Włoska liga koszykarzy. Michał Sokołowski przed play-off: Nie jedziemy do Bolonii po baty
Michał Sokołowski rozpoczyna w czwartek pierwszy w karierze play-off w lidze zagranicznej. Jego De’Longhi Treviso w ćwierćfinale włoskiej Lega A trafiło na Virtus Segafredo. - Nie jedziemy do Bolonii po baty – powiedział koszykarz reprezentacji Polski.
W sezonie zasadniczym zespół z Treviso, w którym występuje także były reprezentant Polski, naturalizowany Amerykanin David Logan, zajął szóste miejsce z 14 zwycięstwami i taką samą liczbą porażek. Virtus z bilansem 19-9 był trzeci w 15-drużynowej lidze.
ZOBACZ TAKŻE: NBA: Broniący tytułu Lakers wygrali z Suns, 42 punkty Davisa
Ekipa z Bolonii ma przewagę własnego parkietu. W ćwierćfinale gra się do trzech zwycięstw. Pierwszy mecz odbędzie się w czwartek w jej hali o godz. 19. Gospodarze są faworytem w tej parze play off. Czy to rywal do przeskoczenia?
- To zespół, który grał w półfinale Pucharu Europy, spotykamy się z bardzo wymagającym rywalem. Ma światowej klasy zawodników, na czele z Milosem Teodosicem i Marco Bellinellim. Przeciwko takim koszykarzom na pewno łatwo się nie gra. Ogólnie cała drużyna, moim zdaniem, jest dobrze przygotowana i bardzo groźna, więc trudno będzie ją przeskoczyć. W sezonie zasadniczym przegraliśmy z nimi dwa razy i to dość wysoko. Będzie naprawdę bardzo ciężko, ale nie jedziemy do Bolonii po przysłowiowe baty – zapewnił 28-letni Sokołowski.
Wychowanek MKS Pruszków dobrze wprowadził się w debiutanckim sezonie do wymagającej ligi włoskiej, szybko stał się jednym z najważniejszych graczy zespołu trenera Massimiliano Menettiego.
- Mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z dotychczasowej gry we Włoszech. Nie wiem, czy mogło być lepiej czy gorzej. Na pewno trafiłem w bardzo fajne miejsce, do bardzo dobrego trenera, który naprawdę dał mi grać. Mam nadzieję, że zaprocentuje to jeszcze bardziej w przyszłości - ocenił.
Ligowe statystyki potwierdzają, że Polak jest zawodnikiem ważnym na tle całej ligi. Zajmuje m.in. piąte miejsce w Lega A pod względem skuteczności rzutów trzypunktowych i wolnych. Pojawia się w czołówkach zestawień obok graczy mających za sobą występy w NBA, jak Hiszpan Sergio Rodriguez, Argentyńczyk Luis Scola czy znany z występów w polskiej lidze Amerykanin Josh Bostic. Sokołowski przyznał, że nie odczuwa respektu przed rywalami z bogatszym koszykarskim życiorysem.
- Na boisku nie patrzę na to, czy ktoś grał w NBA, czy nie. Staram się zatrzymać każdego i każdego pokonać. W raporcie skautingowym przed meczem jest zaznaczone, co dany przeciwnik potrafi najlepiej i na to zwracam uwagę. Bo zwykle jest tak, że jak pozwoli się rywalowi na robienie tego, co umie najlepiej, to w 95 procentach to mu wychodzi. Wystarczy raz przymknąć oko czy zapomnieć się na chwilę – od razu jest to wykorzystane - zauważył.
- Jak jestem postrzegany przez dziennikarzy czy rywali? Nie mam pojęcia, nie zagłębiam się w to. Istotne, że koledzy z drużyny widzą, że jestem bardzo ważnym jej zawodnikiem po obu stronach parkietu. Na pewno w związku z tym dają mi trochę więcej swobody w podejmowaniu boiskowych decyzji - dodał.
Skrzydłowy reprezentacji nie podjął jeszcze bardzo ważnej dla każdego zawodowego koszykarza decyzji - w kwestii klubu, w którym będzie występował w kolejnym sezonie.
- Skupiam się na razie na bieżących rozgrywkach. Widzę, że zarząd klubu jest ze mnie zadowolony i chciałby, żebym został na przyszły sezon. Nie wiem jeszcze, co postanowię – przyznał.
Sokołowski, który w polskiej lidze wywalczył srebrny medal z Rosą Radom (2014) i brązowy z Anwilem Włocławek (2020), miał szansę na drugi brąz w zakończonym niedawno sezonie Energa Basket Ligi. Zanim wyjechał do Włoch, w pierwszych dziewięciu meczach rozgrywek był bowiem ważnym graczem Legii Warszawa, która potem ukończyła sezon zasadniczy jako wicelider tabeli, a rywalizację w play off o trzecie miejsce ze Śląskiem Wrocław przegrała po celnym rzucie rywali w ostatniej sekundzie dogrywki decydującego meczu.
- Nie wiem, czy dla mnie też byłby przewidziany medal. Drużyna w trakcie sezonu dużo się zmieniła. Odszedłem ja i Justin Bibbins, mózg zespołu. Przyszło dwóch, trzech nowych graczy. Wyglądało to trochę inaczej niż wtedy, gdy byłem w zespole. Śledziłem mecze, oglądałem to, co mogłem. Do końca trzymałem za Legię kciuki. Najpierw w półfinale przeciwko ostrowianom, potem w spotkaniach o trzecie miejsce. Naprawdę zabrakło niewiele. Można powiedzieć, że jedna, ostatnia akcja zadecydowała, ale jeżeli dochodzi do takich sytuacji, to na pewno gdzieś tam wcześniej były popełniane błędy, wykonywane nieskuteczne akcje. Tym razem Śląsk miał dużo, dużo więcej szczęścia i wygrał tę serię. Niezmiernie mi przykro, że nie udało się Legii zdobyć medalu w tym roku - skomentował.
Skrzydłowy, który w reprezentacji Polski rozegrał 66 spotkań i zdobył 378 punktów, otrzymał oczywiście powołanie od trenera Mike’a Taylora do szerokiej kadry na kwalifikacje olimpijskie na Litwie (29 czerwca - 4 lipca). Jakie szanse daje Biało-Czerwonym na turnieju w Kownie? To lepsza czy gorsza drużyna od tej z mistrzostw świata w Chinach (2019), w których Polacy zajęli ósme miejsce?
- Ciężko powiedzieć. To zweryfikuje boisko. Na pewno drużyna będzie odświeżona. Pojawi się kilku nowych zawodników w porównaniu ze składem z Chin. Zobaczymy, jaka będzie dwunastka na Kowno. Z pewnością ciekawa, bo są m,in. świeżo upieczony MVP finałów PLK Jakub Garbacz i Michał Michalak, który w reprezentacji już jest od jakiegoś czasu, ale teraz został królem strzelców Bundesligi. Jest debiutant Jeremy Sochan, który teraz razem z Igorem Milicicem juniorem przeszli do czołowych zespołów NCAA. Fajnie to wygląda. Zobaczymy, jak zespół zaprezentuje się w meczach sparingowych, jak to trener Taylor poukłada. Szanse na wyjazd na olimpiadę mamy. Trzeba tylko wygrać kilka meczów, łatwo powiedzieć. Przeciwnicy na pewno nie będą łatwi. Nie możemy tam jechać ani z przekonaniem, że nie awansujemy, bo rywalem będzie Litwa na Litwie, ani z zakodowaną w głowie pewnością, że na pewno awansujemy. Myślę, że do tych kwalifikacji musimy podchodzić z nastawieniem, że chcemy wygrać każdy mecz i na tym pojedynczym spotkaniu się skupiać – zakończył Sokołowski.
Przejdź na Polsatsport.pl