Iwanow: Trzech piłkarskich króli? W tym roku raczej będzie ich więcej

Piłka nożna
Iwanow: Trzech piłkarskich króli? W tym roku raczej będzie ich więcej
Fot. PAP
Ronaldo, Lewandowski, Messi - na jednym ekranie. Który z nich utrzyma się na piłkarskim tronie w roku 2022?

Za nami święto „Trzech Króli” i patrząc wstecz na ubiegły rok to określenie idealnie pasowałoby do tego, co działo się podczas podsumowań i plebiscytów światowego futbolu. Lionel Messi, Robert Lewandowski i Jorginho dzielili między sobą miejsca na podium, choć do rywalizacji potrafił się wmieszać Kylian Mbappe.

Młody Francuz nieprzypadkowo zdaniem wielu już wkrótce - i to na dobre - zacznie zrzucać z tronu parę Messi/Ronaldo, która zawładnęła umysłami szczególnie tych, którzy głosowali w plebiscycie „France Football”, co skutkowało także tak kontrowersyjnym werdyktem jak ten pod koniec 2021 roku.

 

Cristiano po „łamanym roku” spędzonym wiosną w Juventusie i od lata w Manchesterze United, z którymi drużynowo nic nie wygrał, choć zdobył koronę króla strzelców Serie A, strzelając 29 goli, na galę do Paryża nawet się nie pofatygował. Zajął „dopiero” szóste miejsce, tak „nisko” był ostatnio w 2010 roku. Ale znając jego charakter i ambicję, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Choć nie da się ukryć, że szansę na trofea miałby zdecydowanie większe, wybierając niebieską część Manchesteru, a nie tę czerwoną. Zadecydował sentyment czy szczegóły kontraktu? Ocena wyboru CR7 nie może być jednoznaczna.

 

ZOBACZ TAKŻE: Sousa o swoim odejściu z reprezentacji Polski. Bezczelność

 

Gdyby jednak nie Portugalczyk, United wiosną znów – tak jak przed rokiem – mogliby się szykować do gry w Lidze Europy, a nie Champions League. To jego gole w końcówkach zapewniały z trudem wywalczone zwycięstwa nad Villareal i Atalantą czy cenny remis w Bergamo. Jego zaciętość i dążenie do odwracania losów meczów były w tych spotkaniach widoczne jak na dłoni. Wątpię, by w fazie grupowej, któryś z zespołów tak bardzo zależał od jednego zawodnika, jak „Czerwone Diabły” od faceta, który choć ma już 36 lat ciągle nie zmienił swojego nastawienia. Chce być najlepszy. Chce wygrywać. Poza tym mimo wielkiego „ego” nigdy nie stara się być ważniejszy od drużyny. Jest dla niej. Bierze odpowiedzialność w trudnych momentach. A tych czeka United jeszcze sporo. W rywalizacji w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Atletico Madryt znów wszystkie oczy będą zwrócone na Portugalczyka.

 

Trzy lata temu w niemal beznadziejnej sytuacji już ich eliminował – to co zrobił w rewanżu, jeszcze w barwach Juventusu, strzelając „Los Colchonoreros” trzy gole, dokładnie pokazuje jaki to gracz. I tym różni się od tego, któremu „Złota Piłka” przyznana została w grudniu ubiegłego roku.

 

Leo Messi – podobnie jak Cristiano – latem zmienił klub. Jego problem polega jednak na tym, że zrobił to po raz pierwszy i to bardzo późno, bo w wieku 34 lat. Wyszedł ze strefy komfortu, poszedł w nieznane, niby do słabszej ligi od hiszpańskiej, ale jednak do miejsca gdzie poza walorami artystycznymi szalenie ważna jest siła fizyczna. Niby do klubu, który w Ligue 1 jest większym dominatorem niż „Barca” w La Liga, ale w Paryżu sukcesy krajowe to za mało.

 

Kiedy Cristiano trafiał do miejsca, które dobrze już znał, Messi może się czuć się jak stare drzewo przesadzone nie na taką glebę co trzeba. W Barcelonie wszystko kręciło się wokół niego. W Paryżu sytuacja jest inna. W Katalonii wszyscy mogli grać z nim na pamięć, wyczuwali każdy jego ruch, antycypowali jego pomysły i rozwiązania. We Francji zespół jeszcze wyraźnie nie znalazł ze swoim nowym kolegą wspólnego języka. Messi pozostał geniuszem, bo tego nie traci się od tak. Ale na razie ten dar jest odizolowany od paryskiego organizmu. Kto wie, być może to też w jakimś sensie wina Mauricio Pochettino, że nie jest on w stanie ułożyć gry zespołu tak, by mógł on z możliwości Messiego garściami czerpać?

 

Tak samo jak w przypadku Cristiano tak i dla Leo kluczowe będą mecze 1/8 finału Champions League. Dla Argentyńczyka nawet bardziej niż dla gwiazdy MU. Jego PSG zagra przecież z odwiecznym rywalem „Barcy” Realem Madryt. Jeżeli Messi znów odpadnie już w tej fazie rozgrywek – żeby było śmieszniej przed rokiem z Europy eliminował go jego obecny zespół, a on w rewanżu nie wykorzystał karnego – o „Złotej Piłce” chyba będzie mógł zapomnieć. Chyba, że duży turniej znów wygra jego drużyna narodowa. Przypomnę jednak, że przed nami mistrzostwa świata, a nie Copa America.  

 

Argentyna złoto zdobyła dwukrotnie – u siebie w 1978 roku i w Meksyku w 1986, gdy na boisku prowadził ją Diego Armando Maradona. W czasach, gdy zachwycaliśmy się jego grą, „Złota Piłka” przyznawana była jednak jedynie piłkarzom z Europy. Jeżeli era Ronaldo i Messiego ma dobiec końca to kto wie, czy właśnie nie teraz. Nie jestem jednak pewien czy to oznacza, że Robert Lewandowski dozna wreszcie uczucia spełnienia. Tym bardziej, że z trójki Messi, Ronaldo, „Lewy” tylko ten pierwszy jest pewien, że zagra na mundialu. Nas i Portugalczyków w marcu czeka jeszcze barażowa batalia. Trudniejsza nawet dla piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego niż Polaków.

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie