Kowalski: Szok w Łodzi czyli, Górnik Łęczna, Lubelszczyzna jest ci wdzięczna …
Przed laty Krzysztof Cugowski, rodowity lublinianin, ale mający swoje posiadłości również na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, ułożył wpadający w ucho hymn Górnika. Dziś znów śpiewa go wielu kibiców na Lubelszczyźnie. To co zrobili piłkarze z Łęcznej i ich trener to jest prawdziwy szok!
Ekipa z niewielkiej Łęcznej grała wówczas w najwyższej klasie rozgrywkowej zajmując swoje rekordowe 8 i 7 miejsce (lata 2004, 2005) bijąc się jak równy z równym z Legią czy bardzo mocną wówczas Wisłą Kraków. Jak się później okazało, część meczów (w sumie 20 w trzech sezonach), odbywała się na zasadzie kupna i sprzedaży, a drużyna została karnie zdegradowana.
To był efekt śledztwa wrocławskiej prokuratury w sprawie piłkarskiej afery korupcyjnej, w które zamieszanych było wiele polskich klubów, zawodników, trenerów, działaczy. Lider Budki Suflera przestał pojawiać się na meczach, jego przebój zastąpiło disco polo. Finasowanie z bogatej kopani Bogdanka zostało radykalnie ograniczone i wydawało się, że klub obecność w elicie polskiej piłki będzie wspominać jako epizod, którym żyć będą pokolenia, ale trudno będzie go powtórzyć. A jednak udało się do Ekstraklasy wrócić na trzy sezony od 2014 do 2017 roku. Po spadku do I ligi, Górnik osunął się błyskawicznie do drugiej. Tym razem z przyczyn czysto sportowych.
ZOBACZ TAKŻE: Glik mentorem kadry?
To było ledwie dwa lata temu. Drużynę objął Kamil Kiereś i dokonał tego, co prezes PZPN Zbigniew Boniek wczoraj w mediach społecznościowych określił słowem: „Szok!” Otóż 46-letni szkoleniowiec najpierw wygrał drugą ligę i awansował do pierwszej, a w tej zajął szóste miejsce, dające możliwość gry w barażach o Ekstraklasę. Zespół stawiany w gronie Arki Gdynia, ŁKS i GKS Tychy za chłopców do bicia najpierw sensacyjnie ograł w półfinale w Tychach drużynę z trzeciego miejsca po sezonie zasadniczym, a następnie pojechał na finał do Łodzi, aby… „godnie zakończyć sezon”. Jak się okazało, zakończył go awansem, bo dzięki znakomitej taktyce i ogromnemu sercu do walki jako beniaminek upokorzył spadkowicza z Ekstraklasy na jego stadionie w obecności gorących kibiców ŁKS.
A zatem w Łęcznej po raz trzeci będzie Ekstraklasa, co biorąc pod uwagę okoliczności nie jest niespodzianką, ale prawdziwą sensacją. Ale z drugiej strony też kwintesencją Fortuna I ligi. To rozgrywki, w których nie zawsze jest wysoki poziom, ale walka na całego, emocje i nieoczywiste rozstrzygnięcia są właściwie gwarantowane. Warto też podkreślić, jak dobrym pomysłem było stworzenie strefy barażowej, dzięki czemu prawie do samego końca jest wiele zespołów z możliwością wskoczenia na szóste miejsce i zawalczenia o Ekstraklasę w dwóch dodatkowych meczach. Jak pokazał Górnik, można dokonać skutecznego ataku nawet z takiej pozycji.
No i na koniec Kiereś. Trener niespecjalnie medialny, skromny, ale wielki talent wykonujący po cichu kawał dobrej roboty, w klubach, w których się nie przelewa. W Górniku zaliczył dwa awanse z rzędu. Wcześniej awansował też z GKS Tychy i GKS Bełchatów, a także uchronił przed spadkiem będący w krytycznej sytuacji Stomil Olsztyn. Nie może być wiele przypadku w tak wielu sukcesach, o których niewielu mówi. Chyba czas, aby na trenerskiej karuzeli dostał jakąś bardziej spektakularną szansę. Tak jak kiedyś wypływający z pierwszej ligi na szersze wody Ireneusz Mamrot czy rozpatrywany już nawet kontekście reprezentacji Polski Marek Papszun. Bo pierwsza liga to także kopalnia trenerskich osobowości.
Przejdź na Polsatsport.pl