Dziś wielkie otwarcie stadionu ŁKS. A kiedyś? Mecz z Legią, oranżada w woreczku i Buncol sierżant

Piłka nożna

37 lat temu po raz pierwszy postawiłem nogę na stadionie przy al. Unii 2 w Łodzi. Pamiętam jak dziś: była to moja premierowa wizyta na meczu ekstraklasy, ŁKS grał z Legią, przegrał 1:2, trybuna główna była wielka jak Camp Nou, a kibice wcale się nie bili, choć było zaledwie tydzień po tragedii na Heysel.

Proszę wybaczyć osobisty ton tej historii, ale dzisiejsze otwarcie nowego stadionu ŁKS jest doskonałą okazją, by przypomnieć sobie stare, dobre, piłkarskie czasy. Pamięć dotycząca emocjonalnych wydarzeń jest niezwykle trwała, dlatego w szczegółach jestem w stanie odtworzyć tamtą środę. Zabrzmi to patetycznie, ale być może właśnie to wydarzenie rozbudziło we mnie futbolową pasję, było zresztą kaskadą nie tylko piłkarskich przeżyć związanych z tragicznym finałem na Heysel między Juventusem a Liverpoolem (29 maja 1985), rozgrywanym nazajutrz w Tiranie meczu eliminacji mistrzostw świata Albania – Polska, drugoligowym starciem beniaminków Start Łódź – Avia Świdnik (na Dzień Dziecka 1 czerwca) i wizytą przy al. Unii. Jeszcze rok później wyciągnąłem ojca na dwa mecze Widzewa, a później na stadiony zacząłem chodzić sam.


Wróćmy jednak do 5 czerwca 1985. Gorące popołudnie, trybuna główna ŁKS, która dla ucznia pierwszej klasy podstawówki wydawała się wtedy prawdziwym Everestem. Wspinając się na jej szczyt, przechodząc przez pełen tajemnic korytarz ze schodami, poczułem się jak kilka lat później na Camp Nou. Boisko jak lotnisko, piłkarze malutcy, w tle charakterystyczny dla al. Unii obrazek odjeżdżających pociągów z Dworca Łódź-Kaliska. Po trybunach chadzał ubrany w biały kitel sprzedawca lodów Bambino i oranżady w woreczku w dwóch kolorach – czerwonym i żółtym.

 

Atrakcje te były momentami znacznie ważniejsze niż mecz, lepiej było patrzeć na trybuny, gdzie gremialne okrzyki były dla mnie czymś zupełnie nowym. „Buncol sierżant” – niosło się zwłaszcza pod koniec meczu. To oczywiście w nawiązaniu do wojskowej proweniencji klubu ze stolicy, a Andrzej Buncol, jedna z gwiazd Legii, zalazł miejscowym za skórę, bo strzelił gola na 2:1 dla Legii.

 

Wcześniej wyrównał Wiesław Cisek. Na 1:0 już w 12 minucie wyprowadził łodzian Ryszard Robakiewicz, obecny trener kadry do lat 16, który być może zapracował tym trafieniem na późniejszy transfer do warszawskiego klubu. Studiując składy z meczu dość dziwnym było to, że ówczesny trener ŁKS Zygmunt Gutowski już w 32 minucie wykorzystał limit zmian ściągając z boiska Marka Chojnackiego i Krzysztofa Barana.

 

Przyglądając się uczestnikom tamtych wydarzeń okazuje się, że z siedmioma miałem lub mam do czynienia jako dziennikarz, spotykamy się, rozmawiamy, choć muszę przyznać, że żaden z nich nie pamięta dobrze tego meczu. ŁKS zagrał wtedy w zestawieniu: Bako, Różycki, Gajda, Wenclewski, Sybilski, Chojnacki (32. Klimas), Kruszankin, Gierek, Ziober, R. Robakiewicz, Baran (32. Kasztelan). Legia: Kazimierski, Kaczmarek, Wdowczyk (76. Cebula), Gawara, A. Sikorski, Biernat, W. Sikorski, Buda, Karaś, Buncol, Cisek (63. Arceusz).


Łódź zawsze miała szczęście do piłki. Czy to ŁKS, czy Widzew. W sumie zebrali sześć mistrzostw Polski, dwa Puchary Polski, dali reprezentacji mnóstwo świetnych piłkarzy, a kibicom niezapomnianych przeżyć, zwłaszcza w europejskich pucharach. Stadion przy al. Unii był areną wielu meczów, które przeszły do historii, zwłaszcza że Widzew rozgrywał tam swoje spotkania w Europie aż do 1985 roku. Bywały więc takie firmy jak Manchester City, Liverpool, Juventus, Anderlecht, Borussia Moenchengladbach, Porto, Monaco, a Manchester United nawet dwa razy – najpierw mierząc się z Widzewem, a po latach z ŁKS. Zresztą historię tę opisywałem w innym tekście na łamach Polsatsport.pl.


Dość tych wspomnień, choć zatraceni w futbolu fani z pewnością zrozumieją, ile znaczą te „pierwsze razy”. Patrzę dziś na stadion w Łodzi i z jednej strony trudno uwierzyć, jak wszystko zmieniło się w ostatnich latach, a Polska pod względem infrastruktury sportowej jest jednym z liderów w Europie. Nie ma w tym cienia przesady, nawet jeśli spojrzymy na ligi TOP5 Starego Kontynentu. Wielkie kluby, które błyszczały nowymi obiektami dekadę lub dwie temu, myślą już teraz o modernizacji.

 

Włochy zbudowały bądź modernizowały stadiony na mundial 1990, Niemcy na mistrzostwa w 2006, a u nas nawet na poziomie Fortuna 1 Ligi jest już pięć stadionów, z którymi nie tylko nie ma wstydu, ale są powodem do dumy. Z drugiej strony zostaje nostalgia za obowiązkowym meczem na starej, kamiennej trybunie dziennikarskiej, z prowizorycznymi stolikami z obsypującą się farbą, przeciekającą halą pod trybuną, gdzie swoje mecze rozgrywały koszykarki, a nawet koncertował Maanam (po meczu z Ruchem Chorzów 22 marca 1995).

 

Stadion ŁKS to także cotygodniowy bazar, na którym wymieniało się walutę, kasety wideo, kupowało słodycze i sprowadzane z Zachodu dżinsy. To także opowieści dziadka, który razem z kolegami z zakładu pracy śledził obowiązkowo z trybun drogę ŁKS do pierwszego mistrzostwa Polski w 1958 roku.


Stadion ŁKS, nieco przesunięty od starego obiektu, budowano latami. Najpierw trybuna główna, złośliwie nazywana amfiteatrem. Choć okazała, nie dawała poczucia, że stanie tu jeden z najbardziej nowoczesnych obiektów w Polsce. Dziś w pełnej krasie, z kompletem widzów, meczem z Chrobrym Głogów ŁKS otworzy kolejny rozdział w swojej ponad-stuletniej historii. Należy się spodziewać, że wielu łodzian przyjdzie tu ze swoimi dziećmi, często po raz pierwszy w życiu na mecz piłkarski. Może będzie to dla nich powód, by zakochać się w futbolu. Jak kiedyś pewnej środy w czerwcu 1985…

 

Transmisja meczu ŁKS Łódź - Chrobry Głogów w Polsacie Sport i na Polsat Box Go. Początek o 20:30. Początek przedmeczowego studia o godzinie 19:30.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie