Profesor na emeryturze. Grzegorz Fijałek ogłosił zakończenie kariery

Siatkówka
Profesor na emeryturze. Grzegorz Fijałek ogłosił zakończenie kariery
fot. FIVB
Londyn. Sierpień, 2012. Gdy piłka meczowa, to za mało... W dramatycznym ćwierćfinale na Horse Guards Parade, Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel przegrali tie-breaka z Alisonem i Emanuelem 15:17.

To nie było zaskoczeniem. W stosunkowo wąskiej społeczności polskiej siatkówki plażowej wszyscy spodziewali się tej decyzji od zakończenia minionego, olimpijskiego sezonu. Oficjalnie stało się to jednak faktem dopiero piątego stycznia. Tego dnia, Grzegorz Fijałek – nasz najbardziej utytułowany zawodnik w historii – oficjalnie ogłosił zakończenie zawodowej kariery.

Bartosz Heller: Panie profesorze polskich i światowych plaż. Nie powiem, że to był smutny dzień dla dyscypliny, ale na pewno symboliczny…

 

Grzegorz Fijałek: No tak. Dla mnie, po tylu latach ogłosić taką decyzję nie było łatwo. Siatkówka towarzyszyła mi przez całe życie i myślę, że dla każdego sportowca ten moment jest trudny. Ta decyzja chodziła mi już po głowie przed Tokio, gdzie szkoda, że  wszystko tak się potoczyło. Rok, w którym planowo miały się odbyć igrzyska zaczęliśmy z Michałem Brylem znakomicie, wygraliśmy turniej w Doha. Potem plany się pokrzyżowały. Stwierdziłem, że z tak zniszczonym barkiem nie będę w stanie podtrzymywać formy przez wiele miesięcy bez grania. Podjąłem decyzję o zabiegu, który de facto nie pomógł. Przez te wszystkie problemy zdrowotne ta decyzja przyszła mi łatwiej.

 

Jesteś jeszcze relatywnie młody. Starsze od ciebie legendy i ikony światowego beach volleya wciąż grają. Ale ze zdrowiem nie wygrasz.

 

Ze zdrowiem nie wygram. Cała moja kariera to była jedna walka ze zdrowiem. Ale wszystkie sukcesy, które odnosiłem były “kopem” i motywacją do dalszej walki. Kiedy stawałeś na podium, to odpłacało te wszystkie problemy. Jak patrzę na całą moją karierę – od hali zaczynając – to i tak się cieszę, że moje zdrowie, które zawsze gdzieś wisiało na włosku plus moje warunki fizyczne pozwoliły mi przez lata rywalizować z najlepszymi.

 

Marsylia. Lipiec, 2010. Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel z brązowymi medalami World Tour. Pierwsze polskie podium w historii cyklu. / fot. FIVB

 

Janne Ahonen – legenda skoków narciarskich - ogłosił właśnie, że mimo czterdziestu czterech lat na karku wystartuje w mistrzostwach Finlandii. Może Ty też jeszcze wrócisz?

 

Nie, nie. I tak odwlekam jeszcze jeden zabieg, piąty już z moim barkiem. Poprzednie cztery nie przyniosły efektów. Pracuję spokojnie na siłowni by tego uniknąć. Ale sport będzie mi towarzyszył przez całe życie. Serce się tego domaga. Biegam trzy razy w tygodniu po 10 kilometrów. Trzeba sobie ułożyć życie po karierze zawodnika.

 

Może zobaczymy się chociaż na MP oldbojów?

 

Nie mówię nie. Mam też pewne propozycje halowe, bo w sumie od tego moja kariera się zaczęła. Na razie po tych latach grania myślę głównie o mojej ręce. Siatkówka będzie mi towarzyszyła przez całe życie, ale z reprezentacyjną a nawet krajową na poziomie krajowym kończę definitywnie. Grać, żeby tylko sobie pograć? To mnie nigdy nie cieszyło. Zawsze walczyłem o najwyższe cele.

 

Jesteś jak na polskie realia – gdzie siatkówka plażowa jest niezmiennie sportem niszowym – graczem spełnionym. W parze z Mariuszem Prudlem, a potem z Michałem Brylem zdobyłeś siedemnaście medali w cyklu World Tour. Do tego dwukrotnie wywalczyłeś brąz ME. Zabrakło medalu MŚ,  a przede wszystkim wymarzonego olimpijskiego podium. Najbliżej szczęścia, wraz z Mariuszem, byłeś w Londynie. Choć wtedy paradoksalnie byłeś mniej doświadczony niż w Rio i Tokio.

 

Tak, ale znowu wracamy do zdrowia. Sześć miesięcy pauzowałem, bo miałem naderwany przyczep mięśnia czworogłowego w nodze. Rokowania były tragiczne. Mimo olimpijskiej kwalifikacji nie mogłem nawet biegać po piasku. Tak naprawdę, dopiero kilka tygodni przed Londynem zacząłem pracować czysto siatkarsko. Dzięki temu nie było z kolei  presji. I tylko szkoda tego meczu z Alisonem i Emanuelem. To spotkanie będę pamiętał do końca życia. Jedna piłka dzieliła nas od bycia w czwórce. Ale taki jest sport. To było coś pięknego, że w ogóle można było tam zagrać. Dojść do takiego poziomu i etapu. Każdy marzy o krążku IO I MŚ, ale myślę, że patrząc na całą moją karierę mogę być z siebie dumny. Kiedy patrzę sobie w lustro, to widzę, że zrobiłem wszystko co mogłem. Wracając do zdrowia, zawsze grałem i walczyłem – jako ten mniejszy i fizycznie słabszy - za dwóch. Dawniej nie mieliśmy takiego profesjonalnego wsparcia. Jak czułem, tak robiłem ćwiczenia. Jak czułem, że było mało, to sam sobie dokładałem. I teraz to wszystko wyszło.

 

Tokio. Sierpień, 2021. Michał Bryl i Grzegorz Fijałek, w trakcie jego ostatniego meczu w karierze. / fot. FIVB

 

Wiem, że boli ciebie ta wspomniana, niszowa pozycja siatkówki plażowej w polskim sporcie. Widzisz jakieś perspektywy rozwoju i promocji? To pytanie możemy wspólnie skierować do nowego prezesa PZPS – Sebastiana Świderskiego.

 

Marzy mi się by siatkówka plażowa w końcu urosła w Polsce, bo możliwości mamy niesamowite. Musimy ściągać młodych chłopaków do trenowania siatkówki plażowej z nadzieją, że będą lata później walczyć o medale MŚ czy IO. Z Mariuszem mieliśmy w sumie furę szczęścia. Prawdopodobnie jesteśmy jedyną parą w historii cyklu World Tour, która nigdy nie przegrała meczu w kwalifikacjach. Na pewno jestem gotów do pomocy. Całe życie walczyłem o promocję siatkówki plażowej. Dziękuję też ludziom ze związku, że wytrzymali ze mną przez te lata. Nie mieli ze mną łatwo, ale taki mam charakter.

 

Co dalej? W najbliższym czasie weźmiesz udział w egzotycznym projekcie twojego niedawnego rywala ze światowych piasków Aleksandrsa Samoilovsa. Obóz na Zanzibarze działa na wyobraźnię.

 

Dostałem zaproszenie na camp, który Sasza regularnie organizuje. Ludzie z całego świata przyjadą na amatorskie treningi. Chodzi tam głównie o zabawę z gośćmi, którzy czują plażowego bakcyla. Destynacja też robi swoje. Szkolenie można połączyć z wypoczynkiem a nawet safari. W końcu Aleksandrs to "Lion King".

 

A jakie są Twoje długofalowe plany? Widzisz siebie w roli trenera? Na pewno nie widzę Ciebie w roli działacza…

 

W roli działacza na pewno nie. A czy w roli trenera? To byłoby dobre zwieńczenie mojej kariery. Zjadłem zęby na siatkówce i nie ukrywam, że mam ogromna chęć pomocy, ale to nie zależy tylko ode mnie. Muszę wiedzieć, że komuś też na tym zależy. Przez kilkanaście lat podpatrywałem co się działo w Szkole Mistrzostwa Sportowego, jak zmienia się infrastruktura i baza w celu osiągnięcia jak najlepszych wyników. Teraz mamy jedne z najlepszych warunków do uprawiania plażówki oraz kilku dobrze zapowiadających się młodych, zdolnych i perspektywicznych chłopaków. Tyle tylko, że po zakończeniu szkoły będą dalej zapowiadającymi się grajkami, a nie już zawodnikami. I to boli najbardziej. Mamy Grzegorza Klimka, supertrenera kadry seniorów, który ma z nami olbrzymi bagaż doświadczeń. Ale czy ktoś ze szkoły próbował się czegoś od niego nauczyć czy podpatrzeć? Przykre jest to, że mamy tak mało ambitnych i pracowitych trenerów siatkówki plażowej.

 

Masz wspaniałą rodzinę. Teraz wreszcie będziesz miał więcej czasu dla niej. Najbliżsi na pewno są szczęśliwi po twojej decyzji.

 

Jak najbardziej. Muszę się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Na razie chodzę z żoną na siłownię i przypominam jej, że ruch jest bardzo ważny w obecnych czasach. A poza tym nadrabiam to co straciłem. Pierwsze słowa naszych dzieci słyszałem za pomocą komunikatorów społecznościowych. Teraz w końcu jestem pełnoetatowym ojcem. Czas na nowe życie po latach wyczynowego uprawiania sportu.

 

I na twoje ulubione wędkarstwo też będzie więcej czasu…

 

Rybki też będą, ale od maja. Ale powtarzam, że chciałbym zostać przy siatkówce. Życie pokaże jak to wszystko wyjdzie.

Bartosz Heller/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie