Białoński: Diego Maradona i jego Wielka Improwizacja
W czasach, gdy futbol przywdziewał już mundur żelaznej taktyki i reżimu przygotowania kondycyjnego, on wyskoczył ze swą Wielką Improwizacją i udowodnił, że człowiek w pojedynkę może zmienić świat. Diego Armando Maradona, który zostawił nas 25 listopada 2020 r. był dla mnie piłkarzem wszech czasów. Lepszym nawet od współczesnych herosów Leo Messiego i Cristiana Ronaldo – pisze szef Sportu w Interii Michał Białoński.
Wielka Improwizacja Maradony to dzieło z 22 czerwca 1986 r., z ćwierćfinału MŚ z Anglią. Powstało na wypełnionym 114 tys. widzów stadionie Azteca. Bez cienia przesady jest uznawana za najlepszą akcję w historii futbolu. Trwała ledwie 10 sekund. „Boski Diego” przejął piłkę na własnej połowie, wykonał slalom między czterema Anglikami, zwodem na prawo położył Petera Schiltona, by trafić do pustej siatki.
Co istotne, każdy z rywali, których mijał Diego był co najmniej o głowę wyższy, znacznie silniejszy fizycznie, ale nie to decydowało. Na szczęście nie to, tylko spryt, technika, szybkość, wirtuozeria.
Maradona Anglikom strzelił także pierwszego gola, przy użyciu ręki, co umknęło arbitrom. Trzy dni później w tym samym miejscu koncert Diego nie zawierał ani jednej fałszywej nutki. Na Estadio Azteca wystawiali kolejną sztukę z teatru jednego aktora - Maradony. W bitwie o finał MŚ odprawił Belgów.
Pierwszy gol to magiczne dotknięcie zewnętrzną częścią buta lewej nogi, co wprawiło w osłupienie ratujących się wślizgiem Belgów i bramkarza Jean-Marie Pfaffa. Drugi, to Mała Improwizacja Maradony. Trwała ledwie sześć sekund, Diego minął pięciu rywali, na końcu pokazał plecy znakomitemu Ericowi Geretsowi i kopnął w prawy róg.
Na poziomie ćwierćfinału i półfinału MŚ takie cuda? Taki był Maradona.
„Panowie, dogrywamy do Diego i nie przeszkadzamy mu robocie” – czy taka była odprawa Carlosa Bilardo przed jednym czy drugim meczem?
Oczywiście to spore uproszczenie. By mógł zagrać na fortepianie maestro Diego, potrzebni byli też ci, którzy go noszą. Sergio Batista odbierał piłki, Jorge Burruchaga stabilizował drugą Linię Jorge Valdano absorbował defensywę rywala.
W finale Niemcy upilnowali Maradonę na tyle, że asystował tylko przy trzecim golu, prostopadłym podaniem do Burruchagi, który wygrał pojedynek z Haraldem Schumacherem i Puchar Świata trafił w ręce Albicelestes.
ZOBACZ TAKŻE: Co za gest! Legendarna Haka na cześć boskiego Diego
Rzeczy niemożliwych dokonywał też w ubogim jak mysz kościelna Napoli. W 1987 r. pomógł przełamać dominację północy kraju, sięgając z tym klubem po pierwsze Scudetto. Juventus miał już wtedy 22 mistrzostwa Włoch, Inter 12, a Milan – 10.
Maradona miał tego pecha, że tworzył w epoce przed internetowej, a dopiero ona nadała piłce nożnej współczesnego rozmachu, wyniosła ją ponad sport, przyciągnęła gigantycznych sponsorów. Lionel Messi i Cristiano Ronaldo mają dziś większe nie tylko zasięgi w mediach społecznościowych, ale też wpływ na swych fanów niż Diego w latach 80. i 90. Są rozpoznawani na całym świecie.
Każdy z nich jest wielkim piłkarzem, przechylał szale wygranej swego zespołu w wielu meczach. Ale żaden z nich nie uczynił tego na najważniejszej imprezie, jaką jest mundial.
Messi miał wiele takich występów, wspomnijmy choćby 3-0 z Liverpoolem w półfinale Ligi Mistrzów 2019 r., czy wygrane 3-2 El Clasico na Santiago Bernabeu z 23 kwietnia 2017 r.
Co prawda na MŚ 2014 Argentyna z kapitanem Messim dotarła do finału, ale sam Lionel strzelał tylko na początku turnieju, w meczach z: Bośnią, Iranem i Nigerią.
CR7 błyszczał w Realu Madryt, jak choćby wówczas, gdy ustrzelił hat-tricka w starciu z Bayernem Monachium (ćwierćfinał Ligi Mistrzów 18 kwietnia 2017 r.), czy w bitwie Juventus – Atletico Madryt w 1/8 finału Ligi Mistrzów (12 marca 2019). Ronaldo zachwycił też w barażu o udział w MŚ 2014 r., gdy wpakował hat-tricka Szwedom (19 listopada 2013 r.).
Na Euro 2016, które Portugalczycy wygrali, Crsitiano strzelił dwa gole w meczu z Węgrami, na zakończenie fazy grupowej, gdy ekipie szło jak po grudzie (wcześniej były dwa remisy z Islandią i Austrią). W finale z Francją jego wkład w mecz był bardziej mentalny niż realny, wszak zszedł po 25 minutach i stojąc o kulach wspomagał trenera Fernando Santosa w gestykulowaniu do kolegów, dodawaniu im otuchy. To nie był na pewno ten sam poziom udziału w zdobyciu trofeum, jak ten Maradony z mundialu 1986 r.
Gdy w późniejszych latach kariery piłkarskiej i po niej „Boski Diego” przykuwał uwagę świata głównie z powodu wyskoków poza boiskowych, rozmawiałem, pracując w „GW", z Argentyńczykiem Mauro Cantoro, który w barwach Wisły Kraków swą walecznością podbijał Ekstraklasę. Mauro wielbił Diego bezgranicznie i wyjaśnił mi, dlaczego za Maradoną ciągną się skandal za skandalem:
- Czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, jakie on miał życie? Stał się więźniem, ofiarą własnej sławy. Nie mógł spokojnie wyjść na ulicę, udać się z żoną do kawiarni, bo zaraz na głowę zwalał mu się tłum oszalałych wielbicieli. Paparazzi go prześladowali, nie miał chwili wytchnienia. Łatwo go oskarżać, a przecież to człowiek, który musiał uciekać ze swego kraju, by zaszyć się na Kubie i tam w końcu zaznać normalniejszego życia. Za geniusz, sukcesy, sławę zapłacił wysoką cenę. Ja bym się nie odważył go potępiać – powiedział Mauro Cantoro.
Uderzający jest fakt, że pogrzeb Maradony odbył się bez wielkiej celebry. Na cmentarzu Jardin Bella Vista spoczął u boku swoich rodziców. Dla porównania, medalista MŚ 1974 r., legenda Wisły Adam Musiał w najbliższy piątek zostanie pochowany z wszelkimi honorami, w alei zasłużonych Cmentarza Rakowickiego w Krakowie.
Przejdź na Polsatsport.pl