MLS. Buksa: Jestem bezpieczny w epicentrum wirusa
Adam Buksa przyznał, że podczas turnieju “MLS Is Back” w Orlando nie czuje zagrożenia, mimo że na Florydzie jest obecnie jeden z najwyższych wskaźników zachorowań na COVID-19. - Jestem bezpieczny w epicentrum wirusa – podkreślił piłkarz New England Revolution.
Po raz pierwszy bierze pan udział w takim turnieju. Jakie wrażenia?
Wszystko jest zorganizowane perfekcyjnie. Jestem pod wrażeniem, że w tak krótkim czasie organizatorzy zapewnili nam tak dobre warunki. Pomimo, że Floryda jest obecnie epicentrum koronawirusa, w Orlando czuję się bezpiecznie. Nie myślę o zagrożeniu wirusem, ale tylko o turnieju.
Żeby zapewnić uczestnikom turnieju bezpieczeństwo wprowadzono wiele zakazów. Jak pan sobie z tym radzi?
Nie jest to aż tak bardzo odczuwalne. Oczywiście poza posiłkami i treningami, wszędzie obowiązuje nakaz noszenia masek ochronnych. Na treningi jeździmy dwoma autokarami, ponieważ na jedną osobę przypadają dwa miejsca. Po każdym przejeździe są dezynfekowane. Z kolei nasze pokoje zamiast codziennie, dezynfekowane są raz w tygodniu, aby unikać kontaktu z obsługą hotelową.
Nie miał pan obaw przed przylotem do Orlando?
Jesteśmy odcięci od świata zewnętrznego. Na wszystkich punktach granicznych naszego hotelu jest policja. Co drugi dzień jesteśmy badani i nie mamy żadnych obaw.
Zobacz także: MLS: Polak zagrał z nazwiskiem Afroamerykanina na koszulce
Jednak z powodu zainfekowania swoich piłkarzy z turnieju zrezygnowała drużyna FC Dallas, a pod znakiem zapytania stoi udział klubu Nashville SC. Mecze są przekładane.
Piłkarze tych zespołów już przylecieli do Orlando zainfekowani koronawirusem. Po przybyciu do hotelu pierwszą rzeczą są testy na obecność wirusa. Ich wyniki okazały się pozytywne, więc nie mieli możliwości, aby zarazić się tutaj w Orlando. Wszyscy zainfekowani zostali odizolowani w innym skrzydle hotelu i nie mieli żadnego kontaktu z innymi uczestnikami turnieju.
Czyli nie ma pan wątpliwości, że ten turniej zostanie rozegrany do końca?
Wydaje mi się, że uda się doprowadzić go do końca, ale to czas pokaże. Nie widzę możliwości, abyśmy mogli zostać zainfekowani, ale nie możemy być tego pewni w stu procentach.
Zobacz także: MLS: Nashville SC wycofało się z turnieju w Orlando
Swój pierwszy mecz na tym turnieju – z Montreal Impact - wygraliście 1:0. Jaka jest różnica w organizacji spotkania w porównaniu do czasu przed wybuchem pandemii?
Największa różnica to mobilne szatnie, w których nie możemy brać prysznica. To są luksusowe, klimatyzowane kontenery. Tam możemy się tylko przebrać i schłodzić w przerwie. Kąpiemy się dopiero w hotelu. Te sprawy jednak nie wpływają na komfort pobytu w Orlando.
A jak wyglądają treningi?
Trenujemy normalnie całą drużyną. Mamy tylko przydziały czasowe: rano lub wieczorem, aby uniknąć popołudniowych upałów i burz. W zasadzie każda drużyna ma swoje pełnowymiarowe, świetnie przygotowane boisko. W hotelu każda drużyna ma swoje piętro. Zdarza się, że mijamy się w hotelowym lobby z innymi drużynami, ale są to sporadyczne przypadki.
Upały dają się we znaki?
Uciążliwa jest wysoka wilgotność. Po wyjściu z klimatyzowanego hotelu każdy momentalnie zalewa się potem. Po zachodzie słońca to już nie jest problem, bo temperatura wynosi wówczas 26-27 stopni Celsjusza. Przyznam, że pewnym problemem są mecze rozgrywane o 9 rano. Wówczas panuje skwar. Popołudniami regularnie są burze i po nich jest zdecydowanie bardziej komfortowo. Do południa jest niczym w saunie parowej.
Uczestnicy turnieju nie mogą opuszczać hotelu i ośrodka treningowego, więc jak spędza pan wolny czas?
Wbrew pozorom tego czasu nie jest aż tak wiele. Mamy do dyspozycji baseny oraz miejsca do różnych gier, takich jak piłkarski bilard, baseball, ping pong, stoły do pokera, gry komputerowe na automatach wzorowanych na te sprzed kilkudziesięciu lat. Większość przywiozła ze sobą konsole do gier, więc na nudę nie można narzekać.