Piotr Zieliński - tramwajem wodnym po mistrzostwo Włoch i transfer do Bayernu?
SC Napoli zdobywało scudetto tylko wtedy, gdy grał tam Diego Maradona (1987 i 1990). Czy Piotr Zieliński poprowadzi klub po trzeci tytuł? Wygrana w Wenecji to kolejny krok. Polak zszedł z boiska na szczęście nie z powodu kontuzji kolana, ale tylko skurczu łydki. Przed nim teraz superważne mecze: na szczycie Serie A z Interem Mediolan i z Barceloną w Lidze Europy. Będą go bacznie obserwować przedstawiciele Bayernu Monachium i Liverpoolu. Jest też monitorowany przez Manchester City i Real Madryt.
To chyba jedyne takie miejsce na ziemi, gdzie piłkarze i kibice docierają na mecz tramwajami wodnymi, łodziami, gondolami, jachtami. Stadion Pier Luigi Penzo, na którym swoje mecze w Serie A rozgrywa Venezia, położony jest bowiem na wyspie Świętej Heleny, dookoła trybun rozlewają się wody Adriatyku i licznych kanałów. Za jedną z bramek widać szczyty żagli z zacumowanych jachtów.
Podczas wypadu na narty w Dolomity nie mogłem sobie odmówić przyjemności zobaczenia występu na wyspie w pobliskiej Wenecji Piotra Zielińskiego, walczącego o mistrzostwo Włoch w barwach Napoli. Akurat sobotnie derby Mediolanu ułożyły się dla klubu spod Wezuwiusza znakomicie, bo AC Milan wygrał 2:1 z Interem i tabela Serie A mocno się spłaszczyła. W przypadku wygranej z Venezią Napoli wyprzedzało Milan i wskakiwało na drugie miejsce, już tylko punkcik za liderującym Interem (który ma jednak rozegrany jeden mecz mniej). Juventus pozostał daleko za plecami tej trójki, traci do Napoli już 7 punktów, mimo wygranej w weekend z Veroną 2:0 (Dusan Vlahovic w debiucie potrzebował tylko 13 minut na strzelenie gola).
Bilety na mecz na wyspie - wyprzedane
Bilety na tramwaj wodny spod słynnego weneckiego mostu Rialto na stadion Venezii kosztują 7,50 euro. Podczas rejsu zaliczamy 10 wodnych przystanków na Grande Canale i fragmencie Adriatyku, mijamy plac i kościół Świętego Marka (punkt obowiązkowy dla wszystkich turystów) i docieramy do stacji Santa Elena, nieopodal której znajduje się na tej wyspie Stadio Pier Luigi Penza. Kibice w szalikach Venezii i Napoli płyną wspólnie na gondolach w przyjaznej atmosferze, nie ma obaw, że ktoś kogoś będzie chciał wyrzucić za burtę i zatopić jeszcze przed meczem.
Obejrzeć ten mecz nie jest łatwo. Stadion Venezii jest najmniejszy w lidze włoskiej, może pomieścić tylko około 11 tysięcy widzów (miasto liczy około 260 tysięcy mieszkańców). Władze Serie A tylko warunkowo dopuściły go do rozgrywek, bo minimum pojemności wynosi 16 500 widzów. Występ Napoli z Insigne, Osimhenem, Zielińskim, Ruizem, Mertensem (Koulibaly wyjechał na Puchar Afryki), wywołuje w Wenecji duże zainteresowanie, nic dziwnego, że już tydzień przed meczem wszystkie bilety (w cenach od 50 do 250 euro) zostały wyprzedane.
Obiecałem jednak swojemu synowi Szymonowi, że pojedziemy obejrzeć Napoli, więc kontaktuję się z Piotrem Zielińskim, pytając, czy może pomóc w zdobyciu biletów. Piotrek, chociaż jest w dalekim Neapolu i przyjmuje właśnie w gościnie nowego selekcjonera reprezentacji Polski Czesława Michniewicza, okazuje się bardzo pomocnym i przyjaźnie nastawionym do rodaków człowiekiem. Wysyłamy mu skany dowodów osobistych i po dwóch godzinach mamy bilety na mailu do wydrukowania. Zielińscy w Italii muszą trzymać się razem.
Zielińscy pomagają dzieciom
Rodzina Zielińskich słynie z pomocy innym. Rodzice Piotra Zielińskiego od 2002 roku prowadzą w Ząbkowicach Śląskich dwa domy dziecka, głównie dla dzieci z rodzin patologicznych, w których nadużywa się alkoholu. Nie tylko nimi kierują, ale są jakby rodziną zastępczą dla tych maluchów (mogą tam przebywać dzieci nie tylko do 18 lat, ale nawet młodzież do 25 roku życia, jeśli studiuje). Piotr kilka lat temu zdobył się na piękny gest i zakupił dwa domy w Ząbkowicach, które zostały wyremontowane, dobrze wyposażone, dzięki czemu młodzi podopieczni mają świetne warunki.
Stowarzyszenie prowadzące domy dziecka działa pod szyldem „Piotruś Pan”, od imienia piłkarza, który podczas pobytów w rodzinnych stronach zawsze zagląda do ośrodka. Gra z dzieciakami w piłkę, zakupił dla nich sprzęt elektroniczny i komputerowy, pomocny w nauce i zabawie. Gdy rozmawiam o tym z synem, żartujemy, że „wszyscy Zielińscy, to fajne chłopaki”.
Jak w Chorzowie albo Płocku 30 lat temu
Ale wracamy do Wenecji. Stadion, na którym Piotr i Napoli będą próbowali ograć siedemnasty zespół Serie A, z zewnątrz wygląda trochę jak muzeum, albo galeria handlowa, ale w środku mamy wrażenie jakbyśmy przenieśli się w czasie i przestrzeni. Obiekt ma tylko jedną niewielką krytą trybunę z blaszanym daszkiem. Pozostałe trzy są odkryte, na szczęście tego dnia nie pada deszcz. Czujemy się tak, jakbyśmy w przenieśli się na stadion Ruchu Chorzów albo Wisły Płock w latach 90-tych.
Stadion jest jednym z dwóch najstarszych we Włoszech - powstał w 1913 roku. Kilkukrotnie był remontowany. W 1971 roku został zniszczony przez tornado i odtąd trzy trybuny od strony morza są tylko rozkładane, przenośne, by można je było zdemontować w przypadku powodzi. Władze Wenecji obiecały zbudowanie w najbliższym czasie nowego obiektu dla klubu, w zupełnie innym miejscu, bo tego na wyspie nie da się rozbudować. Przede wszystkim chodzi jednak o to, by na mecze nie trzeba było docierać wyłącznie transportem wodnym, co poważnie ogranicza frekwencję na trybunach.
Nowy stadion na 25 tysięcy miejsc ma być zlokalizowany w dzielnicy Tessera i połączony z centrum handlowym. Tuż obok tego miejsca biegnie autostrada, tylko dwa kilometry do międzynarodowego lotniska, a nieopodal planowana jest budowa stacji kolejowej. Wtedy już nie będzie kłopotu z transportem kibiców.
Póki co, tifosi Napoli musieli wsiąść do gondoli, by obejrzeć Zielińskiego i spółkę. Choć z Neapolu do Wenecji jest ponad 700 kilometrów, na meczu pojawiło się aż około 500 fanów z Neapolu. Dopingowali bardzo głośno i przez cały mecz, kilka razy obraźliwie prowokując fanów gospodarzy, którzy nie pozostawali im dłużni. Mój syn przechodził skróconą lekcję nauki potocznego języka włoskiego, pytając co to znaczy „vaffanculo”, którym raczyli się szalikowcy obu klubów. Kibice Napoli wymachiwali wielką flagę z napisem „Napoli” i „Curva A”, co znowu wzbudziło zainteresowanie syna. Curva to włosku sektor, zakole na stadionie.
Śladami Diego Maradony
Kibice z Neapolu pojadą za swoim zespołem choćby i na koniec świata. A na pewno w każdy zakątek Włoch, tak bardzo pragną mistrzowskiego tytułu dla swojego klubu. Na pierwszy musieli czekać kilkadziesiąt lat, aż do przybycia piłkarskiego Mesjasza, który w Argentynie i Neapolu ma od kilku dekad status Boga – Diego Maradony. 1987 i 1990 – te dwie daty pod Wezuwiuszem są święte. W tych latach Maradona poprowadził Napoli po scudetto. Dla kibiców z Neapolu i okolic te tytuły to znacznie więcej niż mistrzostwo kraju, triumf piłkarski. To zwycięstwo biednego południa nad znienawidzoną, bogatszą północą Włoch.
Nie jest tajemnicą, że w tamtych triumfach, w finansowaniu klubu, pomagała włoska mafia – Comorra, z której bossami boski Diego nie raz się spotykał i imprezował. Dziś stadion Napoli nosi imię Diego Maradony, a klub utrzymuje już raczej nie mafia, ale obrzydliwie bogaty i ekscentryczny producent filmowy Aurelio de Laurentiis, który raczej za symbol biednego południa uchodzić nie może. Jemu i kibicom Napoli marzy się scudetto, na które czekają od czasów Maradony od 1990 roku. Cztery razy byli blisko, De Laurentiis stworzył bardzo mocną drużynę, ale w 2013, 16,18 i 19 roku skończyło się „tylko” wicemistrzostwem Italii.
Od roku Zieliński gra znakomicie i powtarzalnie
W pewnym momencie porywczy właściciel klubu skierował nawet swoich zawodników na karne zgrupowanie po jednej z porażek. W klubie doszło do konfliktu, atmosfera w szatni się popsuła. Niektórzy zawodnicy, którzy postawili się prezydentowi, zostali odsunięci od składu, inni chcieli zmienić klub, a De Laurentiis groził, że go sprzeda. Ostatnio atmosfera się poprawiła, wyniki też są niezłe i stworzyła się realna szansa na mistrzostwo Włoch. Czy Zieliński jak Maradona będzie tym liderem, który poprowadzi Napoli po scudetto? Pozycję na boisku ma podobną. Umiejętnościami trudno kogokolwiek porównywać do boskiego Diego, Piotr aż takich rajdów przez pół boiska, kiedy mija się kilku rywali - nie robi, ale wiele piłkarskich walorów ma podobnych.
Od roku Polak gra znakomicie, nie jest już tak chimeryczny jak dawniej. Rok 2021 w Serie A należał do niego. Nabrał pewności siebie, wziął odpowiedzialność za grę drużyny, jest liderem. Statystyki też są lepsze, strzela więcej goli, notuje więcej asyst. Jego gra jest dobra i powtarzalna. Nie znika już na wiele minut, czy na kilka słabszych meczów. W meczu z Milanem był nawet kapitanem Napoli. Widać, że trener Luciano Spalletti jest wielkim miłośnikiem jego talentu, ceni Zielińskiego i ufa mu. Ustawił drużynę pod Polaka.
W Wenecji „Zielek” też wyszedł na pozycji ofensywnego pomocnika, grając tuż za plecami wysuniętego napastnika, którym jest Nigeryjczyk Victor Osimhen. Polak ma dużo swobody, jest takim wolnym elektronem. Porusza się z przodu w różnych sektorach, trochę jak Messi w Barcelonie, czy reprezentacji Argentyny. W ten sposób ma więcej okazji do zaprezentowania swojego niekonwencjonalnego dryblingu, poszukania pozycji do strzału, czy zagrania z klepki, albo prostopadłej piłki do partnerów.
Ukochane dziecko Spallettiego
Widać, że koledzy z zespołu mu ufają. Często podają do niego piłkę, Piotr co jakiś czas pokrzykuje do kolegów, pokazuje ręką gdzie mają pobiec, jak się ustawić, jak zagrać. To już jest Pan Piłkarz. Jeszcze 2-3 lata drużyną nie tylko w szatni, ale i na boisku rządzili Lorenzo Insigne, czy Dries Mertens. W tym sezonie na murawie już widać, że najlepszy i najważniejszy jest Zieliński – ukochane dziecko Spallettiego.
Oprócz niego najważniejszą postacią w zespole jest teraz Fabian Ruiz, który znakomicie rozgrywa piłkę, rozpoczynając akcje Napoli. Kiedy Insigne ma lekki kryzys formy, Mertens zaczyna często na ławce rezerwowych, a Osimhen dopiero dochodzi do pełnej dyspozycji po kontuzji – gra Napoli opiera się na Zielińskim i Ruizie oraz świetnej defensywie. Napoli straciło w tym sezonie najmniej goli w Serie A – tylko 16.
Podobnie było w Wenecji, ale to był trudny mecz dla Napoli. Gospodarze grali bardzo defensywnie, murowali całym zespołem na własnej połowie. Piotr w pierwszej połowie był najlepszym zawodnikiem na boisku. Dwa razy znakomicie przyspieszył akcje zespołu, zagrywając z pierwszej piłki. Chwilę później popisał się kapitalną, wirtuozerską podcinką do Osimhena. To Polak oddał też pierwszy groźny strzał, ale bramkarz Venezii nie dał się zaskoczyć. Do przerwy było jednak 0:0.
Venezia robiła wszystko, by zdobyć choćby punkt i ratować się przed spadkiem do Serie B. Nastawili się na kontrę, ale szybki jak błyskawica Nigeryjczyk David Okereke miał bardzo mało okazji do zaprezentowania swoich rajdów. Nie wychodziły dryblingi mistrzowi Europy z Portugalią, byłemu gwiazdorowi Manchesteru United – Naniemu, który ma już 36 lat i najlepszy okres w karierze za sobą. Poza tym musi się zaaklimatyzować w Wenecji. Jeszcze w listopadzie na antenie Polsatu Sport komentowaliśmy jego mecze w barwach Orlando w amerykańskiej MLS.
Hity z Interem i Barceloną
Po przerwie Zieliński miał mniej błyskotliwych zagrań, ale to on zapoczątkował akcję, która dała Napoli prowadzenie 1:0 po strzale głową Osimhena. W 85 minucie przeżyliśmy jednak chwile grozy. Polak zderzył się z rywalem i długo leżał na murawie, trzymając się za nogę i zwijając z bólu. Lekarz Napoli sprawdzał jego staw kolanowy, Polak pokazał w kierunku trenera, że konieczna jest zmiana.
W kontekście meczu z Rosją i barażowego turnieju o mundial w Katarze była to fatalna wiadomość dla polskich kibiców. Piotr zszedł z murawy utykając. Po meczu wysłałem mu esemesem pytanie, co stało się z nogą, jaka jest diagnoza lekarza. Odpisał, że na szczęście nie wygląda to na nic poważnego, że był to tylko skurcz mięśnia. Może też trochę boiskowego sprytu i gry na czas, bo do końca było zaledwie kilka minut, Napoli prowadziło 1:0, było nerwowo, a przerwa w grze i podwójna zmiana, wybiły zdesperowaną Venezię z rytmu.
Po zabójczej kontrze Napoli wygrało na wyspie Świętej Heleny 2:0, wyprzedziło AC Milan i jest już wiceliderem. Traci już tylko jeden punkt do Interu, z którym zagra w najbliższą sobotę na własnym stadionie w meczu na szczycie Serie A. Ależ szykuje się hit. To będą bardzo ważne dni dla Zielińskiego i Napoli, bowiem 17 i 24 lutego zmierzą się z Barceloną w Lidze Europy. Dla Piotra będzie to nie tylko walka o mistrzostwo Włoch i triumf w Lidze Europy, ale też świetna okazja do promocji. Z Venezią wyglądało, że Piotr jest pod względem motorycznym, szybkościowym przygotowany na 80-90 procent. Jeśli będzie 100 procent, to jego dryblingi, kierunkowe przyjęcia piłki, będą jeszcze szybsze i nieuchwytne dla rywali.
Sześć milionów euro pensji, 110 odstępnego
W Neapolu coraz częściej mówi się o tym, że w lipcu Zieliński może być bohaterem wielkiego transferu. Po długich negocjacjach Polak przedłużył umowę z klubem do 2024 roku, dzięki czemu dostał ogromną podwyżkę – z ok. trzech do sześciu milionów euro brutto za sezon (około 27 mln zł). Jednak coś za coś. De Laurentiis dzięki tej szczodrości mógł do kontraktu Polaka wpisać kosmiczną kwotę odstępnego – 110 milionów euro.
Tyle raczej nikt nie zapłaci, ale włoscy dziennikarze twierdzą, że właściciel Napoli sprzeda Polaka, jeśli któryś z europejskich gigantów zdecyduje się wyłożyć 55-60 mln euro. Zieliński byłby wówczas zdecydowanie najdroższym polskim piłkarzem w historii (Robert Lewandowski przechodził do Bayernu na zasadzie wolnego transferu).
Bayern czy Liverpool, a może City?
Właśnie najbliższe mecze z Interem i Barceloną mogą zdecydować o przyszłości Zielińskiego. Do klubu i włoskich żurnalistów docierają informacje, że podczas tych spotkań Polak ma być wnikliwie obserwowany przez przedstawicieli Bayernu Monachium i Liverpoolu. Trener Juergen Klopp od wielu lat obserwuje Polaka, jest admiratorem jego talentu i już kilkukrotnie angielskie, włoskie i polskie media sygnalizowały, że Zieliński może trafić na Anfield Road. Tym razem może to być tym bardziej realne, że Klopp myśli o przebudowie Liverpoolu, bo zdaje sobie sprawę, że w nieskończoność nie da się wszystkiego opierać na tercecie Salah – Firmino – Mane.
Kto wie, czy jednak Kloppa nie uprzedzą jego rodacy z Monachium. Coraz głośniej mówi się o tym, że Bayern poważnie myśli o kupnie po zakończeniu tego sezonu Zielińskiego, którego rekomenduje też Robert Lewandowski i wkrótce ma dojść do rozmów działaczy z Bawarii z Laurentiisem. Być może w parze z rodakiem dla Piotra byłaby to pewniejsza opcja niż ryzykowny transfer do Liverpoolu. Duet Lewandowski – Zieliński w Bundeslidze? Czemu nie.
To nie jest jedyny klub z Premier League, który obserwuje Polaka z Napoli. Grę Zielińskiego od pewnego czasu monitoruje także Manchester City, nie tracą go też z pola widzenia trenerzy i skauci Realu Madryt. Już w 2017 roku hiszpańskie media pisały o zainteresowaniu „Królewskich” Polakiem. Zieliński to taki typ piłkarza, jaki lubi trener City – Pep Guardiola. Świetny technik, z bardzo dobrym dryblingiem i zmysłem do gry kombinacyjnej.
Jeśli Napoli zdobędzie mistrzostwo Włoch i ta wiosna będzie należała do Zielińskiego, wszystko zdarzyć się może. Łącznie z tym, że dojdzie do walki gigantów o Polaka. Wtedy Laurentiis będzie zacierał ręce. Niby po takim sukcesie nie powinien puścić swojego gwiazdora, ale z drugiej strony będzie to najlepszy moment do wywindowania ceny za Polaka. Przede wszystkim jednak Zieliński i Napoli muszą grać w najbliższych miesiącach na najwyższym poziomie.
Piłkarsko jest lepszy niż Lewandowski
Mamy nadzieję, że Piotr to już dziś inny piłkarz niż 2-3 lata temu. Dojrzały, powtarzalny, że powoli staje się prawdziwym liderem i Napoli i reprezentacji Polski. Czesław Michniewicz bardzo na niego liczy w barażach. Odwiedził go po swojej nominacji jako drugiego piłkarza po Robercie Lewandowskim. Teraz czas, by razem zdobyli Moskwę.
Tak naprawdę możliwości Piotra Zielińskiego są nieograniczone. Stricte piłkarsko, pod względem techniki, dryblingu, podania, strzału z dystansu, Zieliński jest nawet lepszy od Lewandowskiego. Możliwościami na swojej pozycji dorównuje Kevinowi de Bruyne. Nie zawsze jednak potrafił to pokazać.
Jeden z kolegów przysłał mi wczoraj esemesa takiej treści: „Piotrek pozytywna postać, tylko nikt nie pracuje – w sensie coachingu – nad jego głową. Jakby był lepiej przygotowany mentalnie, to by był blisko Lewandowskiego. Ale nie ma mu kto o tym powiedzieć, że powinien pracować z coachem mentalnym i wzmocnić psychikę”.
Ostatnio to wszystko zmienia się jednak u Piotra na lepsze. Jest coraz mocniejszy psychicznie. Gdyby miał od początku charakter, mental, życiową przebojowość Bońka, Lewandowskiego, czy Cristiano Ronaldo, którzy są typowymi samcami alfa, być może mielibyśmy już Polaka ze „Złotą Piłką”. Przed Piotrem jednak jeszcze kilka lat wielkiego grania i nic jeszcze nie jest niemożliwe. Tylko on sam musi w to uwierzyć i permanentnie przez 90 minut rządzić i błyszczeć na boisku, nie chować się, nie znikać, jak dawniej. To już jest przecież nie Piotrek, ale Pan Piotr, mąż, ojciec i lider znakomitego zespołu. Być może mistrza Włoch.
Przejdź na Polsatsport.pl