Ważna deklaracja trenera Wisły Kraków. Do tego dąży Jerzy Brzęczek

Piłka nożna
Ważna deklaracja trenera Wisły Kraków. Do tego dąży Jerzy Brzęczek
Fot. Cyfrasport
Jerzy Brzęczek

Po trzech kolejkach kibice Wisły Kraków mówią, że drużyna zdobywa punkty, ale fajerwerków w grze nie ma. Słowem nie ma stylu, są punkty. Trener Jerzy Brzęczek mówi, że pracuje nad tym, by Wisła grała pięknie dla oka. Najważniejszy jest jednak cel, czyli wywalczenie awansu. – Chcemy to zrobić, ale łatwo nie będzie. Według mnie w grze o awans liczy się osiem, czy nawet dziewięć drużyn – mówi nam Jerzy Brzęczek.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Czy jest pan zadowolony ze startu Wisły w pierwszej lidze, z wyników trzech pierwszych spotkań? Po inauguracji trochę pan narzekał.


Jerzy Brzęczek, trener Wisły Kraków: Nie narzekałem. Zwracałem jedynie uwagę, jak trudna będzie dla nas pierwsza liga i jak mocnego przeciwnika dostaliśmy na początek. Takiego, któremu trudno strzelić bramkę. Sandecja w poprzednim sezonie była na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o liczbę sytuacji stwarzanych przez przeciwnika. To znaczy, że skutecznie bronią.

 

Czyli?


Na tę chwilę jesteśmy zadowoleni. Mamy siedem punktów po trzech meczach, a w tej lidze każdy punkt trzeba szanować. Zwłaszcza że chcemy walczyć o powrót do Ekstraklasy. To nasz cel. Łatwiej będzie go zrealizować, jeśli uświadomimy sobie, ze ta liga jest wyrównana i nieobliczalna. Z jednej strony taka, w której każdy może wygrać z każdym, a z drugiej, taka, gdzie mamy osiem, dziewięć drużyn, które będą się liczyć w walce o awans. To dużo zespołów i to świadczy o tym, że to nie jest łatwa liga.


Po spadku Wisła zmieniła się w 90 procentach. Ile czasu potrzeba, żeby ta nowa Wisła się zgrała i pokazała sto procent swoich możliwości?


To jest proces. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy on zakończy się za dwa miesiące, pół roku czy dwa lata. Wiele czynników ma na to wpływ. Ważną kwestią jest to, żeby mieć cierpliwość i konsekwencję. Nie możemy również ulegać zewnętrznej presji, co w takim klubie jak Wisła nie jest łatwe.


Na razie jest tak, że kibice mówią: są wyniki, nie ma fajerwerków i grania ładnego dla oka. To się zmieni?


Oczywiście, że chcemy grać pięknie i skutecznie. Zanim to rozwinę, to przypomnę tylko taką historię z GKS-u Katowice, gdzie byłem trenerem. Graliśmy o awans, wszyscy nas chwalili za piękny futbol, ale awansować się nie udało i po sezonie ci sami ludzie mówili, że było do kitu. Na wiosnę Wisła też miała kilka dobrych meczów. W sumie naliczyłem pięć takich, w których obejmowaliśmy prowadzenie, a tylko jeden z tych meczów wygraliśmy. Teraz nikt nie mówi, że były mecze, w których graliśmy ładnie, ale że spadliśmy z Ekstraklasy.


Stawia pan na prymat wyników przed ładną grą.


Nie, styl również jest ważny, bo przyciąga kibiców na stadion. Zmieniło się jednak 90 procent drużyny, a za nami dopiero dwa i pół miesiąca wspólnej pracy. Wielu młodych zawodników wróciło z wypożyczenia, mamy kilku młodych z naszej akademii, kilku zagranicznych, którzy dołączyli już po starcie okresu przygotowań. Nie wszyscy są w optymalnej dyspozycji. Z każdym dniem to się jednak będzie zmieniało, a my będziemy dążyli do polepszenia jakości i tego, by grać piękniej. Aby to się stało, trzeba jednak cierpliwości i konsekwencji. W każdym razie piękna gra bez punktów nic nie da. Dlatego cieszę się, że zdobywamy punkty, a świadomość tego, że jest dużo do poprawy oczywiście mamy.


Czy są pozycje, ogniwa, które chce pan wzmocnić, wymienić, żeby Wisła wyglądała lepiej?


Tak. Naszym priorytetem jest pozyskanie napastnika na pozycję numer dziewięć. Sprawa się przeciąga, ale powinna się pozytywnie zakończyć. Oczywiście mamy na oku konkretnego napastnika, ale za wcześnie na podawanie nazwiska. Jeśli chodzi o inne transfery, to będziemy się przyglądali sytuacji na rynku. Jeśli pojawi się zawodnik na daną pozycję, który może dać nam lepszą jakość, to będziemy starali się zadziałać.


Wiadomo, że w takim klubie jak Wisła nie może być innego celu, jak szybki powrót. Czy to powoduje presję, która panu i zawodnikom jakoś siedzi w głowie, przeszkadza, pęta nogi?


W tym zawodzie presja jest zawsze. Być może jest ona inna w klubie, gdzie mecze ogląda dwa tysiące, a inna w Wiśle, gdzie potrafi przyjść 15, czy 20 tysięcy. Jeśli do tego dodamy, że wszyscy ludzie związani z Wisłą są rozczarowani tym, co się wydarzyło , to faktycznie to obciążenie psychiczne może być duże. O spadku długo nie da się zapomnieć. U wielu z nas wywołuje on złość. I jasne, że teraz każdy chce, żeby szybko wrócić, pięknie grać, a kibice, widząc, że czasami coś się nie układa, wyrażają niezadowolenie. Dla zawodników, którzy nie są do tego przyzwyczajeni, czy też nie są do tego przygotowani, to jest pewne niebezpieczeństwo i wątpliwość, czy dadzą radę to udźwignąć.

 

Rozmawiamy o trudnościach, a komuś z boku mogłoby się wydawać, że taki zespół jak Wisła powinien połykać kolejnych rywali.


Widzewowi też tak się wydawało. Proszę popatrzeć, jakie zespoły w tym roku spadały z Ekstraklasy i ile one teraz mają punktów. Jak ktoś patrzy z boku, jak ktoś tego nie przeżył, to nie wie, co to znaczy życie po spadku. Zresztą w przypadku Wisły, spadku z Ekstraklasy nikt przez długi czas nie brał pod uwagę, a jednak stał się faktem. Jednak ktoś, kto zna się na piłce, wie, że pokora czy świadomość swojego położenia są wyżej niż najpiękniejsze tradycje. One nie grają, historia nie gra. Ona jest po to, żeby ją szanować i wspominać, a tu i teraz liczy się obiektywne podejście i praca.


Czy pan, zarządzając kadrą zespołu myśli o tym co tu i teraz, czy też wybiega pan w przyszłość? Chodzi mi o to, czy bierze pan nowych zawodników na zasadzie, bo przyda mi się w pierwszej lidze, czy też bierze pan takich, co mogą się też przydać po ewentualnym awansie.


Raczej to drugie. Ci, co przychodzą, mają w większości dwuletnie kontrakty. Każdy z nich ma o co walczyć. I nie chodzi tylko o ewentualne pozostanie po awansie, ale też o same premie za awans. Mamy oczywiście świadomość, że charakterystyka piłkarzy do pierwszej ligi i Ekstraklasy jest inna, ale my staramy się zachować pewien balans. Czyli, żeby teraz mieć potencjał i po awansie w znacznym stopniu go zachować.


Proszę powiedzieć, czy panu jakoś ciąży ten bilans z Ekstraklasy, czyli tylko jedno wygrane spotkanie z czternastu, w których prowadził pan Wisłę.


Nie da się uciec od tego, że statystyki w Wiśle od momentu, kiedy zostałem tam trenerem, są słabe, ale to mi nie ciąży. Natomiast na pewno przeszkadza mi sam spadek. Tym jestem rozczarowany. Wiem jednak, że w wielu aspektach poprawiliśmy funkcjonowanie zespołu. Mam wrażenie, że po prostu zabrakło nam czasu. Na mnie spadła odpowiedzialność i konsekwencje tego, co się stało i to biorę na siebie. Trzeba jednak pamiętać, że nie ja budowałem i nie ja przygotowywałem tą drużyny, ale z drugiej strony, jeśli zdecydowałem się ją w tamtym momencie poprowadzić, to musiałem zdawać sobie z tego sprawę, w jakim była położeniu. Spadek był wypadkową wielu rzeczy, które się działy jeszcze zanim przyszedłem, ale jak powiedziałem, biorę to na siebie.


Jest jakaś trudność w powrocie do ligi dla byłego trenera reprezentacji. Adam Nawałka nie dał rady, panu jest ciężko, a ostatnim, który miał super wyniki był Antoni Piechniczek w Górniku w latach 80-tych.


Trener Piechniczek, po mistrzostwach świata w Meksyku, przejął w trakcie sezonu zespół po Lesławie Ćmikiewiczu i faktycznie doprowadził go w spektakularny sposób do trzynastego mistrzostwa Polski, natomiast ten zespół grał od czterech lat w miarę ustabilizowanym składzie, w którym było zresztą wielu reprezentantów Polski. Myślę, że stabilność składu może dać dużą przewagę. Nie tylko zresztą trenerowi Piechniczkowi udało się osiągnąć sukces z zespołem klubowym po pracy w reprezentacji, bo przecież Waldemar Fornalik też sobie dobrze radził, zdobywając z Piastem Gliwice tytuł mistrza Polski. A wracając do mnie, to być może w innych uwarunkowaniach nie zdecydowałbym się na Wisłę. W tym przypadku ważne były dla mnie takie kwestie, żeby pomóc Kubie i Dawidowi.


Po spadku doszły panu nowe obowiązki. Jest pan w procesie skautingu, negocjacji z zawodnikami i decyzji odnośnie wyboru konkretnych zawodników. Panu to odpowiada?


To nie jest tak, że ja robię wszystko. Nie dałbym rady. No i ostateczną decyzję podejmuję po konsultacjach z zarządem. A to, że w ogóle jestem w procesie skautingu, wynika z tego, że przeprowadziliśmy analizy, z których wyszło nam, że w tym pionie coś nie zafunkcjonowało. Dlatego musimy tak zorganizować pracę związaną ze skautingiem, żeby były tego dobre efekty. Chodzi o to, żeby ściągać zawodników dodających nam jakości, bo z tym wcześniej było różnie.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie