Resovia znów zawiodła. Czas na zmiany?

Siatkówka
Resovia znów zawiodła. Czas na zmiany?
fot. Cyfrasport
Asseco Resovia Rzeszów znowu zawiodła swoich kibiców.

Mają praktycznie wszystko - jeden z największych budżetów w PlusLidze, gwiazdorski skład, w którym aż kipi od indywidualności, niesamowicie doświadczonego i utytułowanego trenera oraz świetnych kibiców. Jednak od kilku lat brakuje sukcesu. Asseco Resovia Rzeszów znów zawiodła.

Rzeszowianie przegrali ćwierćfinałową batalię z Aluron CMC Wartą Zawiercie i kolejny raz zabraknie ich w strefie medalowej. "Jurajscy Rycerze" byli w tej rywalizacji o wiele lepsi i zasłużenie zameldowali się w półfinale. Resovii pozostaje walka o niższe lokaty.

 

Drużyna ze stolicy Podkarpacia zawiodła już w rundzie zasadniczej, zajmując dopiero piąte miejsce z przeciętnym bilansem 14 zwycięstw oraz 12 porażek. Podopieczni Marcelo Mendeza zanotowali kilka wstydliwych wpadek, jak niepowodzenia ze Ślepskiem Malow Suwałki czy beniaminkiem LUK Lubin - dodatkowo na własnym parkiecie.

 

ZOBACZ TAKŻE: PlusLiga: Aluron CMC Warta Zawiercie zagra w półfinale!

 

Wpadki oczywiście się zdarzają - vide sensacyjna porażka Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z Cerrad Czarnymi Radom, ale tutaj - tytułem dygresji - należy zdefiniować słowo "wpadka". W aspekcie sportowym oznacza ono potknięcie się z niżej notowanym rywalem, mimo znajdowania się w dobrej formie. W kontekście Resovii nie możemy powiedzieć, że znajdowała się w takowej, więc należałoby zastanowić się czy porażki "Pasów" z takimi zespołami to były faktycznie "wpadki", a może po prostu zwiastun nadciągającego kataklizmu.

 

Są indywidualności, nie ma drużyny

 

Dla Resovii kolejny nieudany sezon to naprawdę kataklizm. W klubie mogą rzecz jasna robić dobrą minę do złej gry, można również tłumaczyć się truizmami, że "to tylko sport". Nie do końca, ponieważ w Rzeszowie kolejny raz stworzono drużynę za wielkie pieniądze - jedną z najdroższych w całej PlusLidze, a być może nawet w Europie. Gigantyczne - jak na siatkarskie warunki, kontrakty, wielkie nazwiska, a tymczasem Resovia praktycznie kończy sezon, bo dla takiego klubu rywalizacja o miejsca 5-8 to olbrzymia porażka.

 

I znowu trzeba użyć słowa "wpadka". Gdyby w przypadku Resovii to była wpadka - po kilku latach świetnej postawy, medali mistrzostw Polski, gry o najwyższe cele - rozgoryczenie byłoby również duże, ale chyba łatwiejsze do zaakceptowania, ponieważ nikt nie ma monopolu na wygrywanie. Od czasu do czasu każdy ma prawo do słabszej formy.

 

Problem polega na tym, że w Rzeszowie na awans do strefy medalowej PlusLigi czekają od 2017 roku! Dla takiego klubu to wieczność. Ostatni medal (srebrny) Resovia zdobyła rok wcześniej. Szczyt kryzysu nastąpił w kampanii 2019/2020. Wówczas ekipa z Podkarpacia zajęła... 13. miejsce - przedostatnie. Sezon nie został dokończony z powodu pandemii, ale kilka tygodni wcześniej Resovii autentycznie groził spadek, którego ostatecznie doświadczyli siatkarze z Bydgoszczy.

 

W poprzednim sezonie Resovia zajęła piąte miejsce, a więc to, co obecnie może maksymalnie osiągnąć. Jak na drużynę, w której widnieją takie nazwiska, jak Maciej Muzaj, Sam Deroo, Jakub Kochanowski, Fabian Drzyzga, Klemen Cebulj, Rafał Buszek czy Paweł Zatorski - to "trochę" za mało, przy czym słowo "trochę", to duży eufemizm.

 

Aby opisać listę sukcesów każdego z tych zawodników, trzeba byłoby poświęcić temu naprawdę sporo czasu. Ich siatkarskie CV jest imponujące, podobnie jak trenera Marcelo Mendeza, który przecież sensacyjnie sięgnął po brązowy medal igrzysk olimpijskich z Argentyną na imprezie w Tokio. Wcześniej był autorem potęgi brazylijskiego zespołu Sada Cruzeiro, z którym siedmiokrotnie zdobył mistrzostwo Ameryki Południowej (odpowiednik Ligi Mistrzów), sześciokrotnie mistrzostwo Brazylii i trzykrotnie Klubowe Mistrzostwo Świata.

 

Błędne koło Resovii

 

Wydawałoby się, że taka drużyna jest skazana na sukces. Kolejny raz przekonujemy się jednak, że nazwiska nie grają, a za wydane monstrualne pieniądze nie da się "kupić" sukcesu. W Rzeszowie śmiało można mówić o przedłużającej się żałobie. Nawet kibicom, co zrozumiałe, puszczają nerwy. Mówią o wstydzie, o złym zarządzaniu klubem, nie brakuje mocniejszych komentarzy, a także tych szyderczych.

 

Być może Resovia chce zbyt nachalnie osiągnąć sukces. Być może Resovia chce zbyt szybko stworzyć potęgę na miarę niegdyś PGE Skry Bełchatów, czy obecnej w postaci Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Być może Resovia wpadła w błędne koło, ponieważ każdy kolejny sezon zakończony niepowodzeniem sprawia, że działacze są jeszcze bardziej niecierpliwi i chcą za wszelką cenę być na topie - popełniając przy tym szereg błędów, bo sport kocha cierpliwość, a nie znosi pośpiechu.

 

Kto wie, być może w Resovii potrzebna jest zmiana - niekoniecznie na niwie personalnej, ale bardziej na niwie mentalnej. Być może rzeszowianie powinni zmienić swoje podejście do polityki transferowej, zarządzania klubem, stawianych celów, tak aby w końcu nawiązać do dawnej potęgi Skry czy ZAKSY, ale również, a może przede wszystkim swojej własnej. Pamiętajmy, że klub z Rzeszowa zanim zaczął ponownie liczyć się w walce o złoto PlusLigi, musiał przejść długą drogę, która ostatecznie została zwieńczona mistrzostwami kraju w 2012, 2013 oraz 2015 roku.

 

Resovia pójdzie śladem AZS-u Częstochowa?

 

Obecny casus Resovii przypomina nieco ten AZS-u Częstochowa sprzed lat. Przed sezonem 2005/2006 akademicy zmienili swoją politykę stawiania na młodzież i postanowili ściągnąć amerykański zaciąg w postaci Brooka Billingsa, Phila Eathertona i Davida McKenziego, aby jak najszybciej dogonić uciekającą reszcie stawki Skrę Bełchatów. Sezon później do AZS-u dołączył jeszcze jeden Jankes Riley Salomon. Zakontraktowano też doświadczonego i utytułowanego trenera z Holandii - Harry'ego Brokkinga. Ale sukcesu nie było. Wręcz przeciwnie - skończyło się na dwóch rozczarowujących sezonach zwieńczonych czwartym miejscem, co wówczas pod Jasną Górą odebrano jako wielką porażkę. Sukces nadszedł w najmniej oczekiwanym momencie - w sezonie 2007/2008, kiedy częstochowianie nie byli upatrywani w roli faworyta do medalu. Tymczasem udało się awansować do finału PlusLigi (porażka ze Skrą), zdobyć Puchar Polski i pokazać się ze świetnej strony w europejskich pucharach (wyeliminowanie naszpikowanej gwiazdami Iskry Odincowo). To pokazuje, że na sukces trzeba pracować latami, a cierpliwość niejednokrotnie jest cenniejsza od pieniędzy i wysokiego budżetu.

Krystian Natoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie