Zamki na piasku Laporty, czyli Lewandowski zmienił klub lepszy na gorszy

Piłka nożna
Zamki na piasku Laporty, czyli Lewandowski zmienił klub lepszy na gorszy
fot. PAP
Robert Lewandowski

Zarówno kibice (oklaskami przywitali Roberta Lewandowskiego) jak i piłkarze Bayernu pokazali klasę. Barcelona zbliżyła się trochę do Bawarczyków, bo już nie przegrywa 2:8, czy 0:3, tylko 0:2, ale ciągle sporo jej brakuje do wyjścia z grupy w Lidze Mistrzów. "Lewy", niczym debiutujący junior, zepsuł w Monachium 5 szans na gola. Tuż po przerwie piłkarze z Katalonii grali jakby wracali z Oktoberfestu.

Przed Barceloną teraz trudne mecze z Interem Mediolan i Realem Madryt (wcześniej nastrzelają goli... Elche), a Xavi wcale nie może być spokojny o posadę trenera.

 

Bayern nie dał ostatnio rady w Bundeslidze z Borussią Moenchengladbach, Unionem Berlin i VfB Stuttgart, kolejno trzy razy remisując, ale na Barcelonę w Champions League to wystarczyło. Zespół z Katalonii nie wygrał z Bayernem od maja 2015 roku, gdy w półfinale Ligi Mistrzów zwyciężył 3:0 po dwóch golach Leo Messiego i jednym Neymara. Później było już pięć kolejnych porażek z mistrzami Niemiec, na czele ze sławetnym laniem 2:8 w ćwierćfinale LM w sierpniu 2020 roku. Mały postęp jest, w pierwszej połowie Blaugrana była już równorzędnym rywalem dla Bayernu, ale to chyba nie satysfakcjonuje nikogo w Katalonii.

 

ZOBACZ TAKŻE: Niemieckie media: Bayern ukarał marnującego okazje Roberta Lewandowskiego

 

Grali, jakby wyszli z Oktoberfestu

 

Barcelonie w pierwszej połowie wtorkowego meczu w Monachium zabrakło skuteczności, co było o tyle, dziwne, że tym razem Robert Lewandowski był po drugiej stronie barykady. W drugiej połowie ekipie z Katalonii wyraźnie zabrakło kondycji i generalnie grali słabo, stwarzali mało sytuacji. Po przerwie wyszli z szatni kompletnie zdekoncentrowani, jakby wracali nie z narady z mającym duże szkoleniowe aspiracje Xavim, ale z Oktoberfestu, a przecież słynne dożynki chmielne w Monachium zaczynają się dopiero w sobotę 17 września.

 

Robert Lewandowski rozegrał chyba swój najsłabszy oficjalny mecz o punkty w barwach Barcelony. Miał dwie dobre (raz źle przyjął piłkę i zaplątała mu się między nogami, za drugim razem trafił główką w Neuera) i jedną znakomitą sytuację do strzelenia gola, gdy posłał piłkę wysoko nad poprzeczką. Przecież Lewemu nie pomyliły się chyba bramki i raczej nie wybijał piłki na róg, gdy zobaczył, że stoi w niej Neuer?

 

Do tego dwa razy, w bardzo dobrych sytuacjach, podał piłkę kolegom za lekko, trochę za plecy, gdy mógł ich wyprowadzić na pozycję sam na sam z bramkarzem. Po przerwie nie miał żadnej okazji do strzelenia gola, raz dobrze podał do Pedriego, ale ten trafił w słupek. Mimo słabszej postawy Polaka, Xavi nie dał nawet na kilka minut szansy Memphisowi Depayowi.

 

Lewandowski jest i zawsze będzie legendą Bayernu

 

Mecz przeciwko niedawnym kolegom z Bayernu był dla Lewandowskiego bardzo trudny od strony sportowej i arcytrudny w sferze emocjonalnej, psychologicznej. Takiego ładunku wspomnień, stresu, rozterek, huśtawki nastrojów, dawno w wielkiej piłce nie było. Trochę wracały wspomnienia z czasów, gdy Luis Figo w 2000 roku przechodził w atmosferze skandalu z Barcelony do Realu Madryt. Być może te kwestie emocji, psychiki, gry pod presją, też przyczyniły się do tego, że Robert był tego wieczoru w Monachium nieskuteczny i niedokładnie podawał.

 

Łowcy sensacji wieszczyli armagedon na trybunach, zimne przyjęcie Polaka przez kibiców Bayernu, transparenty o najemniku, cytowano ludzi mówiących, że Lewandowski nigdy nie będzie legendą Bayernu. To były bzdury. Grupka oszołomów zawsze się znajdzie, ale większość prawdziwych kibiców Bayernu zachowała rozsądek i klasę. Przyjęli Roberta oklaskami. Tak jak na to zasłużył i animozje Polaka z działaczami Bayernu, przy transferze do Barcelony, nie mogą tego zmienić.

 

Pedri przebił nieskutecznością Lewego

 

Żaden transparent, okrzyk kibiców, tekst w mediach - nie będzie decydował o tym, czy Lewandowski będzie, czy nie będzie legendą Bayernu. To jest napastnik, który w 375 meczach strzelił 344 gole dla tego klubu, pobił rekord Gerda Muellera (41 goli w sezonie), był siedem razy królem strzelców Bundesligi, zdobył z Bayernem osiem tytułów mistrza Niemiec, doprowadził zespół do triumfu w Lidze Mistrzów. On już jest w Monachium legendą i zawsze nią będzie. A im gorliwiej ktoś nawiedzony będzie krzyczał, że nie jest, tym bardziej ta legenda będzie rosła w siłę, bo to będzie oznaczało, że Bayernowi bardzo brakuje Polaka, choć we wtorkowy wieczór akurat za bardzo tego nie było widać.

 

Lewandowski wcale nie był jednak tego wieczoru najbardziej nieskutecznym zawodnikiem na murawie. Choć to było sztuką, przebił go Pedri, który momentami jest równie błyskotliwy, co niefrasobliwy i nonszalancki. Miał dwie takie sytuacje do strzelenia gola, że piłkarze z B klasy, po nieprzespanej nocy, z opaską na oczach, wykorzystaliby 10 na 10 takich okazji.

 

Czas na prawdziwe testy z Interem i Realem

 

Po ostatnich zwycięstwach Barcelony i licznych golach Lewandowskiego ostrzegałem, że za wcześnie na euforię na Camp Nou. Grali ze słabiakami i nawet jak momentami poczynali sobie wirtuozersko, to niewiele to znaczy, gdy rywal pozwala na dużo. Barca już jest dobra na Real Valladolid i Viktorię Pilzno, ale jeszcze za słaba na Rayo Vallecano i tym bardziej na Bayern.

 

0:2 w Monachium to jest dopiero pierwsze ostrzeżenie. Przed Barceloną bardzo trudne tygodnie. Bayern, po wygranej w Mediolanie z Interem i z Blaugraną u siebie, praktycznie ma awans do 1/8 finału LM w kieszeni. Barcelonę czeka bardzo trudny sportowo i psychologicznie dwumecz z Interem, który zdecyduje o tym, kto jako drugi wyjdzie z grupy.

 

Pierwszy mecz jest na San Siro i będą to schody do nieba, ale każdy ich szczebel będzie bardzo trudno pokonać. A trzecie miejsce w grupie i zesłanie do Ligi Europy, po tym jak Laporta wydał kolejne 150 mln euro na transfery, byłoby sportową klęską tego projektu i mogłoby pogrążyć Dumę Katalonii finansowo. Znów na Camp Nou byłby płacz i zgrzytanie zębów.

 

Nie każdy jest Guardiolą

 

Póki co, do tej czarnej wizji jeszcze daleko, ale jakby tych trudnych meczów z Bayernem (rewanż na Camp Nou też nie będzie spacerkiem) i Interem było mało, to 16 października Barcelonę czeka najpoważniejszy test - Gran Derbi z Realem Madryt na Santiago Bernabeu. Nie chcę być złym prorokiem, ale euforia może się łatwo przerodzić w żałobę w przypadku niepowodzenia, a Barcelona na razie nie przekonuje na tyle, żeby jej wieszczyć zwycięstwo w tym spotkaniu.

Kto będzie kozłem ofiarnym w przypadku ewentualnych niepowodzeń? Wiadomo, że przecież nie Laporta, tylko oczywiście Xavi. Akurat moim zdaniem, jeśli rzeczywiście Barcelonie nie pójdzie, żadna to wielka strata, bo mam wrażenie, że Xavi jest mało utalentowanym trenerem, który nie czuje tej drużyny i nie wykorzystuje jej potencjału, dokonuje złych wyborów taktycznych i personalnych. Nie każdy, kto wcześniej dobrze grał w piłkę na Camp Nou, jest później jako trener Guardiolą.

 

Wielka improwizacja Xaviego

 

Xavi miesza składem, drużynie brakuje zgrania, powtarzalności, jest taka wielka improwizacja, momentami efektowna, bo piłkarzy ma o ogromnych talentach, ale to wszystko jest bez myśli przewodniej. Nagle na lewej obronie na trudny mecz z Bayernem wstawia Marcosa Alonso, który nie grał w poprzednich meczach, a ten puszcza krycie przy rzucie rożnym i jest z tego gola na 1:0 dla gospodarzy. Ze środkowymi obrońcami też ciągle kombinuje, co mecz wystawia innych, więc po chwili wbiegł im środkiem Leroy Sane, swobodnie jak po pizzę i wino na La Rambli, i strzelił gola na 2:0 dla Bayernu.

 

Nie wiem kto i dlaczego w Barcelonie wymyślił, że Raphinha to będzie piłkarz na miarę wygrywania Ligi Mistrzów i przyćmienia Mbappe, De Bruyne, Neymara, Benzemy i innych. To niezły piłkarz, ma trochę "pokrętła" i strzału, ale moim zdaniem on tylko przechodził obok szatni zarezerwowanej dla graczy tego formatu i zazdrośnie zaglądał tam przez okno.

 

Dembele znów był jak... Dembele

 

Inny głośny transferowicz Barcy z tego lata - Duńczyk Andreas Christensen z Chelsea, który dobrze wyglądał na tle przeciętniaków z La Liga, w Monachium miał problemy z wyprowadzaniem piłki z obrony i został po przerwie zmieniony. Nawet Jules Kounde, który w La Liga i z Pilznem w LM popisywał się asystami, nie błyszczał ani w obronie, ani w ofensywie.

 

Dembele jak to Dembele. Gdy już po ostatnich meczach w lidze hiszpańskiej wydawało się, że wszedł na wyższy poziom, że jest szybki i niemal nie do zatrzymania w dryblingu, to w Monachium znów wypadł słabo. Gubił piłkę, rywale mu ją zabierali jak dzieciakowi, miał problem z oddaniem strzału i dokładnym podaniem do kolegów. Mam duże wątpliwości, czy Raphinha i Dembele są lepsi od Aubameyanga, którego Laporta lekką ręką oddał do Chelsea.

 

Czy Mbappe złapałby się u Xaviego do składu?

 

Nie ma chyba drugiego trenera na świecie, oprócz Xaviego, który podczas meczu z Bayernem trzymałby 80 minut na ławce piłkarza o takich umiejętnościach jak Ansu Fati. Na boisku był za to Raphinha, no bo trzeba usprawiedliwić te wydane dziesiątki milionów, wcześniej wszedł też Ferran Torres (Barca zapłaciła za niego aż 55 mln euro Manchesterowi City). To tak, jakby Tel wszedł w Bayernie na boisko przed Mane, Sane czy Muellerem.

 

Ciekawe, czy Mbappe dałby radę złapać się u Xaviego do pierwszej jedenastki? Di Maria to chyba nawet na ławce by się nie zmieścił. Depay na ławce usiadł, ale znów nie zagrał ani minuty. Chyba tylko w hierarchii Xaviego i Laporty Depay to obecnie piłkarz znacznie gorszy od Torresa, podobnie jak De Jong od Busquetsa, a Fati od Raphinhii.

 

Złośliwie można podpowiedzieć Laporcie, że może niech zadłuży klub nie na miliard, ale na 2 miliardy euro i kupi od razu całą trójkę z PSG (Messi, Neymar, Mbappe) i na dokładkę Van Dijka z De Bruyne, by miał kto ma ławce rezerwowych pogadać z Pique, Fatim, De Jongiem, Depayem i Jordim Albą.

 

Zyskał finansowo, stracił na razie sportowo

 

Póki co, choć nazwiska piłkarzy Barcelony oszałamiają, to Lewandowski zmienił klub lepszy na gorszy pod względem sportowym. Owszem, pewnie zyskał finansowo, bo dostał kontrakt aż na cztery lata, z zarobkami po kilkanaście milionów euro netto rocznie, a Bawarczycy chcieli z nim przedłużyć umowę tylko o rok. Na pewno zyskał marketingowo, pod względem reklamowym, bo Barcelona jest wielką światową marką, rozpoznawalną i bardzo popularną na wszystkich kontynentach. Odżył też psychicznie ze względu na nowe wyzwanie, zmianę otoczenia, piękne miasto i wspaniały kataloński klimat.

 

Był też chyba w tej przeprowadzce z Bawarii do Katalonii element pewnego dowartościowania i snobizmu, że zagram w koszulce słynnej Barcelony, na legendarnym Camp Nou, usiądę w szatni na miejscu Messiego. Trochę taki szpan i mi akurat się to nie podoba. Piłkarz tej klasy co Lewy powinien mieć większe poczucie dumy i nie mieć kompleksów, takiego trochę juniorskiego i prowincjonalnego zachwytu wielką firmą. Zwłaszcza, gdy całe życie Lewandowski deklarował, że... jest kibicem Realu i marzy o grze w tym klubie. Ale już pal licho ten mój dysonans. Sedno jest w tym, że Lewandowski na razie stracił sportowo, bo przeszedł do gorszej drużyny.

 

Wielkie sukcesy Barcy to na razie fatamorgana

 

Oczywiście, to może się zmienić. W meczach z tymi słabszymi zespołami było widać, że Lewy cieszy się grą, zagrywa piętkami, gra wirtuozersko, można zakładać, że współpracując z tymi piłkarzami, jeszcze się rozwinie. Jednak wielkie sukcesy Blaugrany to na razie trochę fatamorgana i - jak napisał genialny tekściarz Andrzej Mogielnicki w piosence dla Lady Pank - "Zamki na piasku, gdy pełno w szkle" prezesa Laporty.

 

Po poprzednich meczach w koszulce Barcy Lewandowski mógł sobie spokojnie nucić przy goleniu za Januszem Panasewiczem: "Jesteś idolem, wielbi Cię tłum, gdzie się pojawisz słychać, zdumionych głosów szum. W porannej prasie widzisz, codziennie swoją twarz, z możnymi tego świata, o wielkie stawki grasz...". Po meczu z Bayernem to już jednak bardziej pasowała trzecia zwrotka: "Taśma kręci się, Ty stoisz przy niej, jesteś pionkiem w grze, kółkiem w maszynie. Żyjesz w zamkach pośród chmur, na ich wieżach, nie chcąc wiedzieć, ani czuć, dokąd zmierzasz..."

 

Na wiosnę Barcelona może być lepsza od Bayernu

 

W grze Barcelony w Monachium były przebłyski w pierwszej połowie, stworzyli sobie znakomite sytuacje do strzelenia gola, plus jedną w drugiej połowie, ale trzeba pamiętać, że PSG, Real, czy Manchester City zawieszą poprzeczkę jeszcze wyżej niż Bayern, zarówno w ofensywie jak i w defensywie. Barcelona ma ogromny potencjał, jest szalenie silna personalnie, chyba nawet bardziej od Bayernu i większości drużyn w Europie, ale trzeba jeszcze z tego zrobić prawdziwą drużynę, a tej na Camp Nou na razie nie ma.

 

Na wiosnę Blaugrana, gdy zespół się zgra, może być już lepsza od Bayernu (zwłaszcza jakby zatrudniła lepszego trenera) i nawet wygrać Ligę Mistrzów, ale - tak jak napisałem dwa tygodnie temu - paradoksalnie może być teraz trudniej wyjść z grupy LM, niż na wiosnę, po ewentualnym awansie, wygrać całą Champions League.

 

Bayern był jak zwykle niemiecką maszyną, może nie perfekcyjną jak dawniej, ale taką która stopniowo i bezwzględnie się rozkręca. Był niczym bokser, który bada rywala w pierwszej połowie, na początku drugiej zadaje dwa bardzo mocne ciosy sierpowe, a później do końca meczu punktuje rywala, trzymając go na dystans, za podwójną gardą, choć lekkie szczeliny w tej zasłonie były. Poza dwoma akcjami Barcelona była jednak w drugiej połowie bezradna.

 

Kane będzie w Monachium drugim Lewandowskim?

 

Bayernowi po odejściu Lewandowskiego brakuje klasycznego środkowego napastnika, grają z przodu w zasadzie czwórką ofensywnych pomocników, dlatego ich skuteczność w tym sezonie faluje, ale na Barcelonę to wystarczyło. Jeśli rzeczywiście ściągną, jak planują, a zaczęli już rozmowy, Harry'ego Kane'a z Tottenhamu, to znów mogą mieć walec nie do zatrzymania - zespół na miarę triumfu w Champions League. Tercet Leroy Sane - Sadio Mane - Jamal Musiala ma ogromny potencjał szybkościowy i techniczny. Uzupełnia ich doświadczony, charyzmatyczny i "zimnokrwisty" Thomas Mueller. W tym momencie nawet Serge Gnabry musi się pogodzić w Bayernie z rolą rezerwowego.

 

Znów fantastycznie zagrał Joshua Kimmich, który widzi na boisku wszystko, stymuluje z wyczuciem grę Bayernu i w roli środkowego pomocnika zbliża się powoli do klasy Luki Modricia. Do tego dołożył asystę przy pierwszym golu. Niesamowity spokój daje z tyłu Manuel Neuer, ciągle bramkarz wybitny. Coraz częściej Dayot Upamecano pokazuje, że jego transfer był strzałem w dziesiątkę, a Alphonso Davies biega po skrzydle tak, że chyba tylko Usain Bolt mógłby go dogonić, a w liczbie przechwytów mógłby rywalizować z rekordzistą wszech czasów NBA w tej dziedzinie - Johnem Stocktonem.

 

Odrodzenie Nagelsmanna

 

To był mecz, który mógł zbudować i wzmocnić trenera Juliana Nagelsmanna, bo odpadnięcie w tym roku w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, trzy ostatnie remisy w Bundeslidze, plus pogłoski o jego złych relacjach z zawodnikami i bufoniarskich zachowaniach, trochę nadszarpnęły pozycję młodego szkoleniowca i co bardziej niecierpliwi zaczęli przebąkiwać o możliwej zmianie trenera w Monachium. Chyba jeszcze nie tej jesieni, choć warto podkreślić, że Bayern we wtorek też miał kilka słabych punktów.

 

W pierwszej połowie zespół z Bawarii dopuścił rywali do minimum czterech "setek". W drugiej części momentami gospodarze kryli na radar i tylko szczęściu oraz nieporadności piłkarzy Barcelony zawdzięczają, że nie stracili goli. Kolejny element, to brak zdecydowania pod bramką, decyzji o strzale, klepanie piłki na kilku metrach tuż przed polem karnym, zawsze zakończone stratą. W takich sytuacjach widać było, jak bardzo brakuje Bayernowi... RL9.

 

W sobotę Barca się odbuduje - nastrzela goli Elche

 

No, a Barcelona nie musi się aż tak zamartwiać. W sobotę gra na Camp Nou z Elche, to będzie można sobie powetować Monachium. Lewandowski znów coś strzeli, Xavi urośnie, kibice się napompują chociaż na kilka dni. Tyle tylko, że o tym, czy Xavi jest duży, czy mały, przekonamy się 4 października, gdy pogromcy Elche i Kadyksu zagrają w Mediolanie z Interem i 16 października w Madrycie, a mecz z Realem będzie dla fanów Blaugrany jak zawsze najważniejszy. Szykuje nam się gorący październik...

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie