zrobiłyśmy coś dużego, co zapisze się w historii polskiej siatkówki i że ja będę jej częścią.

 

Niewątpliwie postać szkoleniowca Niemczyka jest wyjątkowa. Jak zapisał się w twojej pamięci?

 

Bardzo go ceniłam. Mimo że wobec mnie był bardzo surowy i rzucał różnego rodzaju docinki. Lubiłam w nim to psychologiczne podejście do „bab”, jak sam o nas mówił. Wszystkie mu ufałyśmy i wskoczyłybyśmy za nim w ogień. Myślę, że teraz często brakuje tego autorytetu u trenerów w oczach zawodniczek, jakie miał Niemczyk w naszych. Dużo żartował i nie lubił "spoźnialstwa". Tak też było w przypadku naszego kierowcy na ME w Turcji, który się spóźniał, a był już czas odjazdu na trening. Trener postanowił, że sam poprowadzi ten autobus i zawiózł nas pod halę. Chciałabym zobaczyć minę kierowcy, widzącego jak odjeżdżamy (śmiech).

 

Niemczyk zawsze nam powtarzał, że mamy być najpiękniejszym zespołem, że mamy dbać o siebie i malować się na mecze, aby przeciwniczki były zazdrosne o nasz wygląd. Często kazał nam na wyjazdy reprezentacyjne zabierać sukienki. Tak, aby na bankiety nie stroić się w dresy, tylko jak na kobiety przystało. Na obozie w Szczyrku załatwił nam solarium za darmo, abyśmy miały piękną karnację. Po tygodniu ciężkiej pracy na obozie brał nas do dyskoteki i kazał nam się wyluzować, zrelaksować i wytańczyć. Twierdził, że kiedy jest czas na ciężką pracę, to jest czas na pracę, ale trzeba też znaleźć chwilę na zresetowanie głów. Zawsze był otwarty na rozmowy. Jak ktoś miał problem, nigdy nie odmówił pomocy. Bardzo lubił psy. Raz na Grand Prix w Chinach pożyczył sobie od jednej z fanek szczeniaka do hotelu i oddał po dwóch dniach. Mocno tęsknił za swoim psem.

 

Co będziesz najbardziej wspominać z całej przygody siatkarskiej?

 

Przez 20 lat mojej kariery wydarzyło się sporo pięknych chwil. Niestety nie brakowało też smutnych, związanych z kontuzjami. One mnie nie oszczędzały. Wyjazd na igrzyska olimpijskie do Pekinu w 2008 roku był uwieńczeniem moich marzeń i snów. Odkąd pamiętam, zawsze podkreślałam, że chciałabym pojechać na imprezę czterolecia. Robiłam wszystko, by to zrealizować, choć tak naprawdę nie spodziewałam się, że uda mi się to marzenie spełnić.

 

Miałaś trudne momenty na siatkarskiej drodze?

 

Każda porażka była trudnym momentem, ale też każda kontuzja. To i to zawsze motywowało mnie do jeszcze cięższej pracy. Nigdy nie potrafiłam się poddać i powiedzieć, że nie dam rady. Nawet w bardzo beznadziejnej sytuacji. Zawsze wierzyłam, że dam radę. Bo kto inny jak nie ja? Z natury jestem uparta, ta cecha w siatkówce bardzo mi się przydała. Pomogła wychodzić z bardzo trudnych i ciężkich kontuzji, czy sytuacji na boisku.

 

Żałujesz czegoś? Jest coś, czego nie osiągnęłaś, o czym marzyłaś?

 

Myślę, że nie żałuje niczego. Marzenie, by grać z moją siostrą w jednej drużynie - spełniło się. Marzenie, by grać w lidze włoskiej - spełniło się. Marzenie, by grać na igrzyskach olimpijskich, też mi się udało zrealizować. Wydarzyło się również wiele innych rzeczy, o których nawet nie śniłam. Jestem spełniona, jeśli chodzi o siatkówkę. Na pewno można było zrobić więcej i lepiej, ale i tak jestem z siebie zadowolona.

 

Poznaliśmy logo siatkarskich mistrzostw Europy 2021

 

Byłaś ostatnią aktywną siatkarką reprezentacji Niemczyka. Przedostatnia - Katarzyna Skowrońska-Dolata skończyła granie w 2019 roku. Czekałaś aż wszystkie dziewczyny "zawieszą buty na kołku", żeby ze spokojem zakończyć karierę?

 

Byłam najmłodszą zawodniczką, więc teoretycznie mogłam ostatnia zakończyć karierę. Była to niesamowicie trudna decyzja. Nie chciałam dojść do tego momentu w moim życiu, że będę musiała powiedzieć pas. Nie da się grać wiecznie - a szkoda! Będę bardzo tęsknić. Problemy ze zdrowiem przechyliły szale, za tym, aby skończyć. Coraz częściej trening kojarzył mi się z potężnym bólem, a nie z satysfakcją z gry. Często zagryzałam zęby i trenowałam. Ostatnimi czasy zbyt często. Dlatego powiedziałam dość. Dłużej nie dam rady. Nie jestem z kamienia. Musiałam odpuścić, mimo że nie chciałam pogodzić z tym, że ciało odmówiło posłuszeństwa.

 

Życie po zakończeniu kariery... Jak sobie je wyobrażasz?

 

Szczerze? Nie wyobrażam sobie życia bez siatkówki, ale będę musiała się w nim jakoś odnaleźć, nauczyć funkcjonować. Na pewno będę chciała zostać przy siatkówce i mieć z nią cały czas styczność.

 

Statystycznie bardzo wielu sportowców po zakończeniu kariery ma problem z tym, że nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Masz jakieś obawy?

 

Tak. Pojawia się ich całe mnóstwo, ale jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że odnajdę zajęcie, które będzie sprawiało mi tyle radości i satysfakcji, co gra na boisku.

 

Tęsknisz już za siatkówką?

 

Jeszcze nie zdążyłam zatęsknić. Odkąd skończyłam grać, za dużo się dzieje dookoła mnie. Tak naprawdę nie miałam czasu myśleć o siatkówce. Jestem przekonana, że tęsknota przyjdzie i to szybko. Podejrzewam, że z rozpoczęciem nowego sezonu. Jak będę oglądać koleżanki w akcji, w meczach transmitowanych w telewizji, szybko zakręci mi się łezka w oku.

 

W takim razie czego Ci życzyć na nowym etapie życia?

 

Życzcie mi zdrowia, szczęścia, dużo miłości. Teraz to jest dla mnie najważniejsze (uśmiech).

Natalia Perlińska, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie