Bez solidnych wzmocnień Widzew w Ekstraklasie będzie tylko meteorytem

Piłka nożna
Bez solidnych wzmocnień Widzew w Ekstraklasie będzie tylko meteorytem
Fot. Cyfrasport
Widzew praktycznie podczas każdego spotkania może liczyć na wsparcie 18-tysięcznej publiczności

Widzew Łódź dokładnie po ośmiu latach wrócił do Ekstraklasy. 22 maja 2014 roku przegrał z Podbeskidziem i z niej spadł, 22 maja 2022 roku ograł drużynę z Bielska-Białej i znów zagra w elicie.

Entuzjazm w widzewskiej społeczności zaraz po końcowym gwizdku sędziego był niesamowity. Większość kibiców z osiemnastotysięcznej publiczności znalazła się na murawie, aby wyściskać przerażonych nieco zawodników Janusza Niedźwiedzia. To nie był jakiś łut szczęścia, zrządzenie losu. Tego sukcesu wyczekiwano od lat i solidnie go wypracowano. Powstał nowy stadion, zmieniali się ludzie w zarządzie, koncepcje, inaczej na klub zaczęło patrzeć miasto, ale od momentu ogłoszenia upadku i startu w IV lidze w 2015 roku Widzew mozolnie się wspinał, aby odzyskać należne mu miejsce.

 

Słowo należne, nie jest tu na wyrost, bo można zakładać, że klub z takimi tradycjami, czterokrotny mistrz Polski, siedmiokrotny wicemistrz, półfinalista Pucharu Europy, uczestnik Ligi Mistrzów, który wykreował tak wielu wybitnych reprezentantów i trenerów i dostarczył polskim kibicom tak wielu sportowych uniesień ma prawo czuć się w ESA jak u siebie.

 

Tyle się przecież przez lata przewinęło przez nią przypadkowych drużyn, sztucznych tworów, były nawet drużyny ze wsi, a klub z takimi tradycjami szarpał się gdzieś w niższych ligach i próbował przywrócić dawny blask.

 

Taki romantyczny nieco powrót, te wiwatujące wzruszone tłumy i wyzwalana przez nie energia, jest autentyczną wartością, potencjałem jaki w ogóle drzemie w Łodzi. Do tej beczki miodu w czasie tak dla Widzewa uroczystym trzeba jednak wrzucić łyżkę dziegciu.

 

Oto bowiem nie widzieliśmy ostatnio drużyny, która potrafiła zachwycić. Owszem, drugie miejsce udało się utrzymać, ale także dlatego, że wyjątkowo marnie grali rywale w decydujących momentach. Nie potrafili oni skoczyć Widzewowi do gardła nawet w czasie, gdy ten przegrał w końcówce trzy mecze na cztery, w tym z Resovią aż 1:4 i w przedostatniej kolejce z grającą już na luzie, bo mającą pewny awans Miedzią.

 

Drużna, która awansowała właśnie do Ekstraklasy przegrała na wiosnę aż cztery mecze u siebie! Właściwie w żadnym meczu wiosną nie była przekonywująca. Łącznie z tym ostatnim z Podbeskidziem. To nie były zwycięstwa z przytupem. Raczej wymęczone, wyszarpane.

Ekipa Niedźwiedzia na pewno nie jest też dobrze zbalansowana. Nie ma strzelca, który by się wyróżniał. Najlepsi napastnicy Pawłowski i Guzdek zgromadzili po sześć goli. Gdzie te czasy, kiedy Marek Koniarek potrafił ich zdobywać w ESA nawet 29? W linii pomocy też są ogromne luki. Patryk Lipski, który przyszedł z ogromnym ekstraklasowym doświadczeniem zimą, niespecjalnie wzmocnił siłę linii pomocy, a miał być prawdziwym liderem.

 

Bardzo średnio funkcjonują w Widzewie wahadła czy też skrzydła. Przesunięty z konieczności do linii obrony Czech Hanousek, to ewidentna strata dla formacji pomocy. Poza Terpiłowskim i Guzdkiem właściwie nie ma młodzieżowców na przyzwoitym poziomie. Widzew nie kreuje.

Wydaje się, że zwłaszcza patrząc na ostatnie mecze, sporo do życzenia pozostawia też przygotowanie fizyczne. Z takim bieganiem po prostu nie ma czego w Ekstraklasie szukać.

 

Najprawdopodobniej zdają sobie z tego sprawę działacze z Łodzi. Bo najgorsze co mogłoby się im teraz zdarzyć, to uznanie, że drużyna jest gotowa i wymaga tylko kosmetycznych korekt, aby dzielnie walczyć w Ekstraklasie. Jest dokładnie odwrotnie, bez solidnych wzmocnień i to właściwie w każdej linii Widzew może być w ESA tylko meteorytem.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie