Jego Wysokość Real Madryt wraca na europejski tron, a Złota Piłka dla Benzemy już pewna?

Piłka nożna
Jego Wysokość Real Madryt wraca na europejski tron, a Złota Piłka dla Benzemy już pewna?
Fot. PAP
Zieliński: O ile Cristiano będzie trudno znów wygrać Ligę Mistrzów, to wygląda na to że dla Realu jednak istnieje życie bez Ronaldo i w tym sezonie już tylko jednego kroku brakuje, by Królewscy wrócili na tron piłkarskiej Europy. Niespodziewanie od dwóch sezonów Real znalazł w swoich szeregach, bez realnego – nomen omen - wzmocnienia poprzez transfery (bo zakup Edena Hazarda za 160 mln euro też jest na razie niewypałem), drugiego Ronaldo, a stał się nim Benzema.

Królewscy cudotwórcy z Madrytu powoli podnoszą ku głowie koronę, strąconą im w 2018 roku po odejściu Cristiano Ronaldo, a nowym monarchą staje się Karim Benzema. Smutek w Pałacu Buckingham. Po odpadnięciu - na własne życzenie - Manchesteru City ostatnią nadzieją rodziny królewskiej na to, by Anglia rządziła w piłkarskiej Europie, jest Liverpool. Salah z Kloppem szykują rebelię na finał w Paryżu.

Niesamowity Benzema strzela w dogrywce gola nr 15 w tej edycji Ligi Mistrzów, a dziesiątego w fazie pucharowej, choć tym razem też pudłował niemiłosiernie! Ludzie na całym świecie mówią już z kolei: pechowy jak Pep Guardiola. Hiszpański Obywatel Piszczyk.

 

Po kosmicznym meczu na poziomie XXII wieku i 4:3 w Manchesterze, gdy City mogło wygrać z Realem nawet 8:2, albo 6:1, wydawało się, że nic nie będzie już nas w stanie zaskoczyć i jeszcze większa dramaturgia jest po prostu niemożliwa. Tymczasem okazało się, że ten niezwykły mecz na Etihad Stadium, to było tylko preludium.

 

Było więc jak u Hitchcocka – trzęsienie ziemi na początku filmu (czyli w pierwszym meczu), a później już tylko ciekawiej (końcówka rewanżu w Madrycie w stylu najlepszego dreszczowca). Do tego główny bohater Karim Benzema, pokazał, że w tym sezonie jest nie cyborgiem, ale jednak człowiekiem. Już w pierwszej połowie zmarnował trzy dobre sytuacje, w tym jedną wyborną i wydawało się, że każda seria się kiedyś kończy, że nie można samym Benzemą wygrać z City i wziąć do domu puchar Ligi Mistrzów.

 

Wieszcz Kobierecki i Bóg mówi do Rodrygo

 

Tymczasem ekspert Polsatu Sport, Piotr Kobierecki (jako trener seryjnie zdobywał mistrzostwo Polski juniorów z Legią), który wspólnie z Bożydarem Iwanowem komentował rewanżowy mecz w Madrycie, okazał się wróżką, albo wieszczem. W przedmeczowym wejściu ze stadionu powiedział, że choć oczy całego świata kierują się na Karima Benzemę i Viniciusa Juniora, to bohater na Santiago Bernabeu może być nieoczywisty i może stać się nim Rodrygo.

 

Stało się dokładnie tak jak przewidział Piotr. Rodrygo nie tyle stał się bohaterem, co superbohaterem, cudotwórcą, którego niczym brzytwy uchwycił się w ostatnich minutach tonący Real. Strzelił niemal jak w NBA, z końcową syreną, przy stanie 0:1 (i 3:4 w pierwszym meczu), dwa gole w 88 sekund, które uratowały Królewskich i wstrząsnęły Guardiolą oraz Manchesterem. Rodrygo był jak jakiś Superman, czy Kapitan Żbik z komiksów, jakby dublując wcześniejsze niebywałe wyczyny Benzemy.

 

– Nie mogę wytłumaczyć tego, co się stało. Nie mam na to słów. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło. Bóg na mnie spojrzał i powiedział „To twój dzień”. Jestem bardzo szczęśliwy z dwóch goli w półfinałach Ligi Mistrzów i doprowadzenia Realu Madryt do miejsca, w którym zawsze powinien być, czyli do finału Ligi Mistrzów. Jestem bardzo szczęśliwy – powiedział Rodrygo, cytowany przez portal Realmadryt.pl.

 

Rodrygo jak Boniek – „Piękność Nocy”

 

Kiedyś Zbigniew Boniek był takim piłkarzem, który budził się na wielkie mecze i turnieje. Najlepiej grał i strzelał najwięcej goli w różnych finałach, meczach o wielką stawkę, gdy były one rozgrywane przy pełnych trybunach i w świetle jupiterów. We Włoszech nazywano go „Bello di note”, czy „Piękność Nocy”. Taką pięknością nocy staje się w meczach Ligi Mistrzów właśnie Rodrygo. Teraz jest już bohaterem oczywistym.

 

– Dlaczego strzelam więcej w Lidze Mistrzów niż w La Liga? Nie wiem! Moja wersja w Lidze Mistrzów to ja, to moja najlepsza wersja. Mam nadzieję, że to utrzymam i że trafię jeszcze wiele razy. To dla mnie wyjątkowe rozgrywki – powiedział Rodrygo.

 

Niewypał za 100 milionów funtów

 

Takim Rodrygo dla Manchesteru City miał być w tym sezonie Jack Grealish, kupiony za 100 mln funtów z Aston Villi. Niestety, ten młodzian ma talent nie tylko do piłki, ale i do imprezowania i był już przez klub karany finansowy za swoje występki. Mimo że zapłacono na niego fortunę, nie może przebić się do podstawowego składu. W Madrycie wszedł z ławki w 78 minucie, ale zdążył zmarnować dwie dobre sytuacje strzeleckie.

 

Pudłował, tak jak pudłem jest na razie jego transfer do City, za prawdziwą fortunę. Bo oprócz 100 milionów funtów na transfer, szejkowie z City zapewnili mu za 6 lat gry gażę 115 milionów funtów, co daje niemoralną tygodniówkę 370 tysięcy funtów. Sporo jak za dwa pudła w decydujących momentach Ligi Mistrzów.

 

Istnieje jednak życie bez Ronaldo

 

Przez lata po kolejne triumfy w Lidze Mistrzów, w tym trzy z rzędu w latach 2016-2018, Real prowadził genialny Cristiano Ronaldo, nazywany „Mr Champions League”. Gdy Portugalczyk odszedł, skończył się patent Królewskich na wygrywanie w tych rozgrywkach. I odwrotnie – gdy Ronaldo odszedł z Realu, w innych klubach był już w Lidze Mistrzów bezradny, w kontekście zdobycia trofeum. Nie dał rady ani z Juventusem Turyn, ani z Manchesterem United.

 

O ile Cristiano będzie trudno znów wygrać Ligę Mistrzów, to wygląda na to że dla Realu jednak istnieje życie bez Ronaldo i w tym sezonie już tylko jednego kroku brakuje, by Królewscy wrócili na tron piłkarskiej Europy. Niespodziewanie od dwóch sezonów Real znalazł w swoich szeregach, bez realnego – nomen omen - wzmocnienia poprzez transfery (bo zakup Edena Hazarda za 160 mln euro też jest na razie niewypałem), drugiego Ronaldo, a stał się nim Benzema.

 

Złota Piłka niemal pewna

 

To co ten człowiek wyrabia w tym sezonie, przechodzi wszelkie wyobrażenie. W dogrywce rewanżowego meczu z City dał się sfaulować, wywalczył rzut karny i z zimną krwią sam go wykonał. Był to jego piętnasty gol w tym sezonie w Lidze Mistrzów, a dziesiąty w szóstym meczu w fazie pucharowej, co jest wyczynem niezwykłym i bez precedensu.

 

Tak jak ten wielki Real z lat 2014-2018 był stemplowany golami i charyzmą Cristiano Ronaldo, tak obecny Real jest bez wątpienia Realem Karima Benzemy i jest dodatkowo ostemplowany natchnionymi asystami i mądrą grą Luki Modricia. Po awansie Realu do finału Ligi Mistrzów i kolejnych golach Benzemy, wydaje się, że Złota Piłka dla Francuza jest już niemal pewna. Mohamed Salah musiałby z Liverpoolem wygrać finał LM i strzelić w nim hat-tricka, by spróbować zmienić układ głosów.

 

Widzewski charakter Realu

 

Przed laty rewelacją w europejskich pucharach był Widzew Łodź, nazywany „drużyną z charakterem”. Widzewiacy zawsze walczyli do końca, twardo, potrafili wyeliminować wielu wyżej notowanych i znacznie bogatszych rywali. To byli nie tylko Boniek, Młynarczyk, Żmuda, czy Smolarek, ale też świetni piłkarze, którzy nie przebili się w reprezentacji Polski, a błyszczeli w Pucharze Mistrzów – Tłokiński, Rozborski, Grębosz, Surlit, Wraga, Pięta.

 

Widzew – co dziś wydaje się dla polskich drużyn niewyobrażalne - zagrał w półfinale Pucharu Europy (ówczesnej Ligi Mistrzów), a na rozkładzie przez kilka lat miał takie firmy jak Liverpool, Manchester City, Manchester United, czy Juventus Turyn. W tym sezonie taką drużyną z charakterem, walczącą do końca w niemal beznadziejnych sytuacjach, takim hiszpańskim Widzewem – jest Real Madryt.

 

Cudotwórcy z Madrytu

 

Królewscy wracają w tym sezonie z dalekich podróży i odwracają losy meczów, dwumeczów, które w zasadzie wydają się nie do wygrania. To są takie magiczne minuty podopiecznych Carlo Ancelottiego, którzy zmieniają się chwilami w cudotwórców. Tak był z PSG, które kontrolowało oba mecze z Realem i nagle błąd Donnarummy sprawił, że Real poczuł krew, Benzema strzelał jak natchniony i Mbappe z Messim i Neymarem zostali wyrzuceni z Ligi Mistrzów.

 

Z Chelsea przegrywali w Madrycie już 0:3, gdy genialną asystą popisał się Modrić, znów złotego gola strzelił Rodrygo, a sprawę w dogrywce załatwił Benzema. W rewanżu z City mieliśmy to wszystko do kwadratu, skumulowane w 88 końcowych sekundach i znów Benzemę na deser w dogrywce.

 

Zezowate szczęście Guardioli

 

Gdy Pep Guardiola w 2011 roku poprowadził Barcelonę do triumfu w Lidze Mistrzów i zdobycia wszelkich możliwych trofeów w piłce europejskiej i światowej, pytanie nie brzmiało, czy i kiedy wygra kolejny raz Champions League, ale jak często pozwoli innym trenerom i klubom w tych rozgrywkach zwyciężyć i kiedy pobije wszelkie możliwe rekordy. Zwłaszcza, że dostał później do trenowania tak znakomite ekipy jak Bayern Monachium i Manchester City.

 

Wtedy nikt nie przypuszczał, że do maja 2022 roku Guardiola nie wygra już Ligi Mistrzów ani razu, a na dodatek będzie takim Obywatelem Piszczykiem z filmu „Zezowate szczęście”, którego pech stanie się charakterystyczny i niemal przysłowiowy. Dziś wydaje się, że choćby nie wiadomo co się działo, to drużyna prowadzona przez Hiszpana do końca świata nie wygra już Champions League, patrząc na to co się stało w dogrywce półfinałowego meczu z Realem i historycznie na przegrane o włos decydujące mecze City.

 

Nocne koszmary do końca życia

 

Nic nie boli tak jak życie – to słowa znanej piosenki Budki Suflera. Co prawda Pep Guardiola nadrabiał dobrą miną do złej gry i mówił po meczu w Madrycie, że i tak jest szczęśliwy, ale chyba można powiedzieć, że nic nie boli tak jak przegrany pechowo i w ostatnich sekundach kolejny decydujący mecz Guardioli i City w Lidze Mistrzów. Gdyby Hiszpan znał twórczość Budki Suflera, mógłby sobie zanucić „a po nocy, przychodzi dzień, a po burzy spokój”, ale on w zasadzie co roku daje okazję, by te słowa były aktualne.

 

To końcowe 10 minut w Madrycie będzie śnić się zapewne Guardioli do końca życia i będzie jego największym nocnym koszmarem. Pisałem przed rewanżem, że w przypadku Pepa i City, aktualne znów może być stare hasło, które powstało kiedyś wokół reprezentacji Hiszpanii – „gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze”. Mecz z Realem potwierdził, że w Lidze Mistrzów w przypadku Guardioli i jego ekipy, ta zasada nadal obowiązuje.

 

Oj, jaka piękna tragedia

 

Od czasu, gdy Guardiola został w 2016 roku trenerem Manchesteru City, trzy razy zdobył z tym klubem mistrzostwo Anglii. Jednak przez sześć sezonów nie udało mu się triumfować w Lidze Mistrzów. Odpadał kolejno z: w 2017 roku w 1/8 finału z AS Monaco (5:3 i 1:3, zdecydowały gole na wyjeździe), w 2018 w 1/4 z Liverpoolem (1:3 i 0:3), w 2019 w 1/4 z Tottenhamem (4:3, 0:1, gole na wyjeździe), w 2020 w 1/4 z Lyonem (1:3, neutralny teren), w 2021 w finale z Chelsea (0:1) i teraz z Realem (4:3, 1:3).

 

Miliardy szejków z Emiratów Arabskich znów nie zapewniły The Citizens triumfu w Lidze Mistrzów. Angielskie media barwnie określił przegraną batalię Manchesteru City o finał w Paryżu, jedną z najbardziej spektakularnych katastrof w historii futbolu. Bardziej symboliczna była chyba tylko katastrofa Milanu z Liverpoolem w finale LM w Stambule, gdy włoski zespół prowadził do przerwy 3:0, a przegrał po rzutach karnych i słynnym „Dudek Dance”.

 

Salah ma rachunki do wyrównania

 

Awans Realu do finału to jedno, ale ten finał w Paryżu trzeba jeszcze wygrać, a łatwo nie będzie, bo można powiedzieć, że Liverpool Juergena Kloppa, ze słynnym tarcetem Salah – Firmino – Mane (odświeżonym przez kilku młodszych graczy) przeżywa drugą młodość.

 

Finał w Paryżu to nie będzie zwykły mecz piłkarski, to będzie spotkanie z podtekstami i wielki rewanż za finał Ligi Mitstrzów 2018, gdy Real wygrał z Liverpoolem w Kijowie 3:1. Mo Salah już dziś otwarcie mówi, że bardzo chciał trafić w finale na Real, bo z Królewskimi ma na pieńku i są rachunki do wyrównania. I nie chodzi tylko o porażkę Liverpoolu, ale przede wszystkim o cwaniacki i bandycki faul Sergio Ramosa, po którym Egipcjanin musiał już w pierwszej połowie opuścić boisko.

 

Sprawiedliwości stanie się zadość?

 

W 1970 roku rozgrywane były słynne mecze w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów Górnika Zabrze z Romą. Po remisach 1:1 w Rzymie i 2:2 w Polsce, doszło do trzeciego meczu na neutralnym terenie w Strasbourgu i znów był remis 1:1. O awansie do finału zdecydował rzut monetą. Wtedy legendarny Jan Ciszewski wykrzyczał słowa, które przeszły do historii polskiej piłki: „Polska! Górnik! Sprawiedliwości stało się zadość”. W finale Górnik jednak przegrał 1:2 z… Manchesterem City.

 

Jeśli sprawiedliwości miałoby się znów stać zadość, to 28 maja na Stade France pod Paryżem – w obliczu tego, co Ramos zrobił Salahowi – Liverpool powinien tym razem wygrać z Realem. Ale, jak dobrze wiemy, futbol często bywa niesprawiedliwy. Nie tylko Salah ma rachunki do wyrównania, ale sporo do udowodnienia ma także Juergen Klopp.

 

Niemiecki trener, po tym jak poszedł w 2015 roku z Borussii Dortmund do Liverpoolu, też został uznany za cudotwórcę, za następcą The Special One, czyli Jose Mourinho. Sprawił, że Mo Salah zaczął grać jak natchniony, przyćmił swoimi popisami nawet Messiego i Ronaldo, a Liverpool grał tak, że zachwycali się nim kibice na całym świecie. Ukoronowaniem tego było wygranie Ligi Mistrzów w 2019 roku po zwycięstwie w finale nad Tottenhamem oraz pierwszy od 30 lat, upragniony tytuł mistrza Anglii w 2020 roku dla Liverpoolu.

 

Klopp w cieniu Tuchela

 

Później jednak mit wielkiego Kloppa trochę osłabł, bo triumfu w Lidze Mistrzów nie udało się powtórzyć, w Premier League w czterech ostatnich sezonach trzy razy triumfował Manchester City. Trio Salah – Firmino – Mane nie błyszczało już tak jak w poprzednich latach, a Klopp znalazł się trochę w cieniu innych niemieckich trenerów – Thomasa Tuchela z Chelsea, czy nawet Juliana Nagelsmanna (RB Lipsk/Bayern) oraz Guardioli. W tym sezonie jednak mamy jakby drugą młodość Kloppa i jego ekipy.

 

Liverpool gra coraz lepiej, w Premier League ciągle walczy z ekipą Guardioli o mistrzostwo Anglii (City ma obecnie jeden punkt przewagi, Chelsea została aż 16 punktów z tyłu), a w Lidze Mistrzów zagra wielki finał z Realem. Jeśli zwycięży w obu rozgrywkach, Klopp znów będzie niekwestionowanym królem trenerów, numerem 1 na świecie. Z nieba do piekła jest jednak blisko, gdy przegra i w Paryżu i na finiszu Premier League z City.

 

Ancelotti jowialny i lubiany jak Del Bosque

 

O tym, czy Liverpool odzyska prymat w Europie, czy Salah wyrówna rachunki z finał 2018, czy Klopp będzie znów królem trenerów, zdecyduje w dużej mierze Carlo Ancelotti. Przed laty znakomity piłkarz, także świetny trener, odnoszący wielkie sukcesy (dwa razy wygrał LM z Milanem i raz z Realem), ale mniej barwny i nie tak chętnie pchający się na świecznik. Dlatego jego osiągnięcia były trochę gorzej wyeksponowane niż Mourinho, Kloppa, Guardioli, czy Tuchela.

 

Ancelotti to trener spokojny, dystyngowany, wyważony, jowialny, mimo że z innym wizerunkiem, to jednak trochę podobny stylem bycia do innego szkoleniowca, odnoszącego wielkie sukcesy z Realem – Vincente del Bosque, którego uwielbiali piłkarze. Zawodnicy Realu bardzo też lubią i szanują Ancelottiego, z którym właśnie zdobyli kolejny tytuł mistrzów Hiszpanii i czekają na finał Champions League.

 

Carlo znów zapali cygaro z przyjaciółmi?

 

– Ancelotti powiedział, że po mistrzostwie zapalił cygaro, bo był wśród przyjaciół? Tak, to nasz przyjaciel. Jest zawsze z nami, zawsze żartuje, zawsze rozmawia o rzeczach spoza futbolu. To nasz trener, ale także przyjaciel – powiedział o nim Rodrygo.

 

Czy finał 28 maja 2022 roku w Paryżu to będzie popis Rodrygo, Benzemy, Modricia i Ancelottiego, czy może Salaha, Kloppa i spółki? Czy Egipcjanin wyrówna rachunki z Królewskimi, czy Niemiec wróci na trenerski tron? Czy Real jest w stanie wygrać Ligę Mistrzów bez Cristiano Ronaldo?

 

Pytań jest mnóstwo, a nie sposób dziś na nie odpowiedzieć. Tegoroczne mecze w fazie pucharowej z udziałem Królewskich jeszcze raz bowiem pokazały, jak nieobliczalny i nieprzewidywalny potrafi być futbol, nawet do ostatnich sekund. Tym bardziej warto czekać na pasjonujący majowy wieczór w Paryżu. Ancelotti już szykuje kolejne cygaro, by po meczu wypalić je z przyjaciółmi w szatni. Tylko czy Klopp poda mu ogień…

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie