Person: Medal skoczka w Pekinie? To byłby cud. Nawet górale nie wierzą

Zimowe
Person: Medal skoczka w Pekinie? To byłby cud. Nawet górale nie wierzą
Fot. Cyfrasport
Andrzej Person: Jakby miał decydować rozsądek, to musiałbym powiedzieć, że nie mamy żadnych szans na medal. Słoweńcy, Norwegowie, Austriacy czy Niemcy biją nas w tej chwili na głowę. Medal dla skoczka? To musiałby być jakiś cud. akby ktoś miał tego cudu dokonać, to chyba tylko Kamil Stoch.

W Pekinie medale rozda omikron. Polskie szanse? Są raczej kiepskie, ale liczę na łyżwiarzy. Jestem też zakochany w skokach, ale medal byłby cudem. Takim jak złoto Fortuny w Sapporo. Choć może Stoch sprawi niespodziankę. Medal byłby dla niego pięknym ukoronowaniem kariery – mówi nasz ekspert Andrzej Person.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Igrzyska tuż, tuż, a my jesteśmy atakowani doniesieniami o kolejnych pozytywnych testach na koronawirusa.

 

Andrzej Person, ekspert Polsat Sport: I przybywa naszych. Właśnie czytam, że Czerwonka, Czyszczoń, Skonieczny i Krzysztofiak są zakażeni. Pytanie, co dalej. Wydawało się, że igrzyska w Tokio były pierwszymi i ostatnimi, które odbywały się w cieniu walki z COVID-19. Zbliża się jednak Pekin i mamy to samo. Widzimy zakapturzonych ludzi witających kolejne ekipy na lotniskach. Dla mnie to są obrazki, jak z Marsa. My, fanatycy sportu, często przesadzamy, mówiąc, że sport jest najważniejszy, że rządzi światem. Sam napisałem, że jest. A jednak ważniejsze jest to, co dzieje się wokół koronawirusa. Jest tyle zakażeń, że czasem się zastanawiam, czy to się na pewno odbędzie.

 

Pekin ma pecha, bo ten nowy wariant, czyli omikron, jest wyjątkowo zaraźliwy.

 

I mówiąc o medalowych szansach trzeba tego omikrona wziąć pod uwagę. On będzie miał wpływ na wyniki. Choć mam nadzieję, że to ryzyko zakażeń będzie mocno ograniczone przez specyfikę igrzysk. Bo jednak te zimowe igrzyska, to mniej uczestników niż w letnich, a przez to też mniej widzów. Inna spawa, że w Tokio też zminimalizowano ryzyko, robiono je praktycznie bez widzów. Zasadniczo nad przyszłością zimowych igrzysk trzeba się poważnie zastanowić.

 

Dlaczego?

 

Bo one mocno ingerują przyrodę, a świat przywiązuje coraz większą wagę do ekologii. Wycinanie brzózek, które widzieliśmy w Soczi, to jest możliwe tylko w królestwie Putina, albo w Pekinie. Nie bez powodu o igrzyska 2022 walczyły Kazachstan i Chiny. Choć trudno byłoby sobie wyobrazić igrzyska w Kazachstanie, gdzie niedawno ludzie ginęli na ulicach. I tam miałaby się odbyć olimpiada.

 

Właśnie.

 

Widać jednak światełko w tunelu. Następne igrzyska letnie i zimowe, to będzie powrót do korzeni. Z jednej strony Paryż, z drugiej Cortina d’Ampezzo, gdzie odbyły się jedne z pierwszych igrzysk zimowych. Może przez wzgląd na te wybory wieszczenie upadku idei olimpijskich jest nie do końca słuszne. Teraz jest Pekin i zagrożenie COVID-em, ale jest też to światełko związane z nie tak znowu odległą przyszłością.

 

Pan powiedział, że koronawirus może rozdać medale.

 

Tak będzie. Nie wiemy, czy wszyscy zawodnicy zdołają dolecieć, nie wiemy ilu teraz lub za chwilę znajdzie się w izolacji, nie wiemy, jak przebyte zakażenie odbije się na ich formie. Tak sobie myślę, że przed każdymi zawodami będziemy pytać: czy nasi zdrowi, czy rywale zdrowi i tak dalej.

 

Nasze szanse?

 

Szczerze mówiąc, to nie są one za duże. Staram się być jednak optymistą, zważywszy na to, co przeżywaliśmy w przeszłości. Pamiętam, że byłem w szoku, kiedy usłyszałem głos Bohdana Tomaszewskiego, który powiedział, że nasz Wojciech Fortuna zdobył złoto. Przeżyłem wtedy taki sam szok, jak niedawno, gdy złoto wychodził Tomala. Fortuna błysnął w Sapporo, w Japonii. W tej samej Japonii, w której w 1998 roku, tyle że w Nagano, Małysz płakał z powodu odległego miejsca. Dwa lata później Małysz był już jednak najlepszy, swoje medale z igrzysk przywiózł.

 

A teraz?

 

Może łyżwiarze, choć ja jestem zakochany w skokach. Jak wszyscy. U mnie to stara miłość. Pamiętam takie zawody FIS w Zakopanem w 1962 roku, gdzie było ponad 100 tysięcy widzów. To pokazuje, że u nas ta fascynacja skokami to jest od dawna. Wtedy jeszcze skakał Marusarz, a Zakopane było prawdziwą zimową stolicą Polski, tam się skupiało życie, tam wszystko, co związane ze sportami zimowymi, nabierało dodatkowego znaczenia. Wróćmy jednak do teraźniejszości. Jakby miał decydować rozsądek, to musiałbym powiedzieć, że nie mamy żadnych szans na medal. Słoweńcy, Norwegowie, Austriacy czy Niemcy biją nas w tej chwili na głowę. Medal dla skoczka? To musiałby być jakiś cud. Trochę taki, jak medal Wojtka Fortuny w 1972. Jakby ktoś miał tego cudu dokonać, to chyba tylko Kamil Stoch. Dla niego takie złoto byłoby świetnym zakończeniem kariery, ukoronowaniem. On już ma medale olimpijskiego, ale kolejny, złoty, to byłoby coś. Ne ma nic lepszego, jak pierwsze miejsce na igrzyskach. Jednak złoto dla skoczka, to pobożne życzenie większości naszych kibiców.

 

Może jednak coś z tego będzie?

 

Byłem niedawno na turniejach w Zakopanem, gdzie spotkałem ludzi, którzy z pokolenia na pokolenie są w skokach, czy sportach zimowych. Rozmawialiśmy, chciałem poznać ich zdanie. No i tam optymizmu wielkiego nie było.

 

Na igrzyska nie leci wspomniany przez pana Małysz.

 

I to jest ogromna strata. Małysz to działacz, ale i też człowiek, w którego nasi zawodnicy wierzą. To jest gigant, wybitna postać, ktoś z autorytetem. Są wielcy miłośnicy sportu, którzy nie są autorytetami, bo nie startowali na igrzyskach i nie zdobyli medalu. Ja byłem na piętnastu igrzyskach zimowych w różnych rolach, ale zamieniłbym to wszystko na jedne w roli zawodnika. Nie dostałem jednak talentu. Małysz talent dostał i jest żywą legendą. Szkoda, że nie leci, bo jego obecność wiele by dała. Pamiętam, że w Soczi był i widziałem, co się wokół niego działo. To tak, jak w piłce nożnej. Zawodnicy inaczej odbierali prezesa Bońka, a inaczej Listkiewicza. Przy całej sympatii dla tego drugiego, to jednak Boniek był przez piłkarzy bardziej ceniony.

 

Ma pan jakieś marzenie związane z Pekinem?

 

Tak. Marzyłby mi się polski medal w łyżwiarstwie figurowym. Zwłaszcza że ja wywodzę się z Torunia, a przecież mamy tancerzy z Axla. Jednak już miejsce w dziesiątce będzie dla nas sukcesem. Dodam, że ja lubię łyżwiarstwo ze względu na estetykę, ale i też to, że na widowni zasiadają koneserzy, fanatycy. To inna publiczność niż na biathlonie czy skokach. No i widzimy sędziny w futrach. Wiadomo, że z Rosji. Kiedy jednak każdy myśli, że przez to Rosjanka dostanie lepszą notę, to się może zdziwić. Jest takie powiedzenie, że dobre noty dostają ci, którzy są z futrem zaprzyjaźnieni. Bo sędzina w futrze mieszka na Florydzie i na przykład trenowała jakąś parę. Tak to wygląda.

 

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie